Wciśnij Enter aby zobaczyć wyniki lub Esc aby wyjść

Zbigniew Lew-Starowicz

PLAYBOY nr 9, 2009 rok

TEKST: Monika Łukasiewicz

fot. Andrzej Świetlik

Panie profesorze, jestem pana asystentką, ale to ja będę zadawać pytania. Porozmawiamy o kobietach, a nie – jak zawsze – o mężczyznach?

Dla mnie to ciekawszy temat. Od 1998 r., kiedy pojawiła się viagra, jest naprawdę dużo badań poświęconych mężczyznom. Pora na kobiety!

Wie pan, że znalazł się pan w Wikipedii? Jest pan legendą!

Legendą za życia (śmiech).

Wiek?

Od niedawna 65 lat.

Znak zodiaku?

Skorpion, ale nie wierzę w znaki.

Orientacja polityczna?

Jestem apolityczny. Wychowałem się w rodzinie wielonarodowościowej, wielowyznaniowej i zróżnicowanej politycznie. Od dzieciństwa słyszałem od cioć i wujków diametralnie różne poglądy – od konserwatywnych, monarchistycznych po socjalistyczne. Ludzi traktuję niezależnie od orientacji politycznej. Przyjdzie czas, że kiedyś poglądy przestaną mieć znaczenie, a my spotkamy się w życiu pozagrobowym…

Od polityki zgrabnie przeszliśmy do religii. Bardzo wnikliwie studiuje pan Biblię…

To moje hobby. Religia ściśle wiąże się z moją pracą zawodową – wsiąka w ludzi i współtowarzyszy im w łóżku. Zabierają ją do łóżka z poczuciem winy lub – rzadziej – z pełną afirmacją. Religia wpływa też na postawy wobec seksuologii. Politycy i hierarchowie zabierają głos na temat seksu, próbuje się wtłoczyć światopogląd do programów edukacyjnych. Fundamenty edukacji seksualnej buduje się na nierozerwalności małżeństwa. Cierpliwie tłumaczę, że w Kościele prawosławnym, a także w protestanckich rozwody są uznawane i dlaczego, z jakiego ducha to wypływa, że można w majestacie ceremonii kościelnej zawrzeć po rozwodzie kolejne małżeństwo. Religia mi służy do penetrowania ukrytych zachowań ludzkich.

Jest pan melomanem, można u pana znaleźć wszystkie nowe płyty, miksuje pan utwory, bywa pan DJ-em na imprezach. Ulubiona muzyka?

Jazz, blues tradycyjny, muzyka latynoamerykańska i muzyka świata. W ciągu dnia słucham latino, a jak się zaczyna robić ciemno, włączam blues. Blues, jazz kluby to jest dla mnie nastrój wieczoru… ciepło tej muzyki.

I zapach fajki? Ma pan całą kolekcję…

Pamiętam czasy, kiedy można było palić w klubach i na koncertach. Muzyka, zapach fajki, tytoniu, whisky, koniaku i wina to męskie zapachy. Nasza kultura jest przesycona męską tradycją… I jeszcze zapach końskich siodeł…

A zapach kobiety? Z czym się panu kojarzy?

Z obezwładniającym czarem.

Dość abstrakcyjnie, powiedziałabym.

Jestem wrażliwy na zapachy, ale nie potrafię wymienić nazw perfum. Po prostu czuję i jest ten czar albo go nie ma.

Wierzy pan w feromony?

Oczywiście, ale nie tak jak producenci perfum z feromonami: jak się skropimy, od razu mamy seksualny sukces. Jest pewna kolizja między feromonami i perfumami. Jedne działają podprogowo, a drugie na receptory węchowe. Ale jedne i drugie mają potężny wpływ na naszą seksualność…

Polacy nie umieją rozmawiać o seksie. Traktują go prześmiewczo, wulgarnie lub jako tabu.

A kto uczy rozmawiać? Już dziecku w wieku przedszkolnym rodzice powinni ciepło i rzeczowo odpowiadać na pytania, powinno to być kontynuowane w szkole. A w szkole seks jest milczeniem. Czaty, znajomości zawierane przez internet zastępują prawdziwą edukację seksualną.

Zbigniew Lew-Starowicz słyszy słowo seks… i jakie ma skojarzenia?

Intymność, ciepło, przytulanie, przyjemność, satysfakcja, stan nirwany erotycznej, pociąg, fascynacja, dużo tego jest.

Czy związek bez seksu jest możliwy?

Jest, ale po co? To zubożenie. Znam jednak związki, w których seks jest fantastyczny, a nie ma o czym rozmawiać. Każde czyta co innego, ogląda inne filmy…

Dobrze byłoby połączyć superseks i superporozumienie, ale bywa z tym trudno. Co jest ważniejsze pana zdaniem w związku?

Ważne, żeby ludziom było ze sobą dobrze. Jeśli para jest trochę aseksualna, ale szczęśliwa, niech tak będzie. Tak samo, jeśli para ma fantastyczny seks i żyje w dwóch równoległych światach. Seks to jeden z czterech fundamentów.

A pozostałe trzy?

Więź uczuciowa, którą nazywamy miłością, przyjaźń i dobra komunikacja.

Profesorze, wróćmy do kobiet. Dlaczego kobiety zdradzają?

Sprawdzają swoją atrakcyjność w roli kobiecej i seksualnej, bo czują się pod tym względem zaniedbane. Czasem nie chodzi o seks, ale o przyjaźń i bliskość. Rzadziej zdrada wynika z większych potrzeb seksualnych kobiet. Trzeci wariant to zdrada, żeby coś osiągnąć. Mężczyzna nie jest w stanie zdradzać na tej drodze, nie podnieci się.

A motywy czysto seksualne?

Kobieta nie osiąga z partnerem orgazmu lub ma bolesne stosunki. Traktuje zdradę jako test, żeby zobaczyć, czy z innym seks będzie bardziej udany. Ostatnio pojawił się drugi podtyp: kobieta wie, że ma większy potencjał seksualny, a z obecnym partnerem nic już nie osiągnie, szuka więc poszerzenia horyzontów erotycznych z innym. Ten typ, który wcześniej nie występował, wynika z tego, że kobiety kształci się pod względem odkrywania siebie, swojego potencjału.

Kobiety upodobniły się do mężczyzn…

Szczególnie w stylu życia. Kobiety stały się aktywne zawodowo, pracują, prowadzą firmy, podróżują po całym świecie w interesach, mają własne upodobania intelektualne czy kulinarne.

Różnice się zacierają, a mężczyźni przestali uwodzić.

Kobiety są aktywne i często same przejmują inicjatywę. W związkach pojawiła się walka o dominację. A to uniemożliwia uwodzenie. Dochodzi też lęk, tak bardzo nasilony w USA, że uwodzenie równa się molestowanie.

Czyli mężczyźni w obecnych czasach po prostu boją się uwodzić?

Boją się, żeby uwodzenie – mówię o dobrym uwodzeniu – nie było potraktowane jako męski seksizm. Nie chcą się narażać.

Można uwodzić własną partnerkę – to jest sexy, a nie seksizm! Ale oni tego też nie robią.

Mówimy o zachowaniach adoracