Radosław Sikorski

– Jak pan wspomina afgańskie kobiety?
– W latach 80., w czasie moich wypraw do Afganistanu, jedyne kobiety, jakie widziałem, to trzy nomadki, które były na specjalnych prawach i nie zasłaniały twarzy. Natomiast widok mężczyzn trzymających się za rękę i z kwiatami we włosach był czymś normalnym. Taka forma wyrażania przyjaźni. Ale jest też druga odsłona moich wspomnień o afgańskich kobietach. W 2004 roku byłem w Afganistanie po raz kolejny i nie spodziewałem się, że widok nauczycielek uczących dzieci może dać tyle przyjemności. Taka zwykła rzecz. Ale po latach rządów talibów była to zmiana rewolucyjna. Rzecz niecodzienna, granicząca z cudem. Pamiętam też, że w Heracie trafiłem na odbywający się wtedy zjazd rektorów i dziekanów wyższych uczelni Afganistanu. Wśród nich była jedna kobieta, profesor literatury rosyjskiej z Kabulu. Spytałem ją: „Jak pani było za talibów? Jak pani przetrwała?”. A ona na to: „Za talibów było cudownie, nie mogłam wychodzić z domu, studenci nie zawracali mi głowy, przez sześć lat przetłumaczyłam siedem książek”.
– Dobre, czarne poczucie humoru.
– Wręcz brytyjskie. Ale wracając do Afganistanu, w Kabulu mieszkałem w willi, którą wcześniej zajmowały dwie żony bin Ladena. Teraz w tym domu mój znajomy brytyjski kamerzysta założył hotelik.

Czytaj dalej

Witold Kaczanowski

PLAYBOY nr 9, 2010 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke, Marcin Meller fot. Kuba Dąbrowski — Podchodzę pod osiemdziesiątkę, więc mam prawo zaproponować młodszym, żebyśmy byli na „ty”. Jesteśmy zaszczyceni.   Poza tym pożegnajmy się, bo na trzeźwo już się nie zobaczymy… (W tym momencie wszyscy poza największym w Warszawie abstynentem – Naczelnym PLAYBOYA – …

Czytaj dalej

Czesław Mozil

– Czujesz się gwiazdą?
– Nie, bo nie ma mnie na Pudelku. Pudelek mnie ignoruje. Pudelek mnie olewa (wybuch śmiechu). Zresztą dziwię się temu, bo moje życie jest bardzo kolorowe. A dlaczego na przykład nie zaprosił mnie jeszcze Szymon Majewski? Myślicie, że da się to załatwić? (śmiech).
– Mówisz, masz. Ale z drugiej strony ty sam od gwiazdorstwa uciekasz.
– Bo nie interesują mnie dziesiąte edycje telewizyjnych show. Chcę brać udział tylko w pierwszych. Moje ciotki cały czas pytają, kiedy będą mogły mnie zobaczyć w „Tańcu z gwiazdami”! A mnie nawet nie ma na Pudelku… Dobrze, że chociaż u was się pojawię! Wszyscy moi kumple są mega podjarani, że udzielam wam wywiadu.
– Nie dziwi nas to. Powiedz tylko, czy polski PLAYBOY był twoim pierwszym PLAYBOYEM?

Czytaj dalej

Kazimierz Kutz

– Gdy zadzwoniliśmy do pana, żeby umówić się na rozmowę, zdziwił się pan: „O Boże, ale co ja mam wspólnego z pierdoleniem?” Dlaczego?
– Bo ja jestem już kategorią minioną. Jak długo można się męczyć? Nie ma mnie już na korcie centralnym.
– Jest pan posłem. Ma pan niesamowitą energię. Kobiety się panu nie znudziły.
– Ale o czym ja wam będę opowiadał, jak jeszcze nawet nie widziałem nowych posłanek? Piękne kobiety to rzadkość w polityce. Zwykle są to już w pełni ukształtowane panie w pewnym wieku lub po prostu stare działaczki. Zdarzają się też ciotki rewolucji, ale one z seksem się nie kojarzą. Choć i w parlamencie zdarzają się wyjątki.
– Zamieniamy się w słuch.

Czytaj dalej

Maciej Stuhr

– Ostatnio często się rozbierasz. Dlaczego głównie pokazujesz tyły?
– A to zależy gdzie. W kinie rzeczywiście pokazuję tyły, w teatrze idziemy na całość (w przedstawieniu „Anioły w Ameryce” Krzysztofa Warlikowskiego – przyp. aut.).
– Pierwszą rozbieraną scenę ze swoim udziałem podobno ciężko odchorowałeś.
– Tarzałem się po łóżku z Agnieszką Krukówną w Fuksie. Do dziś zastanawiam się, dlaczego w tej scenie bardziej nie rozwinąłem skrzydeł (śmiech). Na szczęście był to ostatni dzień zdjęciowy i wieczorem poszedłem na bankiet. Mogłem spokojnie zanurzyć się w życiu towarzyskim, a rano sumiennie odchorować i odpokutować.
– Masz swoje ulubione filmowe sceny rozbierane?
– Moja żona jest czasem przerażona, bo jak leci jakiś stary film, który widziałem kilkanaście lat temu, to jestem w stanie podać z dokładnością co do minuty, kiedy na ekranie pojawi się niezły biust. Scen, które zaważyły na moim rozwoju psychoseksualnym było sporo. Chociażby widok Kasi Figury biegnącej przez ogród w filmie Pierścień i róża. Pamiętam, że w ramach szerzącego się w ówczesnych czasach nepotyzmu zostałem mimo szczenięcego wieku, wpuszczony przez bileterki na pokaz Seksmisji. No, przecież scena w windzie i scena na basenie… Muszę się przyznać, że nie tylko na tatusia patrzyłem na tym filmie. Potem, kiedy już stałem się szczęśliwym posiadaczem magnetowidu, dokonywałem analizy tych scen z pomocą efektu „slow motion” (śmiech).

Czytaj dalej

Kayah

– Kiedyś powiedziałaś: „Staram się postępować tak, jak bym chciała, żeby świat postępował ze mną”. Jak więc postąpisz z nami?
– Przyjaźnie, choć wszyscy mnie wami straszyli. Że jesteście ostrzy i że to będzie jazda „na dwa baty” (śmiech). Podobno jesteście też zaczepni. Ale ja lubię zaczepki.
– Myśleliśmy, że odpowiesz, że postąpisz z nami tak, jak my z tobą… Czyli, że będziesz przez najbliższe trzy godziny rozbierać nas wzrokiem.
– Oj, na to jeszcze za wcześnie. Nie jestem w formie. Umówmy się, że dam wam znać, jak już będę.
– I co wtedy? Twój trzeci pictorial w PLAYBOYU?
– Kto wie? Jak się dobrze ze sobą poczuję… Ostatnimi czasy trochę się pochorowałam i niestety nie wszystko w moim organizmie funkcjonuje tak, jak powinno.

Czytaj dalej

Borys Szyc

(Rzecz dzieje się podczas pamiętnej niesprawiedliwej porażki Wisły Kraków z Blackburn Rovers).
– Ponieważ fanem piłki nożnej nie jesteś, chcielibyśmy cię zapytać o konie.
– Czy walę konia?
– Nie (śmiech). Chodzi o Jana Kowalczyka. Byłeś jego kibicem, jako młody koniarz?
– Nie jakimś fanatycznym, ale nigdy nie zapomnę jego munduru i tych słynnych skoków nad podwójnymi stacjonatami.
– Konie, tenis… Gdybyś potrenował jeszcze boks, mógłbyś być nowym Olbrychskim.
– Wolałbym być nowym Szycem. Nie lubię powielać.

Czytaj dalej

Tomasz Stańko

– Umówił się pan z nami w dniu swoich urodzin…
– Dla mnie to taki sam dzień, jak każdy inny.
– Ale dla nas okazja, żeby złożyć życzenia. Mamy dla pana prezent od redakcji – album z najlepszymi dziewczynami Playboya.
– Fiu, fiu… Dziękuję.
– Życzymy stu lat z nadzieją, że lubi pan sobie popatrzeć.
– No pewnie. Wiadomo, nagie kobiece ciało to najważniejsza rzecz na świecie. Pamiętam, że nie chciało mi się wierzyć w opowieści o tym, że mężczyźni myślą o seksie kilkanaście razy na minutę, ale po dłuższym zastanowieniu i zanalizowaniu samego siebie zmieniłem zdanie (śmiech). Przecież każdą kobietę taksuje się na okoliczność seksu. Mimowolnie. Nawet tę nie najładniejszą, którą po prostu taksuje się na minus. Każdy facet lubi sobie popatrzeć.

Czytaj dalej

Katarzyna Nosowska

– Mamy nadzieję, że podaliśmy dłonie jak trzeba. Bo „flaków” ani „śledzi” nie znosisz.
– A ja myślałam, że to naturalne! (śmiech). Rzeczywiście, kiedy ktoś podaje mi mdlejącą dłoń, czuję się, delikatnie mówiąc, zniesmaczona. Jest w tym geście coś, co pozwala przypuszczać, że kontakt będzie w równym stopniu wątły i niemiły.
– A propos śledzia. Co ostatnio złowiłaś?
– W zeszłym roku niestety ani razu nie zarzuciłam wędki. Ale dwa lata temu złapałam wielką krasnopiórę.
– Na co?
– Na spławik. Normalnie spinninguję, ale brak jakichkolwiek efektów spowodował moją rozpacz. Byłam o krok od podjęcia decyzji, że już nigdy nie będę łowić.

Czytaj dalej

Jacek Poniedziałek

– Miewasz w swoim życiu okresy agresji i łagodności. Na czym stoimy?
– Gdy się obudziłem i przypomniałem sobie, że za chwilę przyjdziecie, byłem nieźle wkurwiony. Chciałem nawet was przełożyć, ale nie mam numeru telefonu. Teraz przyszła faza łagodności po fali wściekłości (śmiech).
– Czyli 12.30 w poniedziałek to dla Poniedziałka niezbyt dobra pora?
– To mój wolny dzień. Wczesny poranek.
– Mamy nadzieję, że nie będziesz w nas niczym rzucał. Wiemy, że to lubisz.
– Rzucałem przeważnie w pracy, w akcie bezsilności wobec koleżanek-aktorek, które nigdy nie mają czasu i których ciągle nie ma na próbach, a jak się w końcu łaskawie zjawią, to wszystko ma być tak, jak im pasuje.

Czytaj dalej

Jacek Gmoch

– Powiem wam szczerze, że żona nie była zadowolona z naszego spotkania. Przekonałem ją jednak, że już dawno skończyłem z robieniem sobie zdjęć na nagusa.
– Ale może chociaż synowa będzie zadowolona. Słyszeliśmy, że jest Greczynką.
– Tak się wszystko poukładało. W Grecji znalazłem swoje miejsce, bezpieczeństwo, pracę, uznanie… i synową. Mój najstarszy wnuk, Jacek, jest ochrzczony jako Yakinthos. Dzięki temu ma imieniny dwa razy w roku. Grecka strona rodziny jest ortodoksyjna, więc w ogóle wszystko mamy dwa razy – Wielkanoc, Boże Narodzenie…

(W tym momencie podchodzi do nas jeden z licznych znajomych Trenera i wylewnie się z nim wita. Taka sytuacja będzie powtarzała się nagminnie. Aby zaoszczędzić nieco miejsca, skróconą listę spotkanych przy okazji tego wywiadu Greczynek i Greków podamy na końcu).

Czytaj dalej

Marek Kondrat

– Kiedy ostatnio pił pan jabola?
– Ze 20 lat temu, jak budowałem dom na Mazurach. Ze szwagrem kupiliśmy skrzynkę tego typu trunków robotnikom, ale sami po nocnych połowach raczyliśmy się jabolami o 4 nad ranem. Było pysznie. Wilgotny nos, długość zakończenia – docenialiśmy to już wtedy (śmiech).
– A pierwszego?
– W przedmaturalnej klasie. Mieszkałem na Muranowie, więc okoliczności spożycia było sporo.
– Ale pan przecież był sportowiec! Szermierz.
– Trenowałem w Pałacu Młodzieży. Jeździłem na zawody i walczyłem ze sławami i mistrzami olimpijskimi. Z Witkiem Wojdą, Ryszardem Parulskim, Leszkiem Koziejowskim. Dzięki szermierce byłem drugi raz za granicą. Najpierw z rodzicami byłem w Jałcie, a potem na zawodach w Eisenach w NRD. Przywiozłem wtedy krem Florena – odpowiednik Nivei. Czasami, jak spotykam Parulskiego, to mu przypominam, że walczyliśmy na planszy. Ale on mnie nie pamięta (śmiech). To tak jak Pazura przyszedł kiedyś do Gajosa. Wspominał: „Wjechałeś na czołgu na Piotrkowską, a ja, wtedy gnojek, podszedłem do ciebie i poprosiłem o autograf. A ty mi powiedziałeś: „Spierdalaj!”. Janusz słucha, słucha i mówi: „Było mi powiedzieć, że to ty!” (śmiech).

Czytaj dalej

Zbigniew Wodecki

– Jak upojne jest twoje życie?
– Upojne to ono było. Ale słabo to pamiętam, bo działo się to jakoś tuż po bitwie pod Płowcami. Świeciłem sobie pod kołdrą latarką i czytałem Pamiętniki Casanovy. Pewnie były tam jakieś ryciny, które wtedy bardzo mnie kręciły. Później zacząłem zajmować się może mniej fascynującymi, ale ciekawszymi sprawami i pod kołdrą czytałem Trzech muszkieterów. A potem upojność minęła.
– Pytamy się o upojne życie, bo na blogu piszesz, że będziesz wspominał wszystkie chwile związane ze swoim upojnym życiem…
– Ja nie mam żadnego bloga! Ktoś się pode mnie podszywa. Nie widziałem tego bloga na oczy.
– A może widziałeś tego, na którym pewna młoda dama opisuje swoje sny erotyczne ze Zbigniewem Wodeckim?
– Też nie widziałem. Szkoda. A są jakieś pikantne szczegóły? Lubię (śmiech).

Czytaj dalej

Jacek Braciak

– Kiedy przestałeś być „kobietą w średnim wieku, z zalążkami piersi”?
– Całkiem niedawno. Zajęło mi to dwa tygodnie. Jadłem trawę i sałatę, popijając wodą. Nie mogłem spać, jarałem szlugi i byłem maksymalnie podkurwiony. Ale udało się. Piersi mi zniknęły, schudłem 7 kilo, zacząłem biegać i teraz jestem gejem w średnim wieku (Jacek gra postać Pshemka-projektanta mody w filmie „Brzydula” – przyp. red.)
– 7 kilo to sporo.
– Przy moim nikczemnym wzroście na pewno. Dzisiaj zauważam w parkach szał na bieganie, tak jak kiedyś na „Miasteczko Twin Peaks”. I bardzo dobrze. Sam przedwczoraj dymnąłem 12 kilometrów i 300 metrów. Pobiegłbym więcej, ale siadły mi przyczepy (śmiech).

Czytaj dalej

Marcin Prokop

– Jaki wolisz początek? Na ostro, czy kulturalnie?
– Będziemy się bić? (śmiech) Może być na ostro. Podważcie moje dobre samopoczucie.
– Dlaczego w programie „Motoszoł” usadzili cię w takim fotelu, że wyglądałeś jak ciota?
– Dorota Wellman twierdzi, że wyglądam tam, jakbym siedział na kiblu, więc mamy już dwie interpretacje. Fotel odziedziczyłem po Martynie Wojciechowskiej – może dlatego wyglądam w nim jak ciota, bo był „krojony“ pod kobietę. Scenografia częściowo pochodziła z jej programu „Automaniak” i bez dwóch zdań była najgorszą częścią „Motoszoł”. Zresztą w ogóle przedmioty używane w programie wzięły się z wielu byłych programów TVN-u. To taki recykling a la Frankenstein. Fotel ograniczał moje ruchy i był cholernie niewygodny.
– Niewygodnie to mają przede wszystkim operatorzy, którzy cię filmują.
– Niedawno dowiedziałem się, że dobór operatorów w moich programach często nie jest uzależniony od ich stażu, tylko od wzrostu. Ci najwyżsi mają zresztą zwykle najmniejsze doświadczenie. Mniejsi filmują mnie tak, że wyglądam monumentalnie jak Piotr Kraśko w „Wiadomościach“, czyli jestem Statuą Wolności z wyeksponowanymi dziurkami w nosie i policzkami chomika.

Czytaj dalej

Kazik Staszewski

-Wiemy, że lubisz robić muzykę „na gorąco”. Dlatego ten wywiad też będzie na żywca. Ale żeby totalnie nie popłynąć, będziemy się trzymali alfabetu. Co ty na to?
– Dobra. W końcu każda improwizacja musi być jakoś zaplanowana.
– „A” jak Adamek.
– Nie interesuję się takimi chudziakami. Wolę wagę ciężką. Adamek nie jest wybitny, mimo że ma w papierach mistrzostwo świata. Trzeba pamiętać, że zdobył je po bardzo problematycznym zwycięstwie i tak naprawdę z nikim wybitnym się nie boksował. Więcej emocji we mnie wywoływał Gołota. Permanentna zadyma i medialna ruchawka zawsze mi się podobały. Ale jestem daleki od optymizmu, jeżeli chodzi o mistrzostwo świata Andrzeja. Nie da rady z ruskimi czołgami (śmiech).

Czytaj dalej

Janusz Gajos

– Przeczytaliśmy, że w wywiadach lubi pan stawać się ze średniego bruneta wysokim, szczupłym blondynem. Obiecujemy, że się postaramy…
– To nie ja. Ja już dawno z tego zrezygnowałem. Moja żona ma takie ambicje. Widocznie taki ideał mężczyzny krąży jej po wyobraźni. Efekt jest taki, że dostaję mniej jedzenia niż lubię. Ale z tym różnie bywa. Potrafię też postawić na swoim.
– A jak dzisiaj podczas sesji zdjęciowej szło panu udawanie samego siebie?
– Fatalnie.

Czytaj dalej

Marcin Świetlicki

Legenda do wywiadu z Marcinem Świetlickim:
Mistrz – Marcin Świetlicki
mistrz – bohater powieści Marcina Świetlickiego
Koniec legendy.

Rzecz dzieje się na Małym Rynku w Krakowie, w Księgarni Hiszpańskiej. Mistrz podejmuje hiszpańskim specjałem konsystencji granitowej skały i wódeczką cokolwiek kolorową… Powiedzmy od razu, pierwszą z serii kolorowych.

Czytaj dalej

Jan Nowicki

– To o czym będziemy rozmawiać? Oby nie o kobietach (śmiech).
– Kobiety zostawmy na deser. Najpierw zagadka. Kto to powiedział? „Nieudzielanie odpowiedzi na pytania nie świadczy o klasie, jest raczej przejawem tchórzostwa”.
– To pachnie mną. Wiecie jak to jest, nieważne są szczere odpowiedzi, ważna jest rozmowa, a w rozmowie kontrowersja. Gdy Piotr Skrzynecki wpadał do mnie na wódeczkę i zaczynał mówić źle o Wajdzie, to ja od razu mówiłem dobrze. A kiedy Wajdę chwalił, to ja mieszałem go z błotem. Piotra krew zalewała, kiedy mieliśmy to samo zdanie. W ten sposób się rozmawiało. A dzisiaj się nie rozmawia. Rozmowy przestały być kształcące. No, to co chcecie wiedzieć?

Czytaj dalej

Bronisław Wildstein

– Ile razy wyrzucali cię z pracy?
– Dużo. Nie pamiętam. Musiałbym policzyć. Raz, dwa, trzy… (liczy na palcach), …siedem, osiem, …dziesięć. Coś koło tego. Zdążyłem się przyzwyczaić. Nawet żona zwracała mi w żartach uwagę, że zaczynam przesadzać, bo cztery lata w jednej redakcji („Rzeczpospolitej” – przyp. red.), to zdecydowanie nie w moim stylu. I wykrakała (śmiech).
– A pamiętasz, kiedy wyrzucili cię pierwszy raz?
– Tak. W ’76 roku wylali mnie z liceum plastycznego.
– Za co?
– Za to samo, za co zawsze w PRL. Za działalność polityczną…

Czytaj dalej