Category Archive For "AKTORZY"
Jan Englert
– Nudzę się sobą, ile można o sobie ględzić? W wywiadach człowiek zawsze układa jakąś laurkę, połowę buja, konfabuluje. A szczerość? Jest dowodem idiotyzmu.
– To jak bardzo będzie pan lukrował?
– Zacznijmy od tego, że ja nie kłamię. To znaczy staram się nie kłamać, bo to jest komfort. Życie w kłamstwie potwornie męczy. Sprawdziłem. Nie polecam.
Marek Kondrat
– Osiem lat temu mówił nam, że Polska z lotu ptaka…
– Wygląda, jakby wrzucić gówno w wentylator. Pamiętam. Zmieniłem zdanie. Dziś jestem bardzo podekscytowany Polską, również z lotu ptaka. Przez te 8 lat dokonaliśmy wspaniałych rzeczy. Mamy wreszcie europejski kraj.
Bartłomiej Topa
– Dlaczego niedźwiedzie polarne nie polują na pingwiny?
– A nie polują? Może żyją w symbiozie? Podchwytliwe pytanie.
– Chcieliśmy sprawdzić, co pozostało z twojego weterynaryjnego wykształcenia.
– Jak widać – niewiele. O co chodzi z tymi niedźwiedziami?
Marian Opania
PLAYBOY nr 04, 2014 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke fot. Andrzej Świetlik — Przygotowałem się na to spotkanie… (w tym momencie pan Marian wyciąga trzy strony A4, zapisane drobnym maczkiem). Bo wiecie panowie… Ja lepiej piszę, niż mówię. To jest nas trzech. Cieszę się. Ponoć pańska żona miała obiekcje przed naszym spotkaniem. Miała. Bo …
Robert Więckiewicz
PLAYBOY nr 01, 2014 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke — Od naszego ostatniego spotkania zagrałeś w ponad 20 filmach. To nieprawda. Nie, nie, nie. Udowodnijcie to. Przez ostatnie siedem lat zagrałeś dokładnie w 21 filmach. Łącznie z etiudami. Ale to się nie liczy. Chyba jest różnica między dużym filmem, który robię przez parę miesięcy, …
Danuta Szaflarska
– Pamięta pani okładkę pierwszego numeru „FILMU”?
– Ach, okropne zdjęcie. Taka dzidzia. A miałam 31 lat…
– Nie okropne, tylko piękne. A pani wygląda, jakby miała 18 lat. Góra 19.
– Długo tak wyglądałam. To zależy od typu urody. Ja mogłam grać dzieci nawet po 30-tce.
Tomasz Knapik
– Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
– Czytając wiadomości w Rozgłośni Harcerskiej, w której startowałem jeszcze jako licealista. Ale to były tak minimalne sumy, że nie można tego nazwać zarabianiem. Pamiętam, że do naszego liceum przyszła praktykantka po polonistyce, żeby na próbę poprowadzić lekcję. Tak się złożyło, że kazała mi coś przeczytać. W szkole mówili wtedy na mnie Sznaps Baryton. Sznaps pewnie od nazwiska, a Baryton – wiadomo. Miałem najniższy głos ze wszystkich. Na przerwie stażystka podeszła do mnie i powiedziała, że jest sekretarzem redakcji w Rozgłośni Harcerskiej. Tak się to wszystko zaczęło. Za pieniądze z rozgłośni kupowałem benzynę do motocykla. Najpierw miałem osę, która paliła niedużo. Jednak kiedy zamieniłem ją na junaka, musiałem szybko szukać innych źródeł dochodu.
Jacek Poniedziałek
– Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
– Mieszkałem w Krakowie przy ulicy Gdańskiej. Właściwie to centrum miasta, ale nasza ulica była nieutwardzona. Po drugiej stronie żyła rodzina Banachowiczów, która prowadziła gospodarstwo rolne. Mieli beczki z ogórkami kiszonymi i silosy z kapustą kiszoną, której zapach roznosił się po całej okolicy. Władza mówiła na takich: „prywaciarze” albo „kułaki”. Przyjaźniłem się z ich synem Piotrkiem i chyba już od 11. roku życia regularnie u nich pracowałem. Jeśli nie przy kapuście i ogórkach, to przy zbiorach rabarbaru. Wiązaliśmy go w pęczki i sprzedawaliśmy z ciężarówki na placu Imbramowskim. Do dzisiaj uwielbiam smak świeżego rabarbaru.
– Dało się zarobić?
– Banachowicze płacili zajebiście. Naprawdę.
Mirosław Baka
– Jeszcze się nam nie zdarzyło rozmawiać z tak mało „popularnym” aktorem. Nie ma cię na Pudelku…
– Myślę, że jest nas kilku. Pogadajcie na przykład z Jurkiem Radziwiłowiczem (śmiech). Wydaje mi się, że działa tutaj prosta zasada. Skoro mi nie zależy na Pudelku, to jemu nie zależy na mnie. Chyba mogę być z siebie dumny.
– Jak najbardziej. Szczerze gratulujemy. Nasze pierwsze pytanie to zagadka: co może zabić jaka tybetańskiego?
– Jest was dwóch. Macie przewagę. Do tego wyjeżdżacie z jakimiś podchwytliwymi pytaniami… Skąd mam wiedzieć?
Magdalena Różczka
– Jak zarobiłaś…
– Pierwszy milion?
– Zacznijmy od mniejszych nominałów.
– Na targu w rodzinnej Nowej Soli. Miałam 16 lat i chciałam zarobić na wakacje. Wstałam o 5 rano, poszłam na targ pod blokiem mojej babci i zapukałam do pierwszej budki, pytając, czy nie szukają pomocy. Od razu mnie przyjęli. Nawet nie gadaliśmy o kasie. Sprzedawałam ciuchy. Ale zabijcie mnie, nie przypomnę sobie, ile zarabiałam. Pewnie jakieś 12 zł dziennie. Nie było tak źle, bo praca tylko od 5 do 10 rano. A czasem jako bonus dostawałam skarpetki! (śmiech). Stałam tam samiutka. Rano właściciele przywozili towar, a potem odbierali kasę. Dobrze mi szło. Byłam z siebie cholernie zadowolona.
Arkadiusz Jakubik
PLAYBOY nr 02, 2013 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke fot. Marcin Klaban — Czy ta rozmowa może trwać „okrągły tydzień”? I tu mnie macie! Okrągły tydzień to moja klątwa. (Arek Jakubik jako dziecko zagrał główną rolę w filmie Tadeusza Kijańskiego pod tym tytułem – przyp. red.). To miała być wysokobudżetowa baśń dla dzieci, a …
Arkadiusz Jakubik
PRZEKRÓJ nr 3, 2013 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke fot. Dominik Pisarek — Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze? Pod koniec liceum dorabiałem w zakładzie betoniarsko-kamieniarskim. Robotę dostałem po znajomości. Specjalizowałem się w nagrobkach z lastriko, parapetach i bloczkach betonowych. W moich rodzinnych Strzelcach Opolskich trochę pomników na cmentarzach postawiłem. Naprawdę nie chcecie wiedzieć, jak się …
Borys Szyc
PLAYBOY nr 03, 2012 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke — Niezłą Vespą przyjechałeś. Czy miłość do niej to efekt utraty prawa jazdy? Trochę tak. Wszystko się połączyło. W dzieciństwie dosiadałem motorynki, jak więc na starość miałbym nie kochać małych motocykli? Kupiłem niedawno kolejną Vespę. Rocznik 66. Piękna, biało-czerwona – „teraz Polska”. Skuter jest świetny …
Olaf Lubaszenko
PLAYBOY nr 01, 2012 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke fot. Andrzej Georgiew — Z góry ostrzegam. Cierpię na konieczność dygresji. Kiedyś słynął pan raczej z krótkich i dosadnych wypowiedzi. Niestety w moim przekonaniu były nie tylko krótkie i dosadne, ale także błyskotliwe. Na szczęście zupełnie z tego zrezygnowałem. Teraz zwykle czuję przemożną potrzebę odejścia …
Tomasz Kot
– Czasami czytam wasze wywiady i wyczuwam, że trzeba być w nich atrakcyjnym i śmiesznym. Nie wiem, czy sprostam zadaniu.
– Możesz być nieatrakcyjny i poważny. Oby ten wywiad był ciekawszy od poprzedniego (chodzi o rozmowę dla PLAYBOYA z 2006 roku – przyp. red.).
– Wtedy miałem menedżerkę, której nie powinienem w ogóle słuchać. Doradziła mi, żeby podczas autoryzacji powykreślać wszystko, co było choćby trochę kontrowersyjne. Potem żałowałem. Błędy młodości, rozumiecie…
– Rozumiemy, że spotykamy się z innym facetem. Wydoroślałeś i zhardziałeś.
– Można tak powiedzieć. Po Camera Cafe dla wszystkich byłem Tomkiem. Po Niani nagle stałem się panem Kotem. Widocznie za dobrze wyglądałem w garniturze (śmiech). A tak na serio, to rzeczywiście dużo się u mnie zmieniło.
Cezary Pazura
– 17 lat temu mówił pan, że jedną setną budżetu z Wydziału Kinematografii powinno się przeznaczyć na badania psychiatryczne dziennikarzy.
– Ale lekarze podrożeli… Naprawdę wymyślił to Olaf Lubaszenko, a ja po nim powtórzyłem. Taki chciałem być oryginalny. Widocznie wtedy jeszcze nie było mnie stać na własne teksty. Posiłkowałem się więc cudzymi. W wywiadach gadałem wówczas takie brednie, że aż mi się słabo dziś robi. A wtedy miałem wrażenie, że zmieniam świat. Błędy młodości.
– A nam Marek Kondrat opowiedział kiedyś anegdotę, jak to pan dziecięciem będąc, podszedł do Janusza Gajosa na planie Czterech pancernych…
– I usłyszałem „spierdalaj”?
Maria Peszek
– Jak wygląda klęczący pies?
– Mogę pokazać, chcecie? (Maria wstaje, następnie zginając się w pasie pochyla się do przodu, swobodnie opuszcza ręce, po czym podwija dłonie i przedramiona pod siebie, jednocześnie starając się dotknąć łokciami podłogi, nie uginając nóg w kolanach – przyp. aut.). Pies klęka na przednich łapach, a pupę ma do góry. Ogon koniecznie wyprostowany. Łeb w dół. Cała sylwetka tworzy taką pochylnię. To może być bardzo ładny widok. Zależy, od której strony patrzeć. A czemu pytacie?
– Bo bardzo nam się spodobał tekst z książeczki do twojej płyty DVD – Na kolana psy!!! To jest muzyka. Teraz już wiemy, w jakiej pozycji powinni się znaleźć wszyscy, którzy wypisują o tobie najgorsze rzeczy.
– Oni by klęczeli jak psy, a ja smagałabym ich batem po zadach. Taka kara?
Andrzej Grabowski
– Jak urzędnicy podglądają prostytutki?
– Wiem, że mam taką rolę w swojej filmografii, ale naprawdę nie pamiętam, żebym coś takiego grał.
– Czy tego typu pytanie to „pieprzenie w bambus”?
– Klasyczne! Pieprzenie w bambus jest dzisiaj domeną polityki. Ale też w ogóle czasów współczesnych. Wywiady świetnie się w to wpisują. Popieprzymy więc, ile się da.
– Oby tylko czytelnicy mieli z tego przyjemność.
– Ludzie zwykle mają radość z pieprzenia… Niektórym z czasem to przechodzi, ale i tak nikt się do tego nie przyznaje.
– Przyjemność z patrzenia nie przechodzi nigdy. Czy wobec tego wesprze nas pan w staraniach o sesję Zuzi Grabowskiej?
Agnieszka Grochowska
PLAYBOY nr 8, 2010 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke — Panowie, poproszę tylko o jeden kieliszek wina, bo mam słabą głowę. Mogłabym jakieś głupoty gadać albo zacząć puszczać wam moje nagrania z lekcji gry na pianinie… Lubimy ciekawe początki. Powiesz coś więcej? Moja bohaterka w nowym filmie Jana Jakuba Kolskiego – Wenecja gra dwa …
Wojciech Mecwaldowski
– Złapaliście mnie w doskonałym momencie. Jestem świeżo po obejrzeniu projektu artystycznego mojej koleżanki, która zrobiła zdjęcia kilkudziesięciu wagin. Większość, które oglądałem, była natural, bez depilacji. To akurat tragedia. Słyszałem zresztą, że w Berlinie zaczyna się moda na zapuszczanie włosów pod pachami. Dramat.
– Dobry początek. Sami lepiej tego byśmy nie wymyślili.
– No jakoś musiałem zagadać, bo jestem potwornie zestresowany. Rozmowa dla PLAYBOYA! Jak zadzwoniliście, to pomyślałem: „Ja pierdolę, kurwa nie wierzę!”. Co za zaszczyt!
– Dla nas to na pewno większy zaszczyt.
– Nie sądzę. Zbieram PLAYBOYE. Nie mogę uwierzyć, że z wami gadam. To chyba sen. Jak miałem 8 lat, na werandzie znalazłem gazetę typu PLAYBOY, w której zobaczyłem pięknie zbudowaną, nagą kobietę w dżungli. Nie mogłem wyjść z podziwu. Nagle na werandę wszedł mój tato i usiadł przy mnie. Wziął bez słowa pismo, położył na swoim lewym kolanie i zaczął w ciszy ze mną oglądać.
Anna Przybylska
– Cieszymy się, że twoja sesja jest w 3D. Ale dlaczego w ubraniu? Tym bardziej, że jeszcze niedawno mówiłaś o swojej trzeciej, potencjalnej sesji w PLAYBOYU – „niewykluczona”.
– Powiedziałam tak tylko dlatego, żeby się wam nie zrobiło smutno. Poza tym bardzo cenię PLAYBOYA. Swego czasu zaczytywałam się nim w pociągach. Uważałam, że jestem cool. Wyobrażacie sobie w przedziale dziewczynkę, która czyta PLAYBOYA? Pamiętajcie, że mając 17 lat, wyglądałam na 11. Wtedy można było zobaczyć u was największe aktorki – to też robiło na mnie wrażenie.
– Skoro tak nas lubisz, to co stoi na przeszkodzie?
– Po co mi to? Nie przebiję już tamtych sesji. Ale wcale nie czuję się „za stara”.
John Cleese
PLAYBOY nr 10, 2008 rok TEKST: Mariusz Urbanek — Ojciec, agent ubezpieczeniowy, wybaczył panu w końcu, że po studiach prawniczych na Uniwersytecie w Cambridge zamiast zostać wziętym adwokatem, zaczął się pan wygłupiać w telewizji? Na początku było mu trudno, ale kiedy zacząłem pracować dla BBC, zaakceptował mój wybór. BBC przypominało wtedy w pewnym stopniu tajne …
Danny DeVito
PLAYBOY nr 6, 2009 rok TEKST: Mariusz Urbanek — To prawda, że miał pan być fryzjerem? Tak, ale byłem wtedy bardzo młody. Naprawdę bardzo młody. I to był salon fryzjerski mojej siostry. A poza tym mówmy sobie ty. Potrafiłbyś jeszcze dziś kogoś uczesać? Oczywiście. Ale tak, żeby nie pozwał Cię do sądu? Nadal mógłbym dobrze …
Janusz Rewiński i Krzysztof Piasecki
– Dwa lata temu nie chciał pan z nami rozmawiać…
REWIŃSKI: Dalej nie chcę, ale teraz jestem z kolegą Piaseckim, a to już inna rozmowa. Nie będziemy dyskutować o indywidualnych problemach związanych z dziewczynami. Możemy pogadać o wesołości królików. Po pierwsze jestem hodowcą króliczków…
– Wszystkie pana króliki to panie?
REWIŃSKI: Nie. A wiedzą panowie, jak się bada ich płeć?
– Nie mamy pojęcia.
REWIŃSKI: Jest to skomplikowane badanie, dosyć nieprzyjemne dla króliczka.
PIASECKI: Poznajesz to po oczach?
REWIŃSKI: Nie da rady. Można je podpatrywać, kto na kogo ma ochotę. Najgorzej jak trafią się dwa samce…
PIASECKI: Mają na siebie ochotę?
REWIŃSKI: Czasami tak, ale psują się nawzajem i potem nie wiadomo, który jest czynny, a który nie. Ale o czym my rozmawiamy? Jestem rolnikiem, ale spotykamy się chyba, żeby pogadać o czymś innym.
Katarzyna Pakosińska
– Bardzo liczę na naszą rozmowę, bo wciąż czekam na rzetelny, dobry wywiad. Środowisko kabaretowe jest pod jakimś względem nietykalne; a może po prostu zbyt trudne do eksplorowania dla osób z zewnątrz. Ciężko się z nami rozmawia, bo ponoć wszyscy jesteśmy mocno hermetyczni. Krótko mówiąc, chciałabym, żeby ktoś w końcu przyparł mnie do ściany.
– Zabrzmiało bardzo erotycznie… Umówmy się, że nas uwiodłaś, a w nagrodę możesz sobie zadać pierwsze pytanie.
– Wiem, jakiego bym nie zadała: jak czuję się jako jedyna kobieta w pracy z mężczyznami. Brakuje mi już odpowiedzi, bo wszyscy dziennikarze o to pytają. Na waszym miejscu, drodzy WYWIADOWCY, zapytałabym się, czy redaktorowi naczelnemu PLAYBOYA udałoby się przekonać mnie, żebym się dla was rozebrała.
– To miło, że rozumiemy się bez słów.
Borys Szyc
PLAYBOY nr 10, 2004 rok TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski fot. Tomek Bergmann — (Wtedy nie był rozpoznawany. Ale przewidywał, że będzie. I miał rację. Rozmowa w „Antrakcie” okraszona sporą dawką alkoholu okazała się jedną z najmocniejszych rozmów w historii polskiego Playboya. Dzisiaj Borys jest już grzeczniejszy. Starość, nie radość?) Czy Stan Borys miał dla …
Jacek Borusiński
– Chciałbyś zobaczyć na naszej rozkładówce Hatarahę Sinwahi Oshmandu Kharę?
– Nie wiem, kto to jest.
– Według Mumio najpiękniejsza aktorka na świecie!
– A to oczywiście, ja usłyszałem nie Oshmandu, tylko Oshmundu i stąd to nieporozumienie.
– A tak na serio?
– Hmm… Spodziewałem się, że będziecie pytać o moje damskie typy, gusty, ale że od razu tak konkretnie, na rozkładówkę. Więc powiem o miłości lat dziecięcych. Chciałbym zobaczyć Isabelle Adjani. Nie wiem, jak dzisiaj wyglądałaby na rozkładówce. Ale przypuszczam, że nie najgorzej. Jako chłopiec miałem jej czarno-białe zdjęcie w półzbliżeniu wycięte z gazety. Ależ ono działało na wyobraźnię!
Michał Żebrowski
– Dlaczego dziennikarze traktują cię jak pomnik?
– Nie mam takiego wrażenia.
– A my, po lekturze wywiadów z tobą, mamy. Podpytaliśmy o ciebie kilku twoich znajomych. Mówią, że prywatnie jesteś wesołym kumplem, ale jak w pobliżu pojawia się kamera albo ktoś z prasy, momentalnie się zmieniasz.
– Pewnie, że tak. Dlatego potem niektórzy odbierają mnie jako zarozumiałego buca, który uważa siebie za lepszego od innych. Ten mój poważny wizerunek na tyle się przyjął, że niektórzy zaczęli mi nawet doradzać, żebym się częściej uśmiechał.
– Tak jak prezydentowi.
– No właśnie (śmiech). Mam na siłę przekonywać ludzi, że lubię się śmiać? Nonsens. Dziennikarze trochę się mnie boją, bo jestem trudnym rozmówcą. Ale wiecie, jak to jest. Nawet w dobrych, uznanych redakcjach zdarzają się mało lotni dziennikarze, którzy w rozmowie silą się na głębię. A często zdarzają się fascynujące rozmowy o sprawach zdawałoby się prozaicznych. I kiedy z takiej z pozoru błahej rozmowy wyłoni się jakaś głębsza myśl, to wtedy jest powód do satysfakcji. Lubicie film Dym?
– Bardzo.
– Ja też. Właśnie o taki rodzaj głębi mi chodzi.
Marcin Dorociński
– Kiedyś powiedziałeś, że jest pewna rzecz, której nie zrobisz na pewno, by dostać rolę.
– Nic się nie zmieniło. Nie uciąłbym sobie ręki i nie zrobił loda, a propozycję zrobienia tego ostatniego miałem. Jeżeli sugerujecie coś a propos duetu Saramonowicz/Konecki – oczywiście jesteście w błędzie. Propozycja występu w Idealnym facecie dla mojej dziewczyny była tylko i wyłącznie zawodowa (śmiech).
– A czy film jest zawodowy?
– Nie wiem, jeszcze nie widziałem. Jestem ciekaw, jak chłopaki go zmontowali. Na planie dostałem sporo przypadkowych ciosów w głowę i w inne części ciała, więc mam nadzieję, iż mój trud nie poszedł na marne. Scenariusz wydawał mi się obiecujący.
– Nam też się tak wydaje. Skoro Tomasz Kot gra aktora porno…
– Jemu akurat moja postać się nie przygląda.
Artur Żmijewski
– Zaprosiłbyś Dodę na kolację?
– Żonę bym chętniej zaprosił.
– Z naszych badań wynika, że większość polskich mężczyzn zaprosiłaby na kolację właśnie Dodę.
– Chyba się nie łapię w tych rejonach. Nie lubię prowokacji i skandali, tak jak Doda.
– Za to ty jesteś facetem, który zwyciężył w badaniach na najbardziej pożądanego męskiego partnera na kolacji. Oczywiście w badaniach brały udział tylko kobiety.
– Cieszy mnie niezmiernie druga część waszej wypowiedzi. A czy w tej badanej grupie jest też Doda? Wtedy mi nie do śmiechu (śmiech).
Bohdan Łazuka
– Pytanie na czasie: był pan inwigilowany?
– Wolę się nie zastanawiać. W tamtych czasach my, czyli artyści i sportowcy, byliśmy wyróżniani. Władza pokazywała, że nas lubi. Snobowała się na ludzi sukcesu. Można powiedzieć, że dzięki temu przetańczyliśmy cały PRL. Nie wiem, czy wykorzystywaliśmy to w niecny sposób. Pewnie niektórzy tak powiedzą. Pamiętam, że w ZSRR za występ dostawałem 150 rubli, czyli 10 rubli mniej niż pensja generała Armii Czerwonej. Jak się miałem z tym czuć?
– Jak generał.
– (Śmiech) No właśnie. Powiem panom więcej. Wtedy Ruscy mieli ustalane odgórnie kursy walut i był przelicznik: 3 ruble = 1 dolar.
– A czy ktoś chciał pana namówić na współpracę?
– Pamiętam, jak kiedyś z Danielem Olbrychskim wyszliśmy późną porą ze SPATiF-u i zatrzymał nas patrol. Zgarnęli nas na dołek na Wilczej. Chyba można już mówić o takich rzeczach… Pracował tam taki klawisz. Okazało się, że to bardzo przyzwoity milicjant. Zaszedł do nas i powiedział: „Panowie, jutro rano przyjdą i będą was namawiać na współpracę”. Takie ostrzeżenie miało wielkie znaczenie. Wzmocniło nas. Nazajutrz zgodnie odmówiliśmy. Potrzymali nas jeszcze jakiś czas i puścili. Od tamtej pory nikt mi takich propozycji nie składał.
Beata Tyszkiewicz vs. Doda
– Czy mężczyzna, który nie całuje damy w dłoń na powitanie, popełnia niewybaczalne faux pas?
– Wasze pokolenie jest w tym i tak cieniutkie. Jedni się boją, drudzy tak całują, że robią się od tego siniaki. Nie wiem, co lepsze. W ogóle polska szarmanckość wygląda tak, że mąż jest w stanie przydeptać żonę, dzieci i psa w korytarzu, oby tylko pomóc zdjąć płaszcz sąsiadce. Ona wtedy jest zachwycona: „Och, ależ ma pani fantastycznego męża”. To się nazywa – szarmancja na wynos.
– Jak ma się czuć mężczyzna, do którego kobieta mówi publicznie per „Bąbelku”?
– Słodko. Nawet mama nie mówi tak do Kuby Wojewódzkiego, a mi to przyszło naturalnie. „Bąbelek” pasuje do niego znakomicie. Pamiętam, że pierwszy raz tego sformułowania użyłam wobec Malajkata. Ale to prehistoria, dzisiaj Wojtek jest już „Bąblem” (śmiech).
Wojciech Pszoniak
– Czy Polki różnią się od Francuzek?
– A czy w ogóle można dzisiaj jasno zdefiniować „Francuzkę”? Przecież urodzone we Francji dziewczyny pochodzenia arabskiego są także Francuzkami. A nikogo chyba nie trzeba przekonywać, jak bardzo różnią się od innych Francuzek. Pamiętajmy poza tym o różnicach kulturowych między Polską i Francją. Na przykład u nas religia odgrywa o wiele większą rolę w życiu społecznym niż we Francji. Nie ma co ukrywać – to się przekłada także na relacje damsko-męskie i na zachowania seksualne. Z drugiej jednak strony Polki, tak jak Rosjanki, potrafią być szalone. Tego z kolei o Francuzkach raczej powiedzieć się nie da… Zresztą o kim my mówimy? Wolałbym mówić o paryżankach, a nie Francuzkach.
Andrzej Seweryn
– O czym będziemy rozmawiali?
– O życiu.
– Już się bałem, że o dupach. A to byłoby nieoryginalne. Pamiętajcie o tym, proszę. Od razu też zastrzegam, że moje słowa będą moją prawdą na dzisiaj. Tu i teraz. Jutro będę formułował myśli w inny sposób. Tak czy inaczej nie chciałbym, aby nasza rozmowa była średnia. Czy może być inna od reszty wywiadów?
– Postaramy się. Gdzie pan zobaczył pierwszego PLAYBOYA?
– To był oryginalny, amerykański PLAYBOY. Widziałem go w latach 60. w Polsce.
Krzysztof Pieczyński
– Kiedyś powiedział pan, że nie kręcą pana aktorki. Czy coś się zmieniło?
– Ostatnio mnie zakręciło. Pracowałem z przepiękną aktorką – Katy. Może to banalne, ale powiedziałem innym aktorom, jaka jest piękna. Jak to usłyszeli, to huzia na mnie! Stwierdzili, że takimi słowami ją pomniejszam. Nie wiedziałem, że aktorzy z Europy Zachodniej są tak poprawni politycznie i że piękno może pomniejszać.
– Może nie wiedzieli, że potrafi pan być szczery.
– Co innego być szczerym, a co innego narzucać się ze szczerością, czyli mówić, co ślina na język przyniesie. Wolę być szczery w takim sensie, w jakim Clint Eastwood robi swoje filmy, na poziomie człowieczeństwa, na którym niczego nie udaje. Dlatego w swoich filmach tak bardzo zbliża się do tego, co decyduje o jakości ludzkiego życia. A światłem, które do takich efektów prowadzi, jest szczerość.
– Czy PLAYBOY ma jakiś wpływ na jakość życia?
– Na pewno. PLAYBOY kojarzy mi się przede wszystkim z wolnością wyboru.
Rafał Królikowski
– Przed tą rozmową zastanawialiśmy się, czy znamy jakiegoś aktora, który potrafiłby śmiać się tak neurotycznie jak ty…
– Teraz to ja mogę się tym chwalić, ale w szkole teatralnej miałem ze śmiechem duże problemy. Właściwie wcześniej w ogóle się nie śmiałem.
– Aż do studiów?
– Zawsze wolałem obserwować z boku i śmiać się w duchu (śmiech). Otworzyłem się dopiero po lekcjach impostacji i dzięki usilnym prośbom profesorów. Potem już na zawołanie – wybuchałem śmiechem. Pamiętam do dziś, jak Ryszarda Hanin podczas prób do Białych nocy Dostojewskiego prosiła mnie: „Rafałku, jeszcze radośniej się zaśmiej, no jeszcze”. Dzięki niej zagrałem piękne sceny z Dorotą Landowską.
– Twój śmiech pojawił się też w Pół serio.
– Tomek Konecki zażądał śmiechu podczas kwestii „jeb i po ptaszydle”.
Tomasz Karolak
– Nie rozumiem, dlaczego kogokolwiek miałoby interesować moje zdanie na jakiś temat. Nie jestem Pilchem i nie mam za wiele do powiedzenia. Słyszałem plotki, że niektórzy spotykają się ze mną, bo dzięki temu lepiej sprzedają się ich pisma.
– PLAYBOY i tak sprzedaje się bardzo dobrze. A my zawsze staramy się dostarczać czytelnikom rozrywkę najwyższej próby…
– Czyli to ma być rozmowa rozrywkowa?
– Jak najbardziej.
– OK. W takim razie wyjaśniliśmy sobie już wszystko.
– Nie wszystko. Musisz jeszcze zgadnąć, dlaczego cię nienawidzimy.
– Nie mam bladego pojęcia.
Grzegorz Halama
– Jesteś fanem Lody Halamy?
– Ciężko nie być, jeśli widziało się jej słynny taniec na kieliszku. Poza tym działała w przedwojennym kabarecie. Szkoda, że nie zdążyłem jej poznać.
– Kim była dla ciebie?
– Ciężka sprawa. Muszę się zastanowić… Nie macie niczego do rysowania? Wiecie, to jak w serialu brazylijskim (śmiech). Była chyba kuzynką mojego dziadka – multiinstrumentalisty. Jego też nie miałem okazji poznać. Rosjanie zabrali go w 1945 roku i już nie oddali. Miałem dzieciństwo bez jednego dziadka. Ale jeśli odziedziczyłem jakieś talenty, to po nim chyba.
– Ciekawe, czy tak jak ty chodził w dzieciństwie na wagary?
– Tego nie wiem. Ja mam naturę nieco anarchistyczną. Raczej mierzi mnie to co jest narzucone, a co nie jest moją osobista decyzją. W podstawówce spóźniałem się nagminnie na pierwsze lekcje.
Magdalena Różczka
– Jak często umawiasz się z naczelnymi pism dla mężczyzn?
– Umówiłam się raz w życiu, żeby uzgodnić ten wywiad. A co?
– Ciekawe, bo chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło się Mellerowi, żeby aranżował spotkanie tylko w takim celu. Na pewno próbował cię poderwać…
– (Śmiech). Nie. Naprawdę nie.
– No to przynajmniej proponował ci rozbieraną sesję.
– Też nie. Serio. Propozycję wystąpienia w pictorialu miałam dużo wcześniej. Dzwoniła jakaś miła pani z waszej redakcji. Odmówiłam.
– Nie proponował ci sesji i jak utrzymujesz, nie podrywał. To po co wysyła ci przez nas prezenty? Zabujał się chłopak, ale jest zbyt nieśmiały?
– (Śmiech). Błagam was. Rozmawialiśmy między innymi o Queens of the Stone Age i Marcin wysłał mi płytę, której nie znałam. Po prostu. Nie ma żadnych podtekstów. Żadnego podrywania! Uspokójcie się (śmiech). Zacznijmy wreszcie ten wywiad. Przecież tego, o czym teraz gadamy i tak nie napiszecie.
Maciej Stuhr
– Ostatnio często się rozbierasz. Dlaczego głównie pokazujesz tyły?
– A to zależy gdzie. W kinie rzeczywiście pokazuję tyły, w teatrze idziemy na całość (w przedstawieniu „Anioły w Ameryce” Krzysztofa Warlikowskiego – przyp. aut.).
– Pierwszą rozbieraną scenę ze swoim udziałem podobno ciężko odchorowałeś.
– Tarzałem się po łóżku z Agnieszką Krukówną w Fuksie. Do dziś zastanawiam się, dlaczego w tej scenie bardziej nie rozwinąłem skrzydeł (śmiech). Na szczęście był to ostatni dzień zdjęciowy i wieczorem poszedłem na bankiet. Mogłem spokojnie zanurzyć się w życiu towarzyskim, a rano sumiennie odchorować i odpokutować.
– Masz swoje ulubione filmowe sceny rozbierane?
– Moja żona jest czasem przerażona, bo jak leci jakiś stary film, który widziałem kilkanaście lat temu, to jestem w stanie podać z dokładnością co do minuty, kiedy na ekranie pojawi się niezły biust. Scen, które zaważyły na moim rozwoju psychoseksualnym było sporo. Chociażby widok Kasi Figury biegnącej przez ogród w filmie Pierścień i róża. Pamiętam, że w ramach szerzącego się w ówczesnych czasach nepotyzmu zostałem mimo szczenięcego wieku, wpuszczony przez bileterki na pokaz Seksmisji. No, przecież scena w windzie i scena na basenie… Muszę się przyznać, że nie tylko na tatusia patrzyłem na tym filmie. Potem, kiedy już stałem się szczęśliwym posiadaczem magnetowidu, dokonywałem analizy tych scen z pomocą efektu „slow motion” (śmiech).
Borys Szyc
(Rzecz dzieje się podczas pamiętnej niesprawiedliwej porażki Wisły Kraków z Blackburn Rovers).
– Ponieważ fanem piłki nożnej nie jesteś, chcielibyśmy cię zapytać o konie.
– Czy walę konia?
– Nie (śmiech). Chodzi o Jana Kowalczyka. Byłeś jego kibicem, jako młody koniarz?
– Nie jakimś fanatycznym, ale nigdy nie zapomnę jego munduru i tych słynnych skoków nad podwójnymi stacjonatami.
– Konie, tenis… Gdybyś potrenował jeszcze boks, mógłbyś być nowym Olbrychskim.
– Wolałbym być nowym Szycem. Nie lubię powielać.
Jacek Poniedziałek
– Miewasz w swoim życiu okresy agresji i łagodności. Na czym stoimy?
– Gdy się obudziłem i przypomniałem sobie, że za chwilę przyjdziecie, byłem nieźle wkurwiony. Chciałem nawet was przełożyć, ale nie mam numeru telefonu. Teraz przyszła faza łagodności po fali wściekłości (śmiech).
– Czyli 12.30 w poniedziałek to dla Poniedziałka niezbyt dobra pora?
– To mój wolny dzień. Wczesny poranek.
– Mamy nadzieję, że nie będziesz w nas niczym rzucał. Wiemy, że to lubisz.
– Rzucałem przeważnie w pracy, w akcie bezsilności wobec koleżanek-aktorek, które nigdy nie mają czasu i których ciągle nie ma na próbach, a jak się w końcu łaskawie zjawią, to wszystko ma być tak, jak im pasuje.
Robert Więckiewicz
– Czy żeby z tobą porozmawiać, trzeba się napić?
– Oj, czasami tak. Fajnie się rozmawia, jak się wypije ze dwa szybkie. Ale dzisiaj nie mogę za bardzo, bo mam próbę w teatrze.
– My próby w teatrze nie mamy, napić byśmy się mogli, ale pijemy do czego innego…
– To pijcie.
– Dziennikarz Marcin Kruk (w tej roli Paweł Małaszyński – przyp. aut.), żeby przeprowadzić wywiad z „Blachą” (w tej roli Robert Więckiewicz – przyp. aut.) w Świadku koronnym, napić się musiał. Bo się bał. Tak jak my.
– Ale to ja się boję (śmiech). Nie wiem, co mam mówić. Właściwie wszystko widać, więc po co gadać?
Marek Kondrat
– Kiedy ostatnio pił pan jabola?
– Ze 20 lat temu, jak budowałem dom na Mazurach. Ze szwagrem kupiliśmy skrzynkę tego typu trunków robotnikom, ale sami po nocnych połowach raczyliśmy się jabolami o 4 nad ranem. Było pysznie. Wilgotny nos, długość zakończenia – docenialiśmy to już wtedy (śmiech).
– A pierwszego?
– W przedmaturalnej klasie. Mieszkałem na Muranowie, więc okoliczności spożycia było sporo.
– Ale pan przecież był sportowiec! Szermierz.
– Trenowałem w Pałacu Młodzieży. Jeździłem na zawody i walczyłem ze sławami i mistrzami olimpijskimi. Z Witkiem Wojdą, Ryszardem Parulskim, Leszkiem Koziejowskim. Dzięki szermierce byłem drugi raz za granicą. Najpierw z rodzicami byłem w Jałcie, a potem na zawodach w Eisenach w NRD. Przywiozłem wtedy krem Florena – odpowiednik Nivei. Czasami, jak spotykam Parulskiego, to mu przypominam, że walczyliśmy na planszy. Ale on mnie nie pamięta (śmiech). To tak jak Pazura przyszedł kiedyś do Gajosa. Wspominał: „Wjechałeś na czołgu na Piotrkowską, a ja, wtedy gnojek, podszedłem do ciebie i poprosiłem o autograf. A ty mi powiedziałeś: „Spierdalaj!”. Janusz słucha, słucha i mówi: „Było mi powiedzieć, że to ty!” (śmiech).
Jacek Braciak
– Kiedy przestałeś być „kobietą w średnim wieku, z zalążkami piersi”?
– Całkiem niedawno. Zajęło mi to dwa tygodnie. Jadłem trawę i sałatę, popijając wodą. Nie mogłem spać, jarałem szlugi i byłem maksymalnie podkurwiony. Ale udało się. Piersi mi zniknęły, schudłem 7 kilo, zacząłem biegać i teraz jestem gejem w średnim wieku (Jacek gra postać Pshemka-projektanta mody w filmie „Brzydula” – przyp. red.)
– 7 kilo to sporo.
– Przy moim nikczemnym wzroście na pewno. Dzisiaj zauważam w parkach szał na bieganie, tak jak kiedyś na „Miasteczko Twin Peaks”. I bardzo dobrze. Sam przedwczoraj dymnąłem 12 kilometrów i 300 metrów. Pobiegłbym więcej, ale siadły mi przyczepy (śmiech).
Janusz Gajos
– Przeczytaliśmy, że w wywiadach lubi pan stawać się ze średniego bruneta wysokim, szczupłym blondynem. Obiecujemy, że się postaramy…
– To nie ja. Ja już dawno z tego zrezygnowałem. Moja żona ma takie ambicje. Widocznie taki ideał mężczyzny krąży jej po wyobraźni. Efekt jest taki, że dostaję mniej jedzenia niż lubię. Ale z tym różnie bywa. Potrafię też postawić na swoim.
– A jak dzisiaj podczas sesji zdjęciowej szło panu udawanie samego siebie?
– Fatalnie.
Stanisław Tym
– Wie pan, co o panu mówi Prezydent?
– Proszę mi przypomnieć.
– „Zdolny satyryk, ale często trudno się z nim zgodzić”.
– (Śmiech). Nawet nie wie, jaką frajdę sprawia mi takimi słowami.
– A czy pan zgadza się ze zdaniem „są pociągi, na które spóźniać się nie wolno”?
– Oczywiście. Zdanie to przypomina mi maturę z polskiego, którą zdawałem 54 lata temu, 200 metrów stąd w liceum nr 165, na rogu Drewnianej i Dobrej. To cytat z powieści Igora Newerly’ego Pamiątka z Celulozy.
– Której pan wtedy nie znał.
– Do tej pory nie znam.
Anna Mucha
– Czy podczas tej rozmowy będziesz nam jadła z ręki?
– Tak, ale tylko dobrze zakonserwowane, małe jajeczka.
– A propos konserwowania, to widzieliśmy już zdjęcia z sesji i jesteśmy pod wrażeniem. Dziewczyno, ty nie potrzebujesz retuszy!
– Mimo to uważam, że najlepszym przyjacielem kobiety jest… Photoshop. W tym przypadku graficy jednak nie będą mieli dużo pracy. Też jestem pod wrażeniem (śmiech). Pamiętam okładki różnych pism, na których się nie poznałam. Na zdjęciach PLAYBOYA jestem nawet do siebie podobna. Dodatkowo mam dobre towarzystwo.
– Czyli chłopaki stanęli na wysokości zadania?
– Po jednym został mi dotkliwy ślad na pośladku. Krwawiłam jak prosię. Facet oddał się w pełni i mnie dziabnął.
Jan Nowicki
– To o czym będziemy rozmawiać? Oby nie o kobietach (śmiech).
– Kobiety zostawmy na deser. Najpierw zagadka. Kto to powiedział? „Nieudzielanie odpowiedzi na pytania nie świadczy o klasie, jest raczej przejawem tchórzostwa”.
– To pachnie mną. Wiecie jak to jest, nieważne są szczere odpowiedzi, ważna jest rozmowa, a w rozmowie kontrowersja. Gdy Piotr Skrzynecki wpadał do mnie na wódeczkę i zaczynał mówić źle o Wajdzie, to ja od razu mówiłem dobrze. A kiedy Wajdę chwalił, to ja mieszałem go z błotem. Piotra krew zalewała, kiedy mieliśmy to samo zdanie. W ten sposób się rozmawiało. A dzisiaj się nie rozmawia. Rozmowy przestały być kształcące. No, to co chcecie wiedzieć?
Jan Frycz
– Fajną fuchę macie chłopaki, co?
– Ale niestety nie ma nas przy rozbieranych sesjach…
– A jak w ogóle znaleźliście się w PLAYBOYU?
– Wszystkim mówimy, że mamy tę robotę, bo znamy naczelnego.
– A co, może on jest gejem?
– (Rechot). Z tego co nam wiadomo, to nie jest.
– Ja nie mam nic przeciwko gejom. Szkoda tylko, że niektórzy brzydko się starzeją, ale to dotyczy nas wszystkich, nie tylko gejów. Przestań strzelać tym długopisem! No dobra, zaczynamy… Oczywiście rozumiem, że jesteście w tak samo głupiej sytuacji jak ja. Dobrze wiemy, że nie ma o czym gadać.
Tomasz Kot
– To jest pierwszy wywiad, jakiego udzielasz w IV RP. Jak się czujesz w nowej rzeczywistości?
– Wiecie, nigdy nie wszedłem w konflikt z prawem… i sprawiedliwością (śmiech). Na wybory nie chodzę i teraz też nie głosowałem. IV Rzeczpospolita to nie jest mój wybór, ale go akceptuję. Nie mam z tym problemów i nie przywiązuję do tego większej wagi.
– A jak sobie radzisz z wojskiem… Kocie?
– Cały czas mnie ścigają! Pamiętam, że ile razy przynosiłem do WKU papier, że jestem studentem i musiałem się wylegitymować, to zawsze z dyżurki słyszałem: „Student? Tak. Nazwisko Kot? Taak”. Kwitowali to dwuznacznymi uśmiechami. Straszyli mnie nawet doprowadzeniem siłą przez policję. Ale leci mi 29. rok, więc mam nadzieję, że sobie dadzą spokój. Wszyscy mnie znają, a ja się ukrywam (śmiech). Kiedyś jakiś brukowiec opisał tę sytuację, zrobili nawet fotomontaż – ja w mundurze. Napisali, że w związku z nieuregulowanym stosunkiem do służby wojskowej nie mogę wziąć kredytu mieszkaniowego. Wyobraźcie sobie, że przedstawiciel jednego z banków przyszedł do mojej mamy i powiedział, że nie ma problemu, oni chętnie panu Kotowi dadzą kredyt (śmiech).
Bogusław Linda
– Płakał pan na Jasnych błękitnych oknach?
– Bez przesady. Gdybym popłakał się na swoim filmie, byłbym chyba debilem. Ale często płaczę w kinie. Zdarza się, że szlocham.
– Pytamy, bo pół godziny temu wyszliśmy z kina i musimy przyznać, że z najwyższym trudem powstrzymywaliśmy łzy.
– Traktuję to jako komplement. Ale nie trzeba było się powstrzymywać. Po co? Mi naprawdę zdarza się szlochać i uważam, że to żaden powód do wstydu.
– A co pana szczególnie wzrusza?
– Zawsze to samo. Umiejętnie pokazane ludzkie cierpienie.
Krystyna Janda
– W jakim ubraniu wyszła pani dziś na śniadanie?
– W szlafroku.
– Czyli humor dopisuje?
– Ach, rzeczywiście mój mąż powiedział kiedyś, że wystarczy zobaczyć, jak ubieram się na śniadanie i od razu wiadomo, w jakim jestem nastroju. Ale dziś mam niedobry dzień. Źle panowie trafiliście.
– Nie pozostaje nam nic innego, jak mimo wszystko próbować panią rozbawić.
– A wiecie, że ja czytam PLAYBOYA? Często leży u mojego fryzjera. Raz też widziałam w klinice dentystycznej. Przeglądam sobie wywiady. Nawet mnie ciekawi, jakie panowie możecie mieć do mnie pytania…
Piotr Adamczyk
– Przeczytałem wasz wywiad z Janem Nowickim i obawiam się, że nie dam rady sprzedać tylu smaczków, co on.
– Spokojnie. Pomaltretujemy cię 10 godzin, to wyśpiewasz wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
– To co? Zamawiamy coś do jedzenia i pogadamy…
– Myśleliśmy, że pościsz w Wielki Piątek.
– Jest trzecia, a ja jeszcze dziś nic nie jadłem. Chyba wystarczy tego poszczenia…
– Kelnerka: Co panom podać?
– Adamczyk: Poproszę herbatę „sekret mnichów” (śmiech).