Wciśnij Enter aby zobaczyć wyniki lub Esc aby wyjść

Alicja Węgorzewska-Whiskerd

PRZEKRÓJ nr 28, 2013 rok

TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke

fot. Magda Starowieyska

Jak zarobiła pani pierwsze pieniądze?

Jako dziecko prezentowałam ciuchy na pokazach mody dziecięcej. Moja mama była szefową reklamy w Spół­dzielni Spożywców Społem i wysyłała mnie na takie imprezy. Występowa­ły tam tylko dzieciaki pracowników. To były czasy, w których nie organizo­wało się castingów, a agencje modelek były abstrakcją.

Pieniądze, które pani dostawała, też były abstrakcją?

Oczywiście. Śmieszne, symboliczne kwoty typu 50 złotych. Wszystko od­dawałam mamie. Już wtedy nie byłam rozrzutna.

Nawet na wymianie młodzieżowej w NRD?

Przede wszystkim tam (śmiech). Wyda­wało się nam, że w NRD było wszyst­ko, czego brakowało w Polsce. Za wy­stępy sceniczne dostawało się trochę wschodnich marek i można było po­szaleć. Kupowałam przede wszystkim nuty, bo mieli tam naprawdę świetne wydania. Poza tym bieliznę i trampki. Oczywiście nie można było przewieźć kilku par. Na wymianę jechało się więc w starych, zdartych trampkach, a wraca­ło w nowiutkich.

Pamięta pani pierwsze pieniądze w dorosłym życiu?

Tuż po maturze, w makabrycznej pe­ruce blond z gąbki, grałam główną rolę w spektaklu Królewna Śnieżka. Jeź­dziliśmy z nim po szkołach i przedszko­lach. Ależ ta peruka była obrzydliwa (śmiech). Potem wylądowałam w chó­rze Operetki Szczecińskiej. Pamiętam, że załatwiłam sobie zwolnienie lekarskie na występ w sylwestra. Miałam 18 lat i chciałam się bawić, a nie praco­wać. Zarabiałam bardzo mało. Myślę, że w przeliczeniu na dzisiejsze kwoty było to 1500 zł. Albo i mniej. To był mój pierwszy i ostatni etat w życiu. Całe trzy i pół miesiąca.

Całość do przeczytania w PRZEKROJU