Robert Kubica
– Wiesz, jak się nazywa pierwszy Polak, który prowadził bolid Formuły1?
– Nie wiem. Jak?
– To było w 1979 roku. Za kółkiem samochodu, nieistniejącego już dziś teamu Waltera Wolfa, usiadł Andrzej Jaroszewicz, syn Piotra Jaroszewicza. Jeździł na torze w Poznaniu.
– W Poznaniu? Eee… Dla mnie to nie jest żadne prowadzenie bolidu. To nie są testy. Tak to nawet wy jeszcze dzisiaj możecie prowadzić bolid Formuły1. Pojedziemy na jakiś tor, zrobią wam szybkie przeszkolenie, dadzą bolid sprzed 8 lat i w drogę…
– Wchodzimy w to! Załatwiasz?
– To tylko kwestia czasu i pieniędzy.
Katarzyna Nosowska
– Mamy nadzieję, że podaliśmy dłonie jak trzeba. Bo „flaków” ani „śledzi” nie znosisz.
– A ja myślałam, że to naturalne! (śmiech). Rzeczywiście, kiedy ktoś podaje mi mdlejącą dłoń, czuję się, delikatnie mówiąc, zniesmaczona. Jest w tym geście coś, co pozwala przypuszczać, że kontakt będzie w równym stopniu wątły i niemiły.
– A propos śledzia. Co ostatnio złowiłaś?
– W zeszłym roku niestety ani razu nie zarzuciłam wędki. Ale dwa lata temu złapałam wielką krasnopiórę.
– Na co?
– Na spławik. Normalnie spinninguję, ale brak jakichkolwiek efektów spowodował moją rozpacz. Byłam o krok od podjęcia decyzji, że już nigdy nie będę łowić.
Grzegorz Miecugow i Tomasz Sianecki
– Jak się robi poważne wywiady?
Sianecki: Oglądam telewizję śniadaniową w TVN, więc wiem (śmiech).
Miecugow: Ja nie oglądam, więc nie wiem.
– Nasz szef z telewizji śniadaniowej kazał nam z redaktorami porozmawiać o współczesnej Polsce na poważnie. Musimy być lojalni wobec szefa… Czy program redaktorów mogliby poprowadzić bracia Kaczyńscy?
Sianecki: Wtedy nikt by nie wiedział, kto akurat prowadzi program. My do siebie podobni nie jesteśmy. Ja mam inne okulary, jestem niższy i gustuję w mniej kolorowych butach.
Miecugow: Panowie Kaczyńscy mają przed sobą o wiele poważniejsze zadania. Muszą zdemontować układ i zbudować zręby. Gdyby oni mieli zastąpić nas, to my musielibyśmy zastąpić ich, a do budowania zrębów się nie nadajemy. Poza tym jako rządzący nie bylibyśmy tak śmieszni.
Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski
PLAYBOY nr 12, 2004 rok TEKST: Łukasz Klinke, Marcin Meller, Piotr Szygalski fot. Tomek Bergmann — (To był zimny, jesienny wieczór. Panowie byli po pracy. Zmęczeni, ale wyluzowani. Siedzieliśmy w ich redakcyjnym pokoiku dwie godziny. Panowie palili jak smoki, więc szybko zrobiła się atmosfera mocno polityczna. Jak wyszliśmy, w siedzibie TVN-u w zasadzie już nikogo …
Anita Lipnicka
PLAYBOY nr 3, 2008 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke fot. Andrzej Georgiew — Przeczytaj także wywiad z Johnem Porterem — Co z meduzy i osiołka ma w sobie John Porter? Niewiele, bo on jest nietypowym wyspiarzem. Nawet nie wygląda na Brytyjczyka. Poza tym za długo siedzi w Polsce. Czułe, polskie kobiety go otworzyły i …
Tomasz Lis
PLAYBOY nr 9, 2004 rok TEKST: Łukasz Klinke, Marcin Meller, Piotr Szygalski fot. Rafał Latoszek — Wiesz już, gdzie jest Zbuczyn? (nawiązujemy do znanego z Internetu nagrania, w którym Tomasz Lis narzeka, delikatnie mówiąc, na jakość planszy ilustrującej materiał o blokadzie rolników we wsi Zbuczyn – przyp. aut.) Nie, ale zawsze wiedziałem, jak nie robić …
Andrzej Depko
– Czy dobrym kochankiem trzeba się urodzić, czy można się tego nauczyć?
– Wychowujemy się w określonym kręgu kulturowym, przyswajamy sobie określone normy, kształtujemy podejście do określonych wzorów zachowania seksualnego. Nawet jeśli mielibyśmy gen dobrego kochanka (nauka go nie odkryła), to na skutek określonego wychowania możemy okazać się nie najlepszymi partnerami seksualnymi. Niektórzy mają zbyt wiele zahamowań, od których nie są w stanie uwolnić się. Oni nigdy nie będą dobrymi kochankami, bo ich ars amandi jest uboga i monotonna. Mimo oddziaływania terapeutycznego, nigdy się nie zmienią. Ostatnio miałem pacjenta, którego wyobrażenie o seksie nie wykraczało poza pozycję klasyczną. Partnerka podsuwała mu książki i artykuły z poradami, pragnęła seksu oralnego, a on uważał, że jest to złe, obrzydliwe i nie miał zamiaru podejmować takich zachowań. Nie docierało do niego, że ciała kochanej osoby nie wolno dzielić na części dobre i złe, że jak się kocha, to kocha się każdą jego część równie mocno.
Jacek Poniedziałek
– Miewasz w swoim życiu okresy agresji i łagodności. Na czym stoimy?
– Gdy się obudziłem i przypomniałem sobie, że za chwilę przyjdziecie, byłem nieźle wkurwiony. Chciałem nawet was przełożyć, ale nie mam numeru telefonu. Teraz przyszła faza łagodności po fali wściekłości (śmiech).
– Czyli 12.30 w poniedziałek to dla Poniedziałka niezbyt dobra pora?
– To mój wolny dzień. Wczesny poranek.
– Mamy nadzieję, że nie będziesz w nas niczym rzucał. Wiemy, że to lubisz.
– Rzucałem przeważnie w pracy, w akcie bezsilności wobec koleżanek-aktorek, które nigdy nie mają czasu i których ciągle nie ma na próbach, a jak się w końcu łaskawie zjawią, to wszystko ma być tak, jak im pasuje.
Kinga Baranowska
– Mam nadzieję, że nie zapytacie mnie, dlaczego chodzę po górach (śmiech).
– Nie zadamy ci również pytania: „jak to się wszystko zaczęło?”. Chcieliśmy rozpocząć klasycznie… Czy rozmiar ma znaczenie?
– Przez cały czas będziecie mi zadawać podchwytliwe pytania, żeby dowiedzieć się, jakie mam skojarzenia?
– Coś w tym stylu.
– Zacznę od postury. Nie spotkałam wielkich wspinaczy. Postawny Jurek Kukuczka to wyjątek potwierdzający regułę. Pakerzy z siłowni w górach nie mają raczej szans. Byliby niewydolni i wolni.
– Pudzian dałby radę?
– On akurat jest mocny psychicznie, więc kto wie. Psychika w wysokich górach jest decydująca. Często nawet niepozorni ludzie mogą wspiąć się wyżej niż ci mega wysportowani.
Jacek Gmoch
– Powiem wam szczerze, że żona nie była zadowolona z naszego spotkania. Przekonałem ją jednak, że już dawno skończyłem z robieniem sobie zdjęć na nagusa.
– Ale może chociaż synowa będzie zadowolona. Słyszeliśmy, że jest Greczynką.
– Tak się wszystko poukładało. W Grecji znalazłem swoje miejsce, bezpieczeństwo, pracę, uznanie… i synową. Mój najstarszy wnuk, Jacek, jest ochrzczony jako Yakinthos. Dzięki temu ma imieniny dwa razy w roku. Grecka strona rodziny jest ortodoksyjna, więc w ogóle wszystko mamy dwa razy – Wielkanoc, Boże Narodzenie…
(W tym momencie podchodzi do nas jeden z licznych znajomych Trenera i wylewnie się z nim wita. Taka sytuacja będzie powtarzała się nagminnie. Aby zaoszczędzić nieco miejsca, skróconą listę spotkanych przy okazji tego wywiadu Greczynek i Greków podamy na końcu).
Robert Więckiewicz
– Czy żeby z tobą porozmawiać, trzeba się napić?
– Oj, czasami tak. Fajnie się rozmawia, jak się wypije ze dwa szybkie. Ale dzisiaj nie mogę za bardzo, bo mam próbę w teatrze.
– My próby w teatrze nie mamy, napić byśmy się mogli, ale pijemy do czego innego…
– To pijcie.
– Dziennikarz Marcin Kruk (w tej roli Paweł Małaszyński – przyp. aut.), żeby przeprowadzić wywiad z „Blachą” (w tej roli Robert Więckiewicz – przyp. aut.) w Świadku koronnym, napić się musiał. Bo się bał. Tak jak my.
– Ale to ja się boję (śmiech). Nie wiem, co mam mówić. Właściwie wszystko widać, więc po co gadać?
Marek Kondrat
– Kiedy ostatnio pił pan jabola?
– Ze 20 lat temu, jak budowałem dom na Mazurach. Ze szwagrem kupiliśmy skrzynkę tego typu trunków robotnikom, ale sami po nocnych połowach raczyliśmy się jabolami o 4 nad ranem. Było pysznie. Wilgotny nos, długość zakończenia – docenialiśmy to już wtedy (śmiech).
– A pierwszego?
– W przedmaturalnej klasie. Mieszkałem na Muranowie, więc okoliczności spożycia było sporo.
– Ale pan przecież był sportowiec! Szermierz.
– Trenowałem w Pałacu Młodzieży. Jeździłem na zawody i walczyłem ze sławami i mistrzami olimpijskimi. Z Witkiem Wojdą, Ryszardem Parulskim, Leszkiem Koziejowskim. Dzięki szermierce byłem drugi raz za granicą. Najpierw z rodzicami byłem w Jałcie, a potem na zawodach w Eisenach w NRD. Przywiozłem wtedy krem Florena – odpowiednik Nivei. Czasami, jak spotykam Parulskiego, to mu przypominam, że walczyliśmy na planszy. Ale on mnie nie pamięta (śmiech). To tak jak Pazura przyszedł kiedyś do Gajosa. Wspominał: „Wjechałeś na czołgu na Piotrkowską, a ja, wtedy gnojek, podszedłem do ciebie i poprosiłem o autograf. A ty mi powiedziałeś: „Spierdalaj!”. Janusz słucha, słucha i mówi: „Było mi powiedzieć, że to ty!” (śmiech).
Zbigniew Wodecki
– Jak upojne jest twoje życie?
– Upojne to ono było. Ale słabo to pamiętam, bo działo się to jakoś tuż po bitwie pod Płowcami. Świeciłem sobie pod kołdrą latarką i czytałem Pamiętniki Casanovy. Pewnie były tam jakieś ryciny, które wtedy bardzo mnie kręciły. Później zacząłem zajmować się może mniej fascynującymi, ale ciekawszymi sprawami i pod kołdrą czytałem Trzech muszkieterów. A potem upojność minęła.
– Pytamy się o upojne życie, bo na blogu piszesz, że będziesz wspominał wszystkie chwile związane ze swoim upojnym życiem…
– Ja nie mam żadnego bloga! Ktoś się pode mnie podszywa. Nie widziałem tego bloga na oczy.
– A może widziałeś tego, na którym pewna młoda dama opisuje swoje sny erotyczne ze Zbigniewem Wodeckim?
– Też nie widziałem. Szkoda. A są jakieś pikantne szczegóły? Lubię (śmiech).
Zbigniew Lew-Starowicz
– Panie profesorze, jestem pana asystentką, ale to ja będę zadawać pytania. Porozmawiamy o kobietach, a nie – jak zawsze – o mężczyznach?
– Dla mnie to ciekawszy temat. Od 1998 r., kiedy pojawiła się viagra, jest naprawdę dużo badań poświęconych mężczyznom. Pora na kobiety!
– Wie pan, że znalazł się pan w Wikipedii? Jest pan legendą!
– Legendą za życia (śmiech).
Jacek Braciak
– Kiedy przestałeś być „kobietą w średnim wieku, z zalążkami piersi”?
– Całkiem niedawno. Zajęło mi to dwa tygodnie. Jadłem trawę i sałatę, popijając wodą. Nie mogłem spać, jarałem szlugi i byłem maksymalnie podkurwiony. Ale udało się. Piersi mi zniknęły, schudłem 7 kilo, zacząłem biegać i teraz jestem gejem w średnim wieku (Jacek gra postać Pshemka-projektanta mody w filmie „Brzydula” – przyp. red.)
– 7 kilo to sporo.
– Przy moim nikczemnym wzroście na pewno. Dzisiaj zauważam w parkach szał na bieganie, tak jak kiedyś na „Miasteczko Twin Peaks”. I bardzo dobrze. Sam przedwczoraj dymnąłem 12 kilometrów i 300 metrów. Pobiegłbym więcej, ale siadły mi przyczepy (śmiech).
Marcin Prokop
– Jaki wolisz początek? Na ostro, czy kulturalnie?
– Będziemy się bić? (śmiech) Może być na ostro. Podważcie moje dobre samopoczucie.
– Dlaczego w programie „Motoszoł” usadzili cię w takim fotelu, że wyglądałeś jak ciota?
– Dorota Wellman twierdzi, że wyglądam tam, jakbym siedział na kiblu, więc mamy już dwie interpretacje. Fotel odziedziczyłem po Martynie Wojciechowskiej – może dlatego wyglądam w nim jak ciota, bo był „krojony“ pod kobietę. Scenografia częściowo pochodziła z jej programu „Automaniak” i bez dwóch zdań była najgorszą częścią „Motoszoł”. Zresztą w ogóle przedmioty używane w programie wzięły się z wielu byłych programów TVN-u. To taki recykling a la Frankenstein. Fotel ograniczał moje ruchy i był cholernie niewygodny.
– Niewygodnie to mają przede wszystkim operatorzy, którzy cię filmują.
– Niedawno dowiedziałem się, że dobór operatorów w moich programach często nie jest uzależniony od ich stażu, tylko od wzrostu. Ci najwyżsi mają zresztą zwykle najmniejsze doświadczenie. Mniejsi filmują mnie tak, że wyglądam monumentalnie jak Piotr Kraśko w „Wiadomościach“, czyli jestem Statuą Wolności z wyeksponowanymi dziurkami w nosie i policzkami chomika.
Adam „Nergal” Darski
– Jesteś przygotowany na 666 pytań?
– Zawsze.
– To powiedz nam, czy lubisz kijem mieszać piach?
– O geee! Widzę, że zaczynacie z grubej rury. Nie mam pojęcia, o co chodzi!
– O wersję alternatywną waszego utworu At the Left Hand ov God.
– Nie znam. Myślałem, że istnieje tylko „łyżwiarz wie, że kotek odkopał prezent…”, czyli Decade ov Therion. Od czasu do czasu wykonujemy ją na koncertach. Jestem jej fanem i z chęcią poznałbym kolesia, który to wymyślił.
– Pamiętasz swojego pierwszego PLAYBOYA?
Kazik Staszewski
-Wiemy, że lubisz robić muzykę „na gorąco”. Dlatego ten wywiad też będzie na żywca. Ale żeby totalnie nie popłynąć, będziemy się trzymali alfabetu. Co ty na to?
– Dobra. W końcu każda improwizacja musi być jakoś zaplanowana.
– „A” jak Adamek.
– Nie interesuję się takimi chudziakami. Wolę wagę ciężką. Adamek nie jest wybitny, mimo że ma w papierach mistrzostwo świata. Trzeba pamiętać, że zdobył je po bardzo problematycznym zwycięstwie i tak naprawdę z nikim wybitnym się nie boksował. Więcej emocji we mnie wywoływał Gołota. Permanentna zadyma i medialna ruchawka zawsze mi się podobały. Ale jestem daleki od optymizmu, jeżeli chodzi o mistrzostwo świata Andrzeja. Nie da rady z ruskimi czołgami (śmiech).
Marek Piekarczyk
– Nie boisz się, że fani, którzy zobaczą, że udzieliłeś nam wywiadu, posądzą cię o komercję?
– Nie, bo moi fani to kumaci ludzie i wiedzą, że Playboy to solidna firma, z którą rozmowa nie jest żadnym obciachem. Poza tym, komercja nie jest zjawiskiem negatywnym. Złe jest tylko komercyjne tandeciarstwo. A najgorsi są tacy, którzy udając ideologów i buntowników, głoszą, że brzydzą się nią, a tak naprawdę są pieprzonymi chałturnikami, bo nagrywają kiczowate piosenki. Ich pieśnidła robią karierę na weselach i wiejskich zabawach, a autorzy chodzą w glorii awangardowych artystów. Słychać te pioseneczki w radio, bo nagrał je ten tam znany ktoś, co się nie wstydzi obracać tematu Ziuty, Marysi lub Baśki w tytule.
Robert Brylewski
PLAYBOY nr 1, 2007 TEKST: Rafał Księżyk fot. Paweł Fabjański — W tym numerze PLAYBOYA mamy też wywiad z Bogusławem Lindą i on trochę się żali, że sporo kobiet uważa go za chama i buca. A co ty o nim sądzisz? Strasznie lubię gościa. Uważam, że dostał się w szpony stereotypu. A skoro ruszają go …
Andrzej Stasiuk
PLAYBOY nr 10, 2004 rok TEKST: Łukasz Klinke, Marcin Meller, Piotr Szygalski fot. Piotr Małecki — (Andrzej był dziwnie onieśmielony naszą trójką. I tak już zostało do końca. Rozmawialiśmy na werandzie. Po nogach lizał nas pies, po policzkach chciały ciąć pszczoły, od czasu do czasu pojawiała się Tosia. Piliśmy herbatę, a naokoło było cicho, zielono …
Janusz Gajos
– Przeczytaliśmy, że w wywiadach lubi pan stawać się ze średniego bruneta wysokim, szczupłym blondynem. Obiecujemy, że się postaramy…
– To nie ja. Ja już dawno z tego zrezygnowałem. Moja żona ma takie ambicje. Widocznie taki ideał mężczyzny krąży jej po wyobraźni. Efekt jest taki, że dostaję mniej jedzenia niż lubię. Ale z tym różnie bywa. Potrafię też postawić na swoim.
