Category Archive For "MUZYCY"
Dawid Podsiadło
– Pamiętasz swój pierwszy występ publiczny?
– Pamiętam nawet pierwszy występ zagraniczny! Miałem 12 lat. W Tunezji na wakacjach, podczas konkursu zorganizowanego przez animatorów, stojąc przy basenie, śpiewałem Długość dźwięku samotności Myslovitz. Mam nawet nagranie. Pokazać?
– A nie strach?
– Trochę, ale słowo to słowo.
Beata Kozidrak
– Możemy przejść na „ty”?
– Bardzo nam miło!
– Będziemy się czuli bardziej komfortowo, dzięki czemu czytelnicy tylko na tym skorzystają. Jakie macie pierwsze pytanie?
– Najbardziej oczywiste z oczywistych. Ile razy odmawiałaś PLAYBOYOWI?
– Dwa.
– Ku rozpaczy wszystkich fanów.
– Uważam, że to, co moje, jest intymne i należy tylko do mnie. Ewentualnie do mojego mężczyzny.
Zbigniew Wodecki i Mitch & Mitch
– Czy Zbyszek dostał już oficjalną „Mitchową” ksywkę?
– Zbigniew Wodecki: A toście mnie zagięli! Myślałem, że ten projekt sam w sobie jest tak zaskakujący, że już nic mnie nie zdziwi. Ale żeby jeszcze wymyślać ksywy? Czasem chłopaki mówią na mnie „Łodeki”…
– Mitch: Przecież sam to wymyśliłeś! Na pierwszym koncercie.
– Mitch: W „Trójce”. Kiedy zostałeś niby przypadkiem wywołany na scenę do „czelendżu na kibordzie”.
Wojciech Karolak
– Miło mi, że jestem według was interesujący. Myślę jednak, że dla ludzi jestem tak naprawdę nikim. W wywiadach ważne jest nie to, co ktoś mówi, ale kto to mówi. Powinien to być ktoś znany, rozpoznawalny. Ktoś, kim ludzie się interesują. Z całym szacunkiem dla panów, ale nie spełniam żadnego z tych wymagań. Mam zatem jedno pytanie: po kiego…?
– Idziemy pod prąd.
– Nie da się ukryć (śmiech). Tylko obiecajcie, że zastopujecie mnie, jak będę za długo pieprzył.
Edyta Bartosiewicz
PRZEKRÓJ nr 39, 2013 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke — Rozmawiamy do ostatniego „Przekroju”? Po nas choćby potop. Bardzo to przykre, ale jednocześnie niesłychanie przystające do mojej sytuacji. Pasujemy do siebie jak ulał, bo przechodzę teraz coś w rodzaju śmierci. Czekam na swój pogrzeb i, miejmy nadzieję, zmartwychwstanie. Wydaję nową płytę, ale z materiałem, …
Andrzej Smolik
– Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
– Mogę wam opowiedzieć, jak ich nie zarobiłem. Ojciec pracował w marynarce handlowej i kiedyś byłem z nim na placówce w Ameryce Południowej. Któregoś razu przesadził z gulaszem. Wkroił do niego ekstremalnie dużo chili, które pomylił ze słodką papryką. W ramach żartu powiedział: „Jak zjesz wszystko, dostaniesz 100 papierów”. W 1983 r. 100 dolarów robiło większe wrażenie niż dzisiaj lamborghini 50 Centa. Podjąłem wyzwanie. Ale ojciec wiedział, co robi. Nie dałem rady. Wymiękłem.
– A kiedy nie wymiękłeś i pierwszy raz naprawdę zarobiłeś?
– Wszyscy to przerabiali. Akcja typu wujek, ciocia. „Jak będziesz grzeczny, dostaniesz dwie dychy na kino”. Oczywiście opłacało się być niegrzecznym, żeby potem móc przez chwilę być grzecznym dla pieniędzy.
Anja Orthodox
– Jak zarobiłaś pierwsze pieniądze?
– Jako chłopak stajenny na Służewcu. Potem byłam już dżokejką. Oczywiście nie startowałam w wyścigach, tylko na treningach. Przez 10 lat objeżdżałam poranne galopy. Z końmi pracowałam też w stajni pod Brukselą. Dzięki temu w 1986 r. widziałam na żywo Killing Joke i Siouxsie and the Banshees! Niestety, gdy zaczęło się granie, nie mogłam pogodzić koni z rock’n’rollowym stylem życia. Nie dało się.
– A dało się być jeszcze statystką w Teatrze Wielkim?
– Dało się. Mała kasa, za to wielka zabawa. Pracowałam tam cztery lata. Przebierałam się w suknie, nosiłam peruki, byłam malowana w garderobie… Z kumpelkami miałyśmy megaradochę. W Carmen wydałam nawet jakiś koguci skowyt… To była moja największa „rola”.
Cezary „CeZik” Nowak
– Czy Bóg Internetu kupuje gazety?
– Ostatnio kupiłem… „Przekrój”. Zaskoczeni?
– „Przekrojem” nie. Raczej tym, że nie zareagowałeś na „Boga”.
– Bo nie dajecie mi dokończyć. Za chwilę miałem zaprzeczyć, żeby wyjść na skromnego. A gazety kupuję regularnie. Nie jestem przywiązany do konkretnych tytułów, sugeruję się raczej tematami z okładek. W ogóle lubię kontakt z papierem. Z przyzwyczajenia. Przecież jak byłem mały, to nie było Internetu. Dopiero w liceum pojawiły się pierwsze modemy. Hasło „ppp” pamiętam do dziś. Wszyscy mieli takie samo (śmiech).
– Jakie to uczucie: być Bogiem?
– Nie wiem. Uspokójcie się. Jeszcze nikt nie pojechał mnie z tak grubej rury.
Alicja Węgorzewska-Whiskerd
– Jak zarobiła pani pierwsze pieniądze?
– Jako dziecko prezentowałam ciuchy na pokazach mody dziecięcej. Moja mama była szefową reklamy w Spółdzielni Spożywców Społem i wysyłała mnie na takie imprezy. Występowały tam tylko dzieciaki pracowników. To były czasy, w których nie organizowało się castingów, a agencje modelek były abstrakcją.
– Pieniądze, które pani dostawała, też były abstrakcją?
– Oczywiście. Śmieszne, symboliczne kwoty typu 50 złotych. Wszystko oddawałam mamie. Już wtedy nie byłam rozrzutna.
Artur Gadowski
– Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
– W zakładzie jubilerskim, w ramach praktyk szkolnych. Całe tysiąc złotych, czyli jeden „kopernik” (śmiech). Niestety, nie pamiętam, co tak naprawdę zrobiłem. Na pewno jednak było to coś poważniejszego, niż przewidywał program szkolny. Inaczej nie dostałbym tak zawrotnej, nadprogramowej premii.
– Czyli pracowałeś na czarnym rynku.
– (Śmiech) Trochę na lewo, ale za to bardzo uczciwie. „Kopernik” poszedł chyba na struny do gitary.
– Jak wspominasz pracę jubilera?
– Nie mogę wspominać czegoś, co się nie wydarzyło. Nie pracowałem w zawodzie.
Marek Dyjak
– Dostaliśmy w redakcji konkretne zadanie: „Pogadajcie z Dyjakiem po męsku. O kobietach”.
– Nie wiem, czym jest „męska rozmowa”, a gadanie o kobietach jest jak krowa, która dużo ryczy i mało mleka daje. Z podwójnym rozwodnikiem lepiej o tym nie rozmawiać. Popełniłem za dużo błędów w relacjach z kobietami. Miesiąc temu jakiś producent z Wrocławia zaproponował, żebym zaśpiewał piosenkę Rezerwatu – Zaopiekuj się mną. Myślałem, że szlag mnie trafi. Równie dobrze Smoleń mógłby śpiewać Bogurodzicę. Dla niektórych jestem facetem, który powinien błagać dziewczyny, żeby się nim zaopiekowały. A ja wiem, że w wyniku tej opieki dziś wyglądam, jak wyglądam.
– Sławomir Mrożek w rozmowie z nami stwierdził, że kobiety to lepszy gatunek ludzi.
– To prawda. Były stworzone jako drugie, więc to ulepszona wersja człowieka. Pewnie dlatego kibolami są mężczyźni. Faceci burzą domy, a kobiety je stawiają. Ja sam mam w sobie zajebiście dużo babskości.
Janusz Olejniczak
– W muzyce wiele zależy od samopoczucia wykonawcy. Jak się pan dziś czuje?
– Jestem śpiący jak jasna cholera. Mogę być zbyt sentymentalny.
– A ile powinien spać pianista?
– Ile się da (śmiech). Niektórym się wydaje, że ćwiczenie w nocy jest bardzo przyjemne, bo człowiek może się wyciszyć i jest bardziej skoncentrowany. Ale tak naprawdę najlepiej ćwiczyć między 9 a 12 rano. W nocy można grać tylko dla przyjemności.
– Dziś w nocy pan grał?
– Nie, i nie pamiętam, kiedy ostatnio grałem dla przyjaciół całą noc. Ale od czasu do czasu zdarza się. Nigdy jednak na zamówienie. Nie znoszę próśb w rodzaju: „Mamy tu fortepian. Niech pan coś zagra”. Od razu wszystko się we mnie gotuje. Wolę grać pod wpływem chwili, dobrego nastroju.
Adam „Nergal” Darski
– Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
– Na początku podstawówki kolegowałem się z gościem o imieniu Tibor. Był inteligentnym facetem, ale przy okazji klasycznym osiedlowym chuliganem. Chłopakiem, który miał tak zwany zły wpływ na wszystkich dookoła. Na mnie również. Kiedyś niczym Frodo Baggins i Sam Gamgee ruszyliśmy w świat. Pojechaliśmy kolejką do Gdańska, a potem autobusem na wieś, daleko od miasta. Tibor twierdził, że jak zbierzemy kobiałkę truskawek, to będziemy bogaci. Po paru godzinach mieliśmy pół kobiałki, a ochoty i siły, żeby tyrać dalej w polu, zero. Poszliśmy się rozliczyć do skupu i zobaczyliśmy, że otaczają nas niezliczone liczby wypełnionych po brzegi kobiałek. Podkradliśmy cudze zbiory i uzupełniliśmy nasze braki. W międzyczasie zaniepokojona Irena, moja mama, postawiła na nogi wszystkich sąsiadów, nauczycieli i moich kolegów, bo myślała, że ktoś mnie porwał. A my, nie do końca uczciwie zarobiwszy parę złotych, wróciliśmy do domu.
Marcin Wyrostek
– Jak się podrywa na akordeon?
– Dajcie spokój. Wszyscy koledzy ze szkoły muzycznej mieli problem, żeby przed dziewczynami w ogóle przyznać się do akordeonu. To naprawdę było obciachowe. Mam nadzieję, że podejście do tego instrumentu powoli się zmienia. Chciałbym, żeby zniknęła biesiadna łatka, którą ma akordeon. To fantastyczny instrument koncertowy.
– Czułeś się kiedykolwiek obciachowo, grając na nim?
– Był taki moment w liceum. Wyjazdy, koncerty, ludzie z branży, wszystko spoko, ale jak przychodziła konfrontacja z rówieśnikami, którzy wymiatali na gitarach, to czułem się nieswojo. Tym bardziej, że zawsze brakowało pomysłu na nagłośnienie, oświetlenie i repertuar. Dziś uważam, że przy odpowiedniej oprawie, akordeon nie ustępuje widowiskowością gitarze.
Czesław Mozil
– Przykro nam, że miałeś nieprzyjemną podróż. Aż na Facebooku zawrzało.
– Po trzydniowym balecie spałem tylko godzinę. Byliśmy jednak umówieni, więc grzecznie wsiadłem do pociągu w Krakowie o 6:45. Wchodzę do przedziału, w którym siedzą trzy krawaty. Na głowie mam kapturek, ale nie wyglądam źle. Mimo kaca nie śmierdzę alkoholem. Wrzucam walizkę na półkę i co słyszę? „Pan wie, że to jest pierwsza klasa?”. Załamka. Co mogłem odpowiedzieć? „Tak, dlatego tutaj jestem, proszę pana”. Dałem wpis na Facebooku i poszedłem spać.
– Trochę nam ulżyło. Że ten afront to w Krakowie, a nie u nas.
– Poniedziałek, skoro świt. Cały pociąg załadowany krakowskimi krawaciarzami, którzy w weekendy obgadują dupy warszawiakom, a potem wbijają się w garnitury i przyjeżdżają zarabiać tu pieniądze.
– Ostatnio twoja miłość do Krakowa chyba słabnie.
Michał Urbaniak
– Wiecie, że pod koniec lat 90. udzielałem wywiadu polskiemu PLAYBOYOWI?
– Ciekawie się zaczyna.
– Nigdy się nie ukazał z powodu wyjątkowej niezgodności charakterów… Spotkałem się z panią, która w szkole na pewno miała same piątki. Uważała, że za bardzo rzucam mięsem. Poza tym powiedziałem jej, że kocha się tylko raz, a miałem wtedy trzecią żonę. Próbowałem jej wytłumaczyć, że to jest cały czas ta sama miłość. Najwyraźniej odezwała się w niej jakaś feministyczna nuta, bo odmówiła spisania rozmowy.
– My mięso lubimy, a do tego nie jesteśmy feministkami.
– I już mi się podoba. Ja, jak się przed kimś „rozbieram”, to nie robię liftingu i make-upu.
– Już nam się podoba. Może coś przekąsimy na dobry początek?
Roman Kostrzewski
– Jaki jest twój ulubiony rodzaj egzekucji?
– Mogę wam wskazać rodzaj najgorszy. Jest to niewątpliwie egzekucja komornicza. Poza tym egzekucją w moim przypadku było bycie ojcem, które zmienia okoliczności życiowe. Egzekucją bywały także kobiety, z którymi w łóżku rzecz jasna nie cierpiałem, ale poza nim i owszem. Czasami żądały ode mnie takich funkcji i programów, iż naprawdę czułem, że stracę głowę. Krótko mówiąc, mimo że gadacie z żywym człowiekiem, przeżyłem parę egzekucji.
– Nieźle się zaczyna. Już twoja pierwsza odpowiedź ma szansę trafić na Pudelka.
– Jestem w wieku, w którym muszę uważać na wszelkiego rodzaju pudełka (śmiech). Nie ma już Dio, nie ma Moore’a, Nergal zachorował… Możliwość wejścia do pudła stale mi towarzyszy. Ale najwięcej i najchętniej pisałem o śmierci, gdy mnie w ogóle jeszcze nie dotyczyła. Młodzi ludzie chętnie podejmują tematy eschatologiczne, a życie na krawędzi bardzo ich kręci.
Adam Sztaba
– Czy dziewczyny lecą na batutę?
– Kiedyś recepcjonistka w hotelu, patrząc mi głęboko w oczy, powiedziała: „Uwielbiam, jak pan wymachuje tą swoją pałką…”. Raczej wyrafinowany komplement (śmiech). Panie częściej zakochują się w gitarzystach i wokalistach. Dyrygent zawsze stoi tyłem i nie ma szans na kontakt wzrokowy.
– Nie macie swoich groupies?
– Myślę, że mój wielki idol Leonard Bernstein miał. Ale on imponował wszystkim. Był wspaniałym dyrygentem, showmanem, świetnie komponował. Łączył estetyki, tak jak Tarantino robi to w kinie, przeskakując z jednej konwencji w drugą. Kobiety go uwielbiały. Nie były to jednak klasyczne groupies, tylko rozkochane w artyście intelektualistki. Jeśli chodzi o typowe groupies, które jeżdżą na wszystkie koncerty „i nie tylko”, to ja się z tym „i nie tylko” nie spotkałem (śmiech). Oczywiście jest parę nastolatek, które interesują się moją pracą i życiem bardziej niż przeciętnie. Zwykle jednak wyrastają z tego tuż po maturze.
Tomasz „Titus” Pukacki
– Czy kiedyś jakaś kobieta powiedziała ci, że masz „nazwisko z kluczem”?
– Niestety nie. Ale nie wiem, czy ktokolwiek zna moje nazwisko. Od 17. roku życia jestem Tytusem. Potem tylko „y” zmieniło się na „i”. Świetnie udawałem małpę, więc kumple nie mieli problemu z wymyśleniem mi ksywy. Większość naszych fanów w czasach nieinternetowych, jakoś do połowy lat 90., nie wiedziała, że jestem Tomaszem Pukackim.
– „Cześć, nazywam się Pukacki”. Nie wierzymy, że nie testowałeś tego na kobietach!
– Nie robiłem tego, bo zawsze byłem nieśmiały w stosunku do dziewcząt (śmiech).
– A zanim stałeś się Tytusem, kim byłeś?
– W podstawówce byłem „Pukwą”. W zespole, jeżeli ktoś mówił na mnie inaczej niż „Titus”, to robił to za moimi plecami i nic na ten temat nie wiem.
Krzysztof „Dezerter” Grabowski
PLAYBOY nr 01, 2011 rok TEKST: Rafał Księżyk fot. Andrzej Georgiew — W tym numerze mamy też wywiad z generałem Petelickim. Chciałbyś mu złożyć gratulacje za GROM? Nie mam zdania na ten temat. Słyszałem, że GROM odnosił sukcesy, nie wiem, czy odnosi nadal. Natomiast nie znam człowieka, nie wiem, co o nim myśleć. Mam kumpla, …
Urszula
PLAYBOY nr 6, 2010 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke — Dlaczego 13 lat temu się dla nas nie rozebrałaś? Słucham?! Dlaczego miałabym się wtedy rozbierać? Bo byłaś w 1997 roku na okładce grudniowego PLAYBOYA. Razem z Kayah promowałyście płytę dołączoną do numeru. A czy ktoś mi wtedy proponował sesję? Nie przypominam sobie. Jak to? …
Jędrzej Kodymowski
PLAYBOY nr 10, 2007 rok TEKST: Rafał Księżyk fot. Waciak — Jako chłopak z Gdyni, jak skomentowałbyś porzekadło: nie zna życia, kto nie służył w marynarce? Do marynarki mam zupełnie subiektywne podejście. Bo ja miałem bilet na łódź podwodną. Chcieli mnie brać na 3-miesięczne przeszkolenie w Ustce. Ukrywałem się do 24. roku życia. Kiedy pukała …
Lech Janerka
PLAYBOY nr 3, 2005 rok TEKST: Rafał Księżyk fot.Tomek Bergmann — Na Plagiatach jest country i bossa nova. To twój najbardziej wyluzowany materiał. Co się zmieniło? Być może zapędziłem się w tych swoich wyścigach muzyczno-słownych. Kiedy zaczynałem, moje oczekiwania wobec muzyki zakładały, aby była bardzo osobista i bardzo serio. I takie płyty nagrywałem. Aż pojawiły …
Ryszard Tymon Tymański
PLAYBOY nr 11, 2004 rok TEKST: Rafał Księżyk fot. Tomek Bergmann — Na gali Fryderyków w 1998 r., gdy odbierałeś statuetkę w kategorii album alternatywny, grzmiałeś przeciw „establiszmentowej mafii”. Twoją najnowszą płytę Wesele wydał koncern BMG. Co się przez ten czas zmieniło? Mój ogląd sytuacji. Przez ostatnie trzy lata klepałem biedę. Pomyślałem, że coś tu …
Kayah
PLAYBOY nr 11, 2004 rok TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski fot. Andrzej Georgiew — Co cię skłoniło, by wystąpić w ubiegłorocznej sesji PLAYBOYA? Finanse? Nie, to nie był powód. Był nim, nie uwierzycie, święty spokój. Cztery lata ścigano mnie w tej sprawie i nikt nie mógł zrozumieć, że jej po prostu nie chcę, bo nie …
Czesław Mozil
– Czujesz się gwiazdą?
– Nie, bo nie ma mnie na Pudelku. Pudelek mnie ignoruje. Pudelek mnie olewa (wybuch śmiechu). Zresztą dziwię się temu, bo moje życie jest bardzo kolorowe. A dlaczego na przykład nie zaprosił mnie jeszcze Szymon Majewski? Myślicie, że da się to załatwić? (śmiech).
– Mówisz, masz. Ale z drugiej strony ty sam od gwiazdorstwa uciekasz.
– Bo nie interesują mnie dziesiąte edycje telewizyjnych show. Chcę brać udział tylko w pierwszych. Moje ciotki cały czas pytają, kiedy będą mogły mnie zobaczyć w „Tańcu z gwiazdami”! A mnie nawet nie ma na Pudelku… Dobrze, że chociaż u was się pojawię! Wszyscy moi kumple są mega podjarani, że udzielam wam wywiadu.
– Nie dziwi nas to. Powiedz tylko, czy polski PLAYBOY był twoim pierwszym PLAYBOYEM?
Sidney Polak
PLAYBOY nr 11, 2006 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke fot. Tomek Bergmann — Czy twoim idolem był Zwierzak z Muppet Show? Na pewno dzięki Zwierzakowi zwróciłem uwagę na perkusję. Gdybym jako kajtek wiedział, że bębny Zwierzakowi podkłada Buddy Rich, jeden z najlepszych perkusistów świata, to słuchałbym go z większą uwagą. Generalnie Zwierzak to świetna …
Muniek Staszczyk
PLAYBOY nr 12, 2003 rok TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski fot. Tomek Bergmann — (Z Muńkiem zawsze warto się spotkać. Po pierwsze – jest specyficzny. Po drugie – szczery. Po trzecie – ma zdanie na każdy temat. Po czwarte – smutno nigdy nie jest. I tym razem, w knajpce na warszawskiej Ochocie, przegadaliśmy prawie dwie …
Sidney Polak
– Co czujesz, gdy słyszysz piosenkę Chłopaki nie płaczą?
– Ta piosenka to kawałek mojego życia. Przypominam sobie klimat, który był w T.Love, gdy ona powstawała. Muniek jej nie lubi. W T.Love ta piosenka ma ksywę „dupowłaz”. Ja uważam, że to trafiony hit. Tekst Muńka jest wytrychowy. Wytrych to jest taki nośny wers, który ma uniwersalność codzienną. Już sam tytuł jest wytrychem. Dobrej jakości. Znajomi mieli synka, który płakał podczas ubierania. Ojciec mu mówił: „Chłopaki nie płaczą”. Można się z tego śmiać, ale w tym się kryje wartość, którą trudno osiągnąć w piosence. Gdyby jednak T.Love opierał się tylko na takich utworach, byłby to kompletnie inny zespół.
– A mnie Chłopaki nie płaczą przypomnieli twój pierwszy własny zespół Incrowd, który 15 lat temu miał huczną i krótką karierę. Byliście pierwszym rockowym boysbandem na nowej, kapitalistycznej scenie rockowej. Wyszczekani chłopcy z megakontraktem.
– W naszych organizmach wrzały hormony. Wzajemnie się nakręcaliśmy. Ścigaliśmy się w szczeniackich wybrykach, które zahaczały o chamstwo. Tak realizowaliśmy swoje wyobrażenie o młodym zawadiackim zespole rockowym.
Peter Wiwczarek
– Dlaczego niedźwiedzie polarne nie polują na pingwiny?
– (Śmiech) A nie polują? Pewnie z lenistwa, bo łatwiej złapać fokę. Jeszcze nie byłem na biegunie, więc nie miałem okazji pogadać z niedźwiedziami. Jedyne misie, jakie spotykam, to te, które pozują na starówkach. Trochę zioną alkoholem (śmiech).
– Chcieliśmy cię trochę sprawdzić z biologii…
– Rzuciłem studia po czwartym roku. Musiałem podjąć decyzję, co robić w życiu. Zdecydowałem się na ryzykowny krok – wszedłem w muzykę. Black Sabbath tak mnie zainfekował, że nie mogłem się oprzeć. Nie wiedziałem wtedy, że będę grał zawodowo, bo niewiele zespołów zawodowo gra death metal. Próbowałem zaocznie kontynuować studia, ale nie miałem na to sił ani czasu. Zaczęliśmy grać sporo koncertów.
Grzegorz Markowski
PLAYBOY nr 8, 2003 rok TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski fot. Rafał Latoszek — To rozmowa, do której mamy podejście mocno emocjonalne. Po pierwsze, to nasz pierwszy wywiad na łamach PLAYBOYA. Po drugie, to jedna z najszczerszych i najostrzejszych rozmów w historii pisma. Po trzecie, o czym zawsze mówimy wszem i wobec, każde spotkanie z …
Zygmunt Staszczyk i Jan Benedek
– Janek, słyszeliśmy, że wyjątkowo lubisz akcje w stylu „wejście smoka”. W T.Love chyba nie zawsze układało się między wami idealnie.
Benedek: Zdarzało się, nie byliśmy ministrantami.
Staszczyk: Do sparingów między nami nie dochodziło. To inni członkowie zespołu mają w swoich biografiach takie wyskoki. Pewnego razu w Katowicach wszyscy byli pijani w trzy dupy i nagle młody ambitny Polak (Sidney – przyp. aut.) rzucił się na Janka. Rozdzielałem jak potrafiłem, ale nie dałem rady…
Benedek: Zaczęło się od tego, że odepchnąłem Sidneya nogą. I tylko to. A on dostał ataku szału. Podbił mi oko, z tego co pamiętam. Podobną akcję Sidney miał niedawno z Mikołajem Lizutem (szefem Radia Roxy – przyp. aut.)…
Sokół i Pono
– Kogo chcielibyście rozebrać dla PLAYBOYA?
Sokół: Nie mam marzeń o gołych laskach na rozkładówkach. Marzę o zupełnie innych rzeczach. Nie jesteśmy erotomanami-gawędziarzami.
Pono: Zgadzam się z przedmówcą.
– Mamy wrażenie, że większość dziewczyn z waszych teledysków doskonale sprawdziłaby się w rolach playmates. Tylko pozazdrościć koleżanek.
Sokół: To nie są nasze koleżanki, sąsiadki czy kuzynki. Wszystko odbywa się bardziej profesjonalnie.
Pono: Dziewczyny są dobierane przez producentów klipów. Często ich nie znamy.
Sokół: Myślę, że część modelek, która pojawiała się u nas, wcześniej pojawiała się u was (śmiech). Na przykład Dorota Wysoczyńska (PLAYMATE 2002 roku – przyp. red.)
Pono: Trzeba wiedzieć, z kim się pracuje.
Beata Tyszkiewicz vs. Doda
– Czy mężczyzna, który nie całuje damy w dłoń na powitanie, popełnia niewybaczalne faux pas?
– Wasze pokolenie jest w tym i tak cieniutkie. Jedni się boją, drudzy tak całują, że robią się od tego siniaki. Nie wiem, co lepsze. W ogóle polska szarmanckość wygląda tak, że mąż jest w stanie przydeptać żonę, dzieci i psa w korytarzu, oby tylko pomóc zdjąć płaszcz sąsiadce. Ona wtedy jest zachwycona: „Och, ależ ma pani fantastycznego męża”. To się nazywa – szarmancja na wynos.
– Jak ma się czuć mężczyzna, do którego kobieta mówi publicznie per „Bąbelku”?
– Słodko. Nawet mama nie mówi tak do Kuby Wojewódzkiego, a mi to przyszło naturalnie. „Bąbelek” pasuje do niego znakomicie. Pamiętam, że pierwszy raz tego sformułowania użyłam wobec Malajkata. Ale to prehistoria, dzisiaj Wojtek jest już „Bąblem” (śmiech).
Lao Che
PLAYBOY nr 3, 2009 rok TEKST: Rafał Księżyk fot. Kasia Krawczyk — Po sukcesie Gospel zapowiedzieliście, że nadchodzi moment, kiedy wreszcie uda się wam żyć z grania. Udało się? Spięty: Od września utrzymujemy się z grania. Przestaliśmy być trochę kuriozalnym bandem, który wydał trzy płyty, a muzycy ciągle jeszcze pracują i grają weekendowo. I to …
Sebastian Karpiel Bułecka
– Jak trzymają się zaprojektowane przez ciebie dachy?
– Nie wiem, bo nic, co zaprojektowałem, nie zostało wybudowane. Oprócz wioski windsurfingowej, która jest sezonowa i działa tylko latem. Na zimę jest składana.
– A jak wyglądałby dach twojego AquaParku?
– To praca dyplomowa. Budynek miał stanąć na Butorowym Wierchu, więc brałem pod uwagę duże ilości śniegu i silny wiatr. Konstrukcja dachu jest oparta na drewnie klejonym, które przenosi duże obciążenia. Dach był w formie trzech liści powywijanych do góry. Śnieg spływałby z nich idealnie. Bez obaw.
– Zobaczymy kiedyś ten twój projekt w realu?
– Istnieje taka możliwość, ale musiałby się znaleźć ktoś z dużymi pieniędzmi.
Krzysztof Krawczyk
Po tym wywiadzie wiemy na pewno, że Krzysztof Krawczyk to król życia, a jego małżonka to królowa wśród gospodyń. Krawczykowie podjęli nas domowym obiadem, że palce lizać, a na do widzenia wcisnęli po słoiku specjalnych „gazujących” ogórków. Dajemy głowę, że nikt, absolutnie nikt, nie robi lepszych.
Jan Borysewicz i Janusz Panasewicz
– Widzieliście swoje teczki?
Borysewicz: Nie interesuję się tym.
Panasewicz: Ale wiesz Janek, ty możesz mieć teczkę (śmiech). Musisz mieć!
Borysewicz: To akurat wiem.
Panasewicz: Posłuchajcie, bo to zacna historia. Po powrocie z jakichś występów w Sojuzie pojechałem do siebie do domu do Olecka, żeby zdać paszport w komendzie milicji. Naprzeciwko był Urząd Bezpieczeństwa. Nagle z tamtej strony wołają: „Siemasz, słuchaj co ten Borysewicz wyrabiał? Bo dostaliśmy informację, że do czerwonej marynarki przypiął sobie 50 orderów z Leninem, od wielkiego do malutkiego…”
Robert Gawliński
– Kiedy ostatnio spacerowałeś po poręczy mostu Poniatowskiego?
– Oj, to dawne lata. Młodość. W baszcie po lewej stronie rzeki była dyskoteka. Nie pamiętam, jak się nazywała. Mieliśmy tam fajne, obłaskawione już dziewczyny, więc nie było sensu zmieniać mety. I wiadomo – Travolta, te sprawy. W głowie szumiało, czyli stan jak w sam raz, żeby do domu po drugiej stronie rzeki wracać nie chodnikiem, tylko po poręczy na moście. Dla mojego kolegi zabawy te skończyły się fatalnie. Spadł.
– Przeżył?
– Niestety nie. Upadł na kostkę brukową pod mostem. Jarek był strasznie fajnym chłopakiem. Bardzo się przyjaźniliśmy. Jego ojciec był dyrektorem domu dziecka o zaostrzonym rygorze, a z synem nie mógł sobie kompletnie poradzić. Pamiętam, jak kradliśmy jego tacie bony towarowe. Właziliśmy po balkonach – dość wysoko, myk do środka, kumpel wiedział, gdzie stary trzyma kasę, więc akcja szła szybko (śmiech). Potem wymienialiśmy bony, szliśmy na bazar Różyckiego i kupowaliśmy odlotowe rzeczy – cygara na przykład (śmiech). Później z dziewczynami taksóweczką do Hortexu. Zamawialiśmy poczwórne porcje ambrozji, a do tego wermucik.
– Dziewczynom musiało to imponować.
– Różnie z tym bywało. Na mnie zawsze leciały dobre uczennice. Uczesane, ciepłe, puszyste, pachnące. Byłem popularny wśród dziewcząt ze szkoły (śmiech).
Stanisław Soyka
PLAYBOY nr 2, 2010 rok TEKST: Rafał Księżyk fot. Andrzej Świetlik — Czy zwrócił pan uwagę, co pana łączy z Carlą Bruni? Nie. Zaskakujące skojarzenie. Oboje wywołaliście skandal porównując miłość do kokainy. W jej przypadku interweniowało MSZ Kolumbii, a pana płytę zniszczył ówczesny Pierwszy Kowboj Rzeczypospolitej Cejrowski. Tak. Podeptał moją płytę w programie WC Kwadrans. …
Kayah
– Kiedyś powiedziałaś: „Staram się postępować tak, jak bym chciała, żeby świat postępował ze mną”. Jak więc postąpisz z nami?
– Przyjaźnie, choć wszyscy mnie wami straszyli. Że jesteście ostrzy i że to będzie jazda „na dwa baty” (śmiech). Podobno jesteście też zaczepni. Ale ja lubię zaczepki.
– Myśleliśmy, że odpowiesz, że postąpisz z nami tak, jak my z tobą… Czyli, że będziesz przez najbliższe trzy godziny rozbierać nas wzrokiem.
– Oj, na to jeszcze za wcześnie. Nie jestem w formie. Umówmy się, że dam wam znać, jak już będę.
– I co wtedy? Twój trzeci pictorial w PLAYBOYU?
– Kto wie? Jak się dobrze ze sobą poczuję… Ostatnimi czasy trochę się pochorowałam i niestety nie wszystko w moim organizmie funkcjonuje tak, jak powinno.
Leszek Możdżer
– Udało się w końcu kupić pół główki kapusty?
– (Śmiech). Cały czas czuję się niepocieszony faktem, że w moim rodzinnym mieście połówek kapusty się nie sprzedaje. Straciłem dużo czasu, nerwów i zdrowia, ale w końcu znalazłem jeden warzywniak, w którym praktykuje się sprzedawanie połówek kapusty. Niestety jest bardzo daleko od mojego mieszkania. Spasowałem i teraz już zawsze kupuję całą kapustę i robię surówkę z połówki. Na dwa razy.
– Na stronie mozdzer.com jest ponad 1500 postów na ten temat.
– Swego czasu nawet śledziłem tę kapuścianą poezję. W ogóle jestem zaskoczony wielką ilością wejść na moją stronę. Np. w dziale Jajnik przez rok kobiety napisały pięć tysięcy postów.
– Często spotykasz się na swojej stronie z ostrą krytyką?
– Jestem otwarty i nawet kiedyś założyłem na stronie dział Krytyka. Ale jak internauci trochę sobie popuścili, zrozumiałem, że jestem jeszcze za miękki i nie potrafię wszystkiego przyjąć na klatę. Zrezygnowałem z tego zbożnego pomysłu. Pracuję teraz nad wykształceniem sobie skorupy. Żółwie żyją długo, bo mają grube pancerze.
Muniek Staszczyk
– Kto jak kto, ale ty chyba popierasz ministra edukacji?
– Niespecjalnie za nim przepadam. W ogóle to nie chce mi się mówić o polityce, bo odkąd siły prawicowe doszły do władzy, to najpierw miałem doła, potem byłem wkurwiony, a teraz to już kładę na to przysłowiową lachę.
– Pytamy, bo byłeś kiedyś za wprowadzeniem mundurków w szkołach, więc powinien ci się pan premier podobać.
– To było na zasadzie sentymentu i trochę może perwersyjnych skłonności do mundurków (śmiech). Piosenka opowiada o mojej szkole, o ogólniaku w Częstochowie. Pamiętam z młodości, że przed szkołą czuło się jednak jakiś tam respekt i to było dobre. Szkoła musi mieć autorytet, co nie znaczy, że opowiadam się za rządami twardej ręki. Autorytetu nie trzeba budować na sile. Mój syn chodzi do liceum społecznego, w którym nauczyciele są kumplami i panuje liberalizm totalny.
Maciej Maleńczuk
– Ile osób uważa cię za chama i świnię?
– Myślę, że jakieś 25 procent społeczeństwa. Czytając niektóre posty w internecie, mogę to stwierdzić z całą pewnością. Jestem dla nich dodatkowo skurwysynem i pederastą. Najśmieszniejsze sytuacje powstają, kiedy na przykład przyjeżdża do naszych dzieci lekarz i jest zdziwiony, że mieszkamy w normalnym domu.
– A jaka jest twoja definicja „normalności”?
– Człowiek normalny unika hipokryzji. Być może dlatego jest uważany za nienormalnego, bo hipokryzja jest najnormalniejszą cechą na świecie. Ten wywiad jest tego dobrym przykładem. Myślicie, że ja z tego wywiadu to będę prawdziwy ja? Gdybym do końca był sobą, to na scenie występowałbym w kalesonach i zaglądał do lodówki.
Tomasz Stańko
– Umówił się pan z nami w dniu swoich urodzin…
– Dla mnie to taki sam dzień, jak każdy inny.
– Ale dla nas okazja, żeby złożyć życzenia. Mamy dla pana prezent od redakcji – album z najlepszymi dziewczynami Playboya.
– Fiu, fiu… Dziękuję.
– Życzymy stu lat z nadzieją, że lubi pan sobie popatrzeć.
– No pewnie. Wiadomo, nagie kobiece ciało to najważniejsza rzecz na świecie. Pamiętam, że nie chciało mi się wierzyć w opowieści o tym, że mężczyźni myślą o seksie kilkanaście razy na minutę, ale po dłuższym zastanowieniu i zanalizowaniu samego siebie zmieniłem zdanie (śmiech). Przecież każdą kobietę taksuje się na okoliczność seksu. Mimowolnie. Nawet tę nie najładniejszą, którą po prostu taksuje się na minus. Każdy facet lubi sobie popatrzeć.
John Porter
– Co masz w sobie z meduzy i osiołka? Dawno temu Anita określiła w ten sposób Brytyjczyków.
– (Wybuch śmiechu). Czyli, że są śliscy i uparci, tak? Nie zgadzam się z tym. Ponieważ mówiła to, zanim mnie poznała, mam nadzieję, że już zmieniła zdanie.
– Masz typowy brytyjski humor?
– Okazuje się, że tak. W Polsce szczególnie łatwo to sprawdzić. Czasem na jakąś sytuację momentalnie reaguję dowcipem i po chwili orientuję się, że nie zostałem dobrze zrozumiany. Przeciwnie, często ludzie myślą, że ich obrażam. Co robić? Trudno.
– Jak ważne w waszym związku jest oglądanie Ligi Mistrzów?
– Najważniejsze. Ważniejsze niż życie dziecka.
Katarzyna Nosowska
– Mamy nadzieję, że podaliśmy dłonie jak trzeba. Bo „flaków” ani „śledzi” nie znosisz.
– A ja myślałam, że to naturalne! (śmiech). Rzeczywiście, kiedy ktoś podaje mi mdlejącą dłoń, czuję się, delikatnie mówiąc, zniesmaczona. Jest w tym geście coś, co pozwala przypuszczać, że kontakt będzie w równym stopniu wątły i niemiły.
– A propos śledzia. Co ostatnio złowiłaś?
– W zeszłym roku niestety ani razu nie zarzuciłam wędki. Ale dwa lata temu złapałam wielką krasnopiórę.
– Na co?
– Na spławik. Normalnie spinninguję, ale brak jakichkolwiek efektów spowodował moją rozpacz. Byłam o krok od podjęcia decyzji, że już nigdy nie będę łowić.
Anita Lipnicka
PLAYBOY nr 3, 2008 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke fot. Andrzej Georgiew — Przeczytaj także wywiad z Johnem Porterem — Co z meduzy i osiołka ma w sobie John Porter? Niewiele, bo on jest nietypowym wyspiarzem. Nawet nie wygląda na Brytyjczyka. Poza tym za długo siedzi w Polsce. Czułe, polskie kobiety go otworzyły i …
Zbigniew Wodecki
– Jak upojne jest twoje życie?
– Upojne to ono było. Ale słabo to pamiętam, bo działo się to jakoś tuż po bitwie pod Płowcami. Świeciłem sobie pod kołdrą latarką i czytałem Pamiętniki Casanovy. Pewnie były tam jakieś ryciny, które wtedy bardzo mnie kręciły. Później zacząłem zajmować się może mniej fascynującymi, ale ciekawszymi sprawami i pod kołdrą czytałem Trzech muszkieterów. A potem upojność minęła.
– Pytamy się o upojne życie, bo na blogu piszesz, że będziesz wspominał wszystkie chwile związane ze swoim upojnym życiem…
– Ja nie mam żadnego bloga! Ktoś się pode mnie podszywa. Nie widziałem tego bloga na oczy.
– A może widziałeś tego, na którym pewna młoda dama opisuje swoje sny erotyczne ze Zbigniewem Wodeckim?
– Też nie widziałem. Szkoda. A są jakieś pikantne szczegóły? Lubię (śmiech).
Adam „Nergal” Darski
– Jesteś przygotowany na 666 pytań?
– Zawsze.
– To powiedz nam, czy lubisz kijem mieszać piach?
– O geee! Widzę, że zaczynacie z grubej rury. Nie mam pojęcia, o co chodzi!
– O wersję alternatywną waszego utworu At the Left Hand ov God.
– Nie znam. Myślałem, że istnieje tylko „łyżwiarz wie, że kotek odkopał prezent…”, czyli Decade ov Therion. Od czasu do czasu wykonujemy ją na koncertach. Jestem jej fanem i z chęcią poznałbym kolesia, który to wymyślił.
– Pamiętasz swojego pierwszego PLAYBOYA?
Kazik Staszewski
-Wiemy, że lubisz robić muzykę „na gorąco”. Dlatego ten wywiad też będzie na żywca. Ale żeby totalnie nie popłynąć, będziemy się trzymali alfabetu. Co ty na to?
– Dobra. W końcu każda improwizacja musi być jakoś zaplanowana.
– „A” jak Adamek.
– Nie interesuję się takimi chudziakami. Wolę wagę ciężką. Adamek nie jest wybitny, mimo że ma w papierach mistrzostwo świata. Trzeba pamiętać, że zdobył je po bardzo problematycznym zwycięstwie i tak naprawdę z nikim wybitnym się nie boksował. Więcej emocji we mnie wywoływał Gołota. Permanentna zadyma i medialna ruchawka zawsze mi się podobały. Ale jestem daleki od optymizmu, jeżeli chodzi o mistrzostwo świata Andrzeja. Nie da rady z ruskimi czołgami (śmiech).
Marek Piekarczyk
– Nie boisz się, że fani, którzy zobaczą, że udzieliłeś nam wywiadu, posądzą cię o komercję?
– Nie, bo moi fani to kumaci ludzie i wiedzą, że Playboy to solidna firma, z którą rozmowa nie jest żadnym obciachem. Poza tym, komercja nie jest zjawiskiem negatywnym. Złe jest tylko komercyjne tandeciarstwo. A najgorsi są tacy, którzy udając ideologów i buntowników, głoszą, że brzydzą się nią, a tak naprawdę są pieprzonymi chałturnikami, bo nagrywają kiczowate piosenki. Ich pieśnidła robią karierę na weselach i wiejskich zabawach, a autorzy chodzą w glorii awangardowych artystów. Słychać te pioseneczki w radio, bo nagrał je ten tam znany ktoś, co się nie wstydzi obracać tematu Ziuty, Marysi lub Baśki w tytule.
Robert Brylewski
PLAYBOY nr 1, 2007 TEKST: Rafał Księżyk fot. Paweł Fabjański — W tym numerze PLAYBOYA mamy też wywiad z Bogusławem Lindą i on trochę się żali, że sporo kobiet uważa go za chama i buca. A co ty o nim sądzisz? Strasznie lubię gościa. Uważam, że dostał się w szpony stereotypu. A skoro ruszają go …
Adam Nowak
– Po tym, jak zaproponowaliście mi wywiad, zrobiłem żonie dowcip. Zadzwoniłem do niej i mówię: „Słuchaj, przy okazji chcą mi zrobić taką skandalizującą sesję zdjęciową – w damskiej bieliźnie”. Ona na to: „Adam, nie rób tego!”. Mówię: „Ale bardzo dużo płacą. Nawet nie wyobrażasz sobie ile!”. Żona była przerażona: „Adam, po co ci to?! Opanuj się”. Zupełnie nie zorientowała się, że to żart (śmiech). Co tam macie na początek.
– Zaprosiliśmy cię do restauracji, żebyś jako specjalista ocenił, czy wszystko jest tutaj w porządku.
– Specjalistą to ja nie jestem już od 1983 roku. Dzisiaj nie jem tylko w miejscach, w których higiena ewidentnie szwankuje. A czasami, jeżeli kelnerka, czy kelner traktuje mnie z buta – potrafię strzelić wykład w stylu: „ponieważ szanuję pani pracę, proszę szanować to, że ja mam czas wolny”.
– Myśleliśmy, że zaczynasz od „jestem technologiem żywienia zbiorowego”…
Marcin Świetlicki
Legenda do wywiadu z Marcinem Świetlickim:
Mistrz – Marcin Świetlicki
mistrz – bohater powieści Marcina Świetlickiego
Koniec legendy.
Rzecz dzieje się na Małym Rynku w Krakowie, w Księgarni Hiszpańskiej. Mistrz podejmuje hiszpańskim specjałem konsystencji granitowej skały i wódeczką cokolwiek kolorową… Powiedzmy od razu, pierwszą z serii kolorowych.
Mamadou Diouf
– Potrafiłbyś odebrać poród?
– (Wybuch śmiechu). Robiłem cesarskie cięcie podczas praktyki w czasie studiów, ale nigdy nie pracowałem w zawodzie. Po skończeniu w Polsce weterynarii, pojechałem szukać pracy do Senegalu. Pracy jednak nie było. Wróciłem do Warszawy, żeby zrobić doktorat… Teoretycznie wciąż chyba potrafię odebrać poród, ale w praktyce bym się tego nie podjął.
– Komu zrobiłeś cesarskie cięcie?
– Krowie! Przeżyła i matka, i cielaczek – piękna jałówka (śmiech). Niestety nie miałem wielu okazji do leczenia zwierząt. Doktoryzowałem się z higieny żywności.
Andrzej Smolik
– Wiemy, że za wywiadami nie przepadasz, bo mają sztuczną konwencję. W związku z tym chcielibyśmy zadać ci pytanie naturalne: cóż to za dupa, cóż to za słoń?
– Spotkałem się z opiniami, że na okładce płyty jest dupa, ale ja tam żadnej dupy nie widzę. Widzę słonia, który stoi tyłem. Nie moja wina, że większość ludzi zwykle widzi słonia z przodu (śmiech). Zdjęcie zrobiła moja dziewczyna w Nepalu. Zajebista fota. Padające wielkie, silne zwierzę – obrazek, który zupełnie się nie zgadza z tym jak postrzegamy słonia. Nie dorabiam jednak do okładki żadnej ideologii. Miała być prosta, niekonfekcyjna i piękna. I jest.
– Czy taka też miała być twoja pierwsza praca?
– Miała być prosta. Tylko tyle (śmiech). W ogólniaku ojciec kupił mi kamerę. Wtedy był to full wypas za maksymalny hajs. Nakręciłem naprawdę dużo wesel. To były czasy początków wideo w zapyziałej Polsce. Miałem kolegę-fotografa, z którym założyliśmy towarzyską spółkę: ja kręciłem, on fotografował. Pracowaliśmy za fajną kasę co weekend, więc nie kolidowało to ze szkołą. Super układ. Na luzie stać mnie było na płyty kompaktowe, wtedy horrendalnie drogie.
– Dobrze „kamerowałeś” te wesela?
– Wkładałem w to dużo serca. Wczuwałem się w akcję. Montaż oczywiście live. W porzo job. Ale jak to w Polandzie bywa, nie zawsze bywałem na porządnych weselach. Trafiałem też w sytuacje ostro patologiczne. Czasami słyszałem teksty w stylu: „Tylko mi dobrze to nakręć, bo ci rozjebię tą kamerkę”. Spotkałem sporo napitych buraków. Napatrzyłem się na Polskę chamów, nie ma co.
Urszula Dudziak
– Mieliśmy inny pomysł na początek, ale skoro sama pani zaczęła…
– Chcecie mi zaproponować sesję? Jeszcze parę lat temu bym się zgodziła. Teraz już nie. Mimo to uważam, że zapominanie o kobietach nieco starszych, a wcale jeszcze nie totalnie do piachu, to wielki błąd. Nie mam nic przeciwko apoteozie młodości i pięknego ciała, ale są przecież kobiety, które się pięknie starzeją, mają światło w oczach, bije od nich blask. Im też należą się okładki i rozbierane rozkładówki. W ogóle uważam, że świat powinien być rządzony przez kobiety. A wy nie?
– Trochę nas pani zaskoczyła tym pytaniem. Musimy zebrać myśli.
– Mężczyźni nie sprawdzają się w roli przywódców. A mimo to, nie chcą się dzielić władzą. To niesprawiedliwe. Chociaż, z drugiej strony… Wczoraj rozmawiałam z koleżanką, która powiedziała, że jak w Polsce idzie się na party, to widać, jak zaborcze są kobiety, jak zazdrosne o swoich mężczyzn. Myślę, że nie tylko w Polsce tak jest. Ten brak zaufania kobiet do siebie może przekładać się na politykę. One same się z niej eliminują. Kobiety są często bardzo podejrzliwe. Ja też taka jestem…
Krzysztof Cugowski
– Widzicie panowie, zafundowałem sobie senackie atrakcje i nie mam kiedy zoperować biodra. Ale pamiętam, kto mnie do kandydowania namówił.
– Ci, co namówili, poniosą karę?
– Na pewno moralną (śmiech).
– A propos, właśnie trwa expose, a pan senator zamiast słuchać mądrych słów, spotyka się z PLAYBOYEM. I gdzie tu polityczna moralność?
– Wiem, że pan prezes mnie nie zaskoczy. Mam przerwę w obradach, więc możemy pogadać.
Maryla Rodowicz
– Dlaczego chciała pani być zakonnicą?
– We Włocławku chodziłam do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne. Chciałam być zakonnicą, bo podobały mi się ich kostiumy. Intrygowały mnie. Zastanawiałam się, co siedzi pod tym habitem.
– Fascynacja jednak minęła?
– I to dość szybko. Zakonnice były niezbyt dobre dla dzieci. Stosowały ostre kary. Ponieważ byłam dyżurną śmieszką, w kółko kazały mi klęczeć w rogu z podniesionymi rękami, przodem do ściany. Poza tym nie reagowały, kiedy chłopak, w którym się kochałam, walił mnie łopatką po głowie.
– Szkoda, bo Maria Antonina to wdzięczne imiona dla zakonnicy…
Andrzej Bachleda
– Przepraszam, że się spóźniłem, ale nie mogłem zasnąć. Musiałem wziąć pastylkę nasenną i… zaspałem.
– Nie ma sprawy. Powiedz nam tylko, dlaczego nie możesz spać.
– Chyba mam w głowie za dużo kobiet (śmiech).
– Wszystkie w negliżu? A może w negliżu i na nartach?
– Myślicie, że śnią mi się narciarki?
– Tego nie wiemy. Ale wierzymy, że bywają bardzo atrakcyjne narciarki. Pytanie tylko, co z ich nogami?
– Na szczęście są w butach (śmiech). Ale tak na poważnie, to dzisiaj, gdy wszystkie zawodniczki jeżdżą na krótszych nartach, z ich ładnymi nogami jest dużo lepiej.