– A jak dzisiaj podczas sesji zdjęciowej szło panu udawanie samego siebie?
– Fatalnie.
Adam Nowak
– Po tym, jak zaproponowaliście mi wywiad, zrobiłem żonie dowcip. Zadzwoniłem do niej i mówię: „Słuchaj, przy okazji chcą mi zrobić taką skandalizującą sesję zdjęciową – w damskiej bieliźnie”. Ona na to: „Adam, nie rób tego!”. Mówię: „Ale bardzo dużo płacą. Nawet nie wyobrażasz sobie ile!”. Żona była przerażona: „Adam, po co ci to?! Opanuj się”. Zupełnie nie zorientowała się, że to żart (śmiech). Co tam macie na początek.
– Zaprosiliśmy cię do restauracji, żebyś jako specjalista ocenił, czy wszystko jest tutaj w porządku.
– Specjalistą to ja nie jestem już od 1983 roku. Dzisiaj nie jem tylko w miejscach, w których higiena ewidentnie szwankuje. A czasami, jeżeli kelnerka, czy kelner traktuje mnie z buta – potrafię strzelić wykład w stylu: „ponieważ szanuję pani pracę, proszę szanować to, że ja mam czas wolny”.
– Myśleliśmy, że zaczynasz od „jestem technologiem żywienia zbiorowego”…
Stanisław Tym
– Wie pan, co o panu mówi Prezydent?
– Proszę mi przypomnieć.
– „Zdolny satyryk, ale często trudno się z nim zgodzić”.
– (Śmiech). Nawet nie wie, jaką frajdę sprawia mi takimi słowami.
– A czy pan zgadza się ze zdaniem „są pociągi, na które spóźniać się nie wolno”?
– Oczywiście. Zdanie to przypomina mi maturę z polskiego, którą zdawałem 54 lata temu, 200 metrów stąd w liceum nr 165, na rogu Drewnianej i Dobrej. To cytat z powieści Igora Newerly’ego Pamiątka z Celulozy.
– Której pan wtedy nie znał.
– Do tej pory nie znam.
Marcin Świetlicki
Legenda do wywiadu z Marcinem Świetlickim:
Mistrz – Marcin Świetlicki
mistrz – bohater powieści Marcina Świetlickiego
Koniec legendy.
Rzecz dzieje się na Małym Rynku w Krakowie, w Księgarni Hiszpańskiej. Mistrz podejmuje hiszpańskim specjałem konsystencji granitowej skały i wódeczką cokolwiek kolorową… Powiedzmy od razu, pierwszą z serii kolorowych.
Anita Werner
– Dosłownie przed chwilą widzieliśmy cię w telewizorze. Teraz siedzisz przed nami i wyglądasz zupełnie tak samo…
– A czego się spodziewaliście? Że kiedy kończę program, to czochram włosy i wkładam podarte dżinsy?
– A do tego jeszcze nabitą ćwiekami ramoneskę.
– Gdybym miała więcej czasu, przebrałabym się w dżinsy. Z reguły po programie idę do garderoby i zrzucam służbowe ubranie.
– Mieliśmy powoli zmierzać w tym kierunku, ale skoro sama nalegasz, zapytamy od razu wprost…
– Jeżeli zamierzacie mnie zapytać o sesję do PLAYBOYA, to lepiej ugryźcie się w język – jak na razie robicie dobre pierwsze wrażenie (śmiech).
Szymon Majewski
– Mamy nadzieję, że życzenia na 40. urodziny składamy ci jako pierwsi…
– O Jezu, bardzo mi miło. Dziękuję. Wiecie, że coraz mocniej to do mnie dociera? Facet od mniej więcej 37. roku życia zaczyna żyć w cieniu czterdziestki. Kiedyś jakiś koleś – stylista, w związku z tym gej…
– Czyli w normie.
– No niby tak. Ale są wyjątki. „Blaszka”, który daje mi ciuchy do programu („Szymon Majewski Show” – przyp. aut.) gejem nie jest. A tamten podszedł do mnie i zwrócił mi uwagę, że za często mówię w telewizji o wieku. Że ciągle robię odniesienia do swojej starości. Powiedział: „Nie musisz podkreślać, że nie jesteś już młodzieńczy”. Może rzeczywiście coś w tym jest. Dlatego, korzystając z przerwy w kręceniu programu, zrobiłem sobie akcję pod hasłem „zdrowie”.
– Jakie wieści?
– Byłem dzisiaj na pielgrzymce zdrowotnej, od okulisty po wszelkich innych możliwych lekarzy. Po wszystkim zadzwoniłem do żony i powiedziałem, że wyszedłem dziś z domu jako młody chłopak, a wracam jako stary mężczyzna, staruszek. Czego się dowiedziałem? Na przykład, że mam za małe oko. Nie rozwinęło się wystarczająco. Dzięki temu widzę dalej niż inni, ale mogę mieć problemy z czytaniem. Od okulisty trafiłem do ortopedy, który stwierdził, że mam o 9 milimetrów za krótką nogę (śmiech). Oprócz tego jestem zgięty w prawo, a jeden mięsień na plecach nienaturalnie się wydłuża. Wychodzi na to, że mam za małe oko, za małą nogę i za małą jedną rękę. Do cholery, co jeszcze?
Piotr Pytlakowski
– Co pana łączy z Aleksandrem Kwaśniewskim?
– (Śmiech)
– Ponoć pan też nie ma magisterium.
– A, to o to chodzi. Rzeczywiście mam dyplom ukończenia wyższej uczelni, ale nie mam magisterium. To wymagałoby dodatkowej fatygi, a nie bardzo mi się chciało. Jestem politologiem. Skończyłem zaoczne zawodowe studium nauk politycznych dla dziennikarzy przy Instytucie Dziennikarstwa UW.
– W roku 1982 nie mógł pan jednak podjąć pracy jako dziennikarz. Co pan robił?
– W tym czasie byłem kaowcem na Chomiczówce. Głównie zajmowałem się żoliborską ligą szóstek piłkarskich. Najciekawsze rzeczy jednak robiłem przed studiami w latach 70.
Anna Mucha
– Czy podczas tej rozmowy będziesz nam jadła z ręki?
– Tak, ale tylko dobrze zakonserwowane, małe jajeczka.
– A propos konserwowania, to widzieliśmy już zdjęcia z sesji i jesteśmy pod wrażeniem. Dziewczyno, ty nie potrzebujesz retuszy!
– Mimo to uważam, że najlepszym przyjacielem kobiety jest… Photoshop. W tym przypadku graficy jednak nie będą mieli dużo pracy. Też jestem pod wrażeniem (śmiech). Pamiętam okładki różnych pism, na których się nie poznałam. Na zdjęciach PLAYBOYA jestem nawet do siebie podobna. Dodatkowo mam dobre towarzystwo.
– Czyli chłopaki stanęli na wysokości zadania?
– Po jednym został mi dotkliwy ślad na pośladku. Krwawiłam jak prosię. Facet oddał się w pełni i mnie dziabnął.
Jan Nowicki
– To o czym będziemy rozmawiać? Oby nie o kobietach (śmiech).
– Kobiety zostawmy na deser. Najpierw zagadka. Kto to powiedział? „Nieudzielanie odpowiedzi na pytania nie świadczy o klasie, jest raczej przejawem tchórzostwa”.
– To pachnie mną. Wiecie jak to jest, nieważne są szczere odpowiedzi, ważna jest rozmowa, a w rozmowie kontrowersja. Gdy Piotr Skrzynecki wpadał do mnie na wódeczkę i zaczynał mówić źle o Wajdzie, to ja od razu mówiłem dobrze. A kiedy Wajdę chwalił, to ja mieszałem go z błotem. Piotra krew zalewała, kiedy mieliśmy to samo zdanie. W ten sposób się rozmawiało. A dzisiaj się nie rozmawia. Rozmowy przestały być kształcące. No, to co chcecie wiedzieć?
Mamadou Diouf
– Potrafiłbyś odebrać poród?
– (Wybuch śmiechu). Robiłem cesarskie cięcie podczas praktyki w czasie studiów, ale nigdy nie pracowałem w zawodzie. Po skończeniu w Polsce weterynarii, pojechałem szukać pracy do Senegalu. Pracy jednak nie było. Wróciłem do Warszawy, żeby zrobić doktorat… Teoretycznie wciąż chyba potrafię odebrać poród, ale w praktyce bym się tego nie podjął.
– Komu zrobiłeś cesarskie cięcie?
– Krowie! Przeżyła i matka, i cielaczek – piękna jałówka (śmiech). Niestety nie miałem wielu okazji do leczenia zwierząt. Doktoryzowałem się z higieny żywności.
Andrzej Smolik
– Wiemy, że za wywiadami nie przepadasz, bo mają sztuczną konwencję. W związku z tym chcielibyśmy zadać ci pytanie naturalne: cóż to za dupa, cóż to za słoń?
– Spotkałem się z opiniami, że na okładce płyty jest dupa, ale ja tam żadnej dupy nie widzę. Widzę słonia, który stoi tyłem. Nie moja wina, że większość ludzi zwykle widzi słonia z przodu (śmiech). Zdjęcie zrobiła moja dziewczyna w Nepalu. Zajebista fota. Padające wielkie, silne zwierzę – obrazek, który zupełnie się nie zgadza z tym jak postrzegamy słonia. Nie dorabiam jednak do okładki żadnej ideologii. Miała być prosta, niekonfekcyjna i piękna. I jest.
– Czy taka też miała być twoja pierwsza praca?
– Miała być prosta. Tylko tyle (śmiech). W ogólniaku ojciec kupił mi kamerę. Wtedy był to full wypas za maksymalny hajs. Nakręciłem naprawdę dużo wesel. To były czasy początków wideo w zapyziałej Polsce. Miałem kolegę-fotografa, z którym założyliśmy towarzyską spółkę: ja kręciłem, on fotografował. Pracowaliśmy za fajną kasę co weekend, więc nie kolidowało to ze szkołą. Super układ. Na luzie stać mnie było na płyty kompaktowe, wtedy horrendalnie drogie.
– Dobrze „kamerowałeś” te wesela?
– Wkładałem w to dużo serca. Wczuwałem się w akcję. Montaż oczywiście live. W porzo job. Ale jak to w Polandzie bywa, nie zawsze bywałem na porządnych weselach. Trafiałem też w sytuacje ostro patologiczne. Czasami słyszałem teksty w stylu: „Tylko mi dobrze to nakręć, bo ci rozjebię tą kamerkę”. Spotkałem sporo napitych buraków. Napatrzyłem się na Polskę chamów, nie ma co.
Adam Wajrak
– Która ze znanych kobiet przypomina ci żubra?
– Taką żubrzą grzywkę ma Danuta Chojarska. Ale ponieważ pałam wielką miłością do żubrów i bardzo je szanuję, nie chciałbym porównywać ich do pani Danuty.
– A czy widzisz podobieństwa między sarną a jakąś damą?
– Nie znam żadnej damy, która ma tak owłosione nóżki (śmiech). Nie lubię ponadto łzawych, zamglonych oczu w stylu „ojej, co się stało?”. Gdybym miał przebywać z kobietą-sarną, prawdopodobnie zatłukłbym ją i zakopał w ogródku. Sarnie spojrzenia doprowadzają mnie do szału, więc nie mogę odpowiedzieć na wasze pytanie.
– W takim razie powiedz, jaką samiczkę poleciłbyś na naszą rozkładówkę?
– Sóweczkę. Bo jest strasznie mała, sympatyczna i figlarna. Potrafi się – jak wszystkie sowy – cudownie zapatrzyć i przyblokować. Poza tym ma… duże oczy, a w nich w przeciwieństwie do takiej sarny dziki błysk, tak jak wasze niektóre modelki. Oczy to 1/3 jej czaszki. Sóweczka to ptak na szybką akcję (śmiech).
Przemysław Saleta
– Jak to jest – być największym playboyem Rzeczpospolitej?
– Nie wiem, bo taka opinia o mnie wydaje się kompletnie nietrafiona.
– Jak to nietrafiona? Twoje żony – druga i przyszła – były naszymi Playmate, a była dziewczyna została nawet Playmate Roku. Żaden facet w Polsce nie ma takiego CV!
– Rzeczywiście tylko moja pierwsza żona się wyłamała i nie była u was na rozkładówce. Popsuła statystykę. Przepraszam za nią (śmiech). Sprawa jest dość prosta. Widocznie mamy z PLAYBOYEM podobne gusta. Sam jednak playboyem się nie czuję. To, że podobają mi się ładne dziewczyny, nie jest chyba moją winą.
– A dlaczego nie zmieniłeś jeszcze imienia? Wszystkie twoje żony to Ewy. Mógłbyś zostać Adamem.
– Słuchajcie, nie piszę sobie scenariuszy na życie. Tak po prostu wyszło. Być może jest coś w imieniu Ewa, co mnie wyjątkowo przyciąga, ale nie mogę wam powiedzieć co, bo sam tego nie wiem.
Urszula Dudziak
– Mieliśmy inny pomysł na początek, ale skoro sama pani zaczęła…
– Chcecie mi zaproponować sesję? Jeszcze parę lat temu bym się zgodziła. Teraz już nie. Mimo to uważam, że zapominanie o kobietach nieco starszych, a wcale jeszcze nie totalnie do piachu, to wielki błąd. Nie mam nic przeciwko apoteozie młodości i pięknego ciała, ale są przecież kobiety, które się pięknie starzeją, mają światło w oczach, bije od nich blask. Im też należą się okładki i rozbierane rozkładówki. W ogóle uważam, że świat powinien być rządzony przez kobiety. A wy nie?
– Trochę nas pani zaskoczyła tym pytaniem. Musimy zebrać myśli.
– Mężczyźni nie sprawdzają się w roli przywódców. A mimo to, nie chcą się dzielić władzą. To niesprawiedliwe. Chociaż, z drugiej strony… Wczoraj rozmawiałam z koleżanką, która powiedziała, że jak w Polsce idzie się na party, to widać, jak zaborcze są kobiety, jak zazdrosne o swoich mężczyzn. Myślę, że nie tylko w Polsce tak jest. Ten brak zaufania kobiet do siebie może przekładać się na politykę. One same się z niej eliminują. Kobiety są często bardzo podejrzliwe. Ja też taka jestem…
Beata Pawlikowska
– Jak wygląda życie seksualne dzikich?
– Indianin spotyka się z Indianką w wiadomym celu, ale często nie mogą się nawet całować. Niektóre plemiona w ogóle nie znają takiej czynności. A nawet gdyby, to i tak nic by z tego nie wyszło. Kobiety często noszą dziwne wystające ozdoby, na przykład patyki, które skutecznie uniemożliwiają całowanie. Facet musiałby mieć dziurki w policzkach (śmiech).
– Czym jeszcze różni się indiański seks od naszego?
– Nie wiem. Musiałabym mieć równie bogate doświadczenia z życiem seksualnym tam i tu, żeby zajmować stanowisko w tej sprawie.
– Po której stronie oceanu masz braki?
– Oczywiście po tamtej! Co prawda z Indianami zdarzało mi się spotykać także romantycznie, ale te ich zaloty nie bardzo do mnie trafiały. Pamiętam, jak nad Orinoko jeden chłopak wyjątkowo sobie mnie upodobał i przyczajał się na mnie w dżungli, żeby nagle wyskoczyć i zabierać się do całowania.
Jan Frycz
– Fajną fuchę macie chłopaki, co?
– Ale niestety nie ma nas przy rozbieranych sesjach…
– A jak w ogóle znaleźliście się w PLAYBOYU?
– Wszystkim mówimy, że mamy tę robotę, bo znamy naczelnego.
– A co, może on jest gejem?
– (Rechot). Z tego co nam wiadomo, to nie jest.
– Ja nie mam nic przeciwko gejom. Szkoda tylko, że niektórzy brzydko się starzeją, ale to dotyczy nas wszystkich, nie tylko gejów. Przestań strzelać tym długopisem! No dobra, zaczynamy… Oczywiście rozumiem, że jesteście w tak samo głupiej sytuacji jak ja. Dobrze wiemy, że nie ma o czym gadać.
Gene Gutowski
PLAYBOY nr 3, 2004 rok TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski fot. Rafał Latoszek — Kim jesteś, Gene: Amerykaninem czy Polakiem? Amerykaninem z głębokimi polskimi korzeniami. Nie chcesz mieć polskiego paszportu? W każdej chwili mogę mieć, ale po co? Polski paszport, polski obywatel, czyli polskie podatki. Twoją autobiografię miał wydać Znak, ale nie wydał. Dlaczego? Dostałem …
Tomasz Kot
– To jest pierwszy wywiad, jakiego udzielasz w IV RP. Jak się czujesz w nowej rzeczywistości?
– Wiecie, nigdy nie wszedłem w konflikt z prawem… i sprawiedliwością (śmiech). Na wybory nie chodzę i teraz też nie głosowałem. IV Rzeczpospolita to nie jest mój wybór, ale go akceptuję. Nie mam z tym problemów i nie przywiązuję do tego większej wagi.
– A jak sobie radzisz z wojskiem… Kocie?
– Cały czas mnie ścigają! Pamiętam, że ile razy przynosiłem do WKU papier, że jestem studentem i musiałem się wylegitymować, to zawsze z dyżurki słyszałem: „Student? Tak. Nazwisko Kot? Taak”. Kwitowali to dwuznacznymi uśmiechami. Straszyli mnie nawet doprowadzeniem siłą przez policję. Ale leci mi 29. rok, więc mam nadzieję, że sobie dadzą spokój. Wszyscy mnie znają, a ja się ukrywam (śmiech). Kiedyś jakiś brukowiec opisał tę sytuację, zrobili nawet fotomontaż – ja w mundurze. Napisali, że w związku z nieuregulowanym stosunkiem do służby wojskowej nie mogę wziąć kredytu mieszkaniowego. Wyobraźcie sobie, że przedstawiciel jednego z banków przyszedł do mojej mamy i powiedział, że nie ma problemu, oni chętnie panu Kotowi dadzą kredyt (śmiech).
Kuba Wojewódzki
-Jakie miałeś kompleksy w dzieciństwie?
– Kurwa, jesteście z „Cosmopolitana”? Panowie, naprawdę chcecie się bawić w takie rzeczy?
– Jak najbardziej.
– Spotykacie się z facetem, który cały swój bezczelny wizerunek buduje na świetnym narcystycznym samopoczuciu. I wy chcecie teraz naciągnąć mnie na rozmowę o kompleksach? Mogę wam tylko powiedzieć, że jak byłem w pierwszej klasie podstawówki, to tak się bałem podnieść rękę i poprosić o szansę skorzystania z toalety, że mocz oddałem pod siebie. Od razu zaznaczam, że jeszcze wtedy nie miałem problemów z prostatą. Ale o czym my w ogóle mówimy? To może być fatalna rozmowa, panowie. Bo ja jestem kolekcjonerem wyzwań, rzeczy, które się wydarzą i nie przywiązuję wagi do spraw, które minęły. Mam słabą pamięć. Pamiętam tylko, że jak babcia zapytała mnie, kim chciałbym być, odparowałem, że hitlerowcem. To wyznanie było dla niej gorsze niż okupacja. Stąd dziś mój sentyment do Tuska. Przez tego dziadka.
Bogusław Linda
– Płakał pan na Jasnych błękitnych oknach?
– Bez przesady. Gdybym popłakał się na swoim filmie, byłbym chyba debilem. Ale często płaczę w kinie. Zdarza się, że szlocham.
– Pytamy, bo pół godziny temu wyszliśmy z kina i musimy przyznać, że z najwyższym trudem powstrzymywaliśmy łzy.
– Traktuję to jako komplement. Ale nie trzeba było się powstrzymywać. Po co? Mi naprawdę zdarza się szlochać i uważam, że to żaden powód do wstydu.
– A co pana szczególnie wzrusza?
– Zawsze to samo. Umiejętnie pokazane ludzkie cierpienie.
Krzysztof Cugowski
– Widzicie panowie, zafundowałem sobie senackie atrakcje i nie mam kiedy zoperować biodra. Ale pamiętam, kto mnie do kandydowania namówił.
– Ci, co namówili, poniosą karę?
– Na pewno moralną (śmiech).
– A propos, właśnie trwa expose, a pan senator zamiast słuchać mądrych słów, spotyka się z PLAYBOYEM. I gdzie tu polityczna moralność?
– Wiem, że pan prezes mnie nie zaskoczy. Mam przerwę w obradach, więc możemy pogadać.
Maryla Rodowicz
– Dlaczego chciała pani być zakonnicą?
– We Włocławku chodziłam do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne. Chciałam być zakonnicą, bo podobały mi się ich kostiumy. Intrygowały mnie. Zastanawiałam się, co siedzi pod tym habitem.
– Fascynacja jednak minęła?
– I to dość szybko. Zakonnice były niezbyt dobre dla dzieci. Stosowały ostre kary. Ponieważ byłam dyżurną śmieszką, w kółko kazały mi klęczeć w rogu z podniesionymi rękami, przodem do ściany. Poza tym nie reagowały, kiedy chłopak, w którym się kochałam, walił mnie łopatką po głowie.
– Szkoda, bo Maria Antonina to wdzięczne imiona dla zakonnicy…
Sylwester Latkowski
– Na początku chcemy się przedstawić. Jesteśmy złym i dobrym policjantem.
– Nie lubię policjantów. Zawsze odmawiam zeznań. Źle zaczynacie.
– Trudno. Naczelny kazał nam przeprowadzić z tobą ostrą rozmowę…
– Każdy na to liczy, a potem boi się opublikować. Ze względu na kolegów kolegów. Wiecie, jak to jest.
– Nie wiemy.
– To w jakim kraju żyjecie? A może patrzycie na rzeczywistość przez cycki gołych babek, które u siebie pokazujecie?
Łukasz Palkowski
– Znasz Palkowski Potok?
– Dopiero niedawno dowiedziałem się, że coś takiego istnieje. Nie kąpałem się w nim, ani nawet do niego nie sikałem. Zamierzam niedługo jechać w Pieniny, by go odzyskać. To przepiękna okolica, bo moja własna (śmiech).
– Jesteś góralem?
– Moja rodzina przeprowadziła się do Warszawy w XVII wieku. Wcześniej funkcjonowała gdzieś pod Poznaniem. Mało we mnie z górala.
– Ale za to na pewno jesteś oszczędny.
– (Śmiech). Nie jestem związany z „krainą podziemnych pomarańczy”. Kilkaset lat w stolycy zrobyło swoje.
– A pieniaczem jesteś?
– W odpowiednich okolicznościach na pewno.
Jacek Wszoła
– Jak to jest: być bohaterem komiksu?
– Tak samo jak jednym z haseł w każdej encyklopedii. W czasach mojej młodości zbierało się Kapitana Żbika, teraz można zbierać Olimpijczyków. Uważam, że pomysł „Gazety Wyborczej” jest znakomity.
– Ma pan jakieś zastrzeżenia do swojej rysunkowej postaci?
– Nie. Zależało mi tylko, żeby w miarę wiernie oddać stadion lekkoatletyczny. Męczyłem rysowników, ale ze słabym skutkiem. Generalnie jednak, jeżeli ten komiks zachęci choćby pięciu chłopaków do przyjścia na stadion, to już będzie sukces.
– Pański przykład pokazuje, że na rozpoczęcie kariery nie jest za późno nawet w wieku kilkunastu lat. Dzisiaj mistrzowie olimpijscy muszą zaczynać znacznie wcześniej.
– Dlaczego? Pamiętajcie, że ja przed skokami trenowałem inne dyscypliny lekkoatletyczne, pływałem i byłem gimnastykiem.
Krystyna Janda
– W jakim ubraniu wyszła pani dziś na śniadanie?
– W szlafroku.
– Czyli humor dopisuje?
– Ach, rzeczywiście mój mąż powiedział kiedyś, że wystarczy zobaczyć, jak ubieram się na śniadanie i od razu wiadomo, w jakim jestem nastroju. Ale dziś mam niedobry dzień. Źle panowie trafiliście.
– Nie pozostaje nam nic innego, jak mimo wszystko próbować panią rozbawić.
– A wiecie, że ja czytam PLAYBOYA? Często leży u mojego fryzjera. Raz też widziałam w klinice dentystycznej. Przeglądam sobie wywiady. Nawet mnie ciekawi, jakie panowie możecie mieć do mnie pytania…
Kazimiera Szczuka
– Minęło już trochę czasu. Za co wylałaś mi wtedy w Le Madame piwo na twarz?
– Za to, że nabijałeś się publicznie z feministek, opowiadając, że nudne z nas babsztyle, cenzorki męskich przyjemności itd. Czy nie było takiego dżingla w Tok FM, w którym mówiłeś, że Szczuka ci coś obetnie?
– Mówiłem, że łatwiej zadrzeć z moherowymi beretami niż z feministkami.
– Jeżeli tacy faceci jak ty – inteligentni czy wywodzący się z inteligencji, a żyjący w światku mediów, kolorowej prasy i reklamy, stawiają myślenie feministyczne po wrogiej stronie barykady, to ja czegoś tu nie rozumiem. Czy to ma znaczyć, że po jednej stronie jest warstwa postępowa, która dąży do tego, żeby w Polsce wykształciła się klasa średnia, a po drugiej stronie moherowe berety i feministki? Troską ludzi światłych i świadomych powinno być myślenie wspierające mniejszości seksualne, prawa kobiet, ekologię. Jeżeli mamy być wrogami, jak zaczęliście z kolegami głosić, to znaczy, że w Polsce istnieją tylko dwie drogi myślenia – jedna to kruchta, a druga burdel. To dość przerażające.
– Ja mogę odbić piłeczkę: to wy wcześniej cytowałyście, że kobieta trzymająca w domu PLAYBOYA, to jak Żyd trzymający Mein Kampf.
Karol Jabłoński
– Jaki dzisiaj wiatr?
– Północno-zachodni. Bardzo silny i zimny. Idealny na bojery.
– Zdarza ci się nie obserwować pogody, kiedy nie żeglujesz?
– Nie ma takiej możliwości. Dla mnie to jak oddychanie. Nie słucham prognoz, bo sam je układam i rzadko się mylę. O wiele rzadziej niż telewizyjni prezenterzy (śmiech). Patrzę na niebo, na chmury i wiem, jakie będą następne dwa, trzy dni.
– Stawiasz też długoterminowe prognozy?
– Słyszałem wielokrotnie, że w tym roku miało nie być zimy. Tylko się uśmiechałem i powtarzałem wszystkim, że na moje wyczucie, będzie ona wyjątkowo długa. I raczej miałem rację.
Andrzej Bachleda
– Przepraszam, że się spóźniłem, ale nie mogłem zasnąć. Musiałem wziąć pastylkę nasenną i… zaspałem.
– Nie ma sprawy. Powiedz nam tylko, dlaczego nie możesz spać.
– Chyba mam w głowie za dużo kobiet (śmiech).
– Wszystkie w negliżu? A może w negliżu i na nartach?
– Myślicie, że śnią mi się narciarki?
– Tego nie wiemy. Ale wierzymy, że bywają bardzo atrakcyjne narciarki. Pytanie tylko, co z ich nogami?
– Na szczęście są w butach (śmiech). Ale tak na poważnie, to dzisiaj, gdy wszystkie zawodniczki jeżdżą na krótszych nartach, z ich ładnymi nogami jest dużo lepiej.
Bronisław Wildstein
– Ile razy wyrzucali cię z pracy?
– Dużo. Nie pamiętam. Musiałbym policzyć. Raz, dwa, trzy… (liczy na palcach), …siedem, osiem, …dziesięć. Coś koło tego. Zdążyłem się przyzwyczaić. Nawet żona zwracała mi w żartach uwagę, że zaczynam przesadzać, bo cztery lata w jednej redakcji („Rzeczpospolitej” – przyp. red.), to zdecydowanie nie w moim stylu. I wykrakała (śmiech).
– A pamiętasz, kiedy wyrzucili cię pierwszy raz?
– Tak. W ’76 roku wylali mnie z liceum plastycznego.
– Za co?
– Za to samo, za co zawsze w PRL. Za działalność polityczną…
Jerzy Owsiak
– Zaczniemy klasycznie: twoje typy na naszą rozkładówkę…
– O rany! Aleście mnie zaskoczyli.
– Nie spodziewałeś się?
– Zupełnie. Ale powiem wam, że kiedy montujemy materiały z Przystanku Woodstock, to za każdym razem szczęki nam opadają, bo przyjeżdżają tam dziewczyny tak piękne, że mowę odbiera. Rozkładówka u was mogłaby być fajną propozycją dla nich.
– Jesteśmy za! Organizujemy sesję w przyszłym roku?
– Dlaczego nie? Błoto jest bardzo fotogeniczne, bo wyciąga seks. Poza tym zwróćcie uwagę, jak młodzież się zmieniła. Jacy oni dzisiaj są ładni. Porównując koncertową społeczność jarocińską i tę dzisiejszą – przystankową, widać kolosalną zmianę. Jarocin to znoszone trampki, spodnie przeróbki, wreszcie, cholera, zaniedbania zdrowotne – choćby brak opieki stomatologicznej. Nie ma co się oszukiwać. Tak było.
Piotr Adamczyk
– Przeczytałem wasz wywiad z Janem Nowickim i obawiam się, że nie dam rady sprzedać tylu smaczków, co on.
– Spokojnie. Pomaltretujemy cię 10 godzin, to wyśpiewasz wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
– To co? Zamawiamy coś do jedzenia i pogadamy…
– Myśleliśmy, że pościsz w Wielki Piątek.
– Jest trzecia, a ja jeszcze dziś nic nie jadłem. Chyba wystarczy tego poszczenia…
– Kelnerka: Co panom podać?
– Adamczyk: Poproszę herbatę „sekret mnichów” (śmiech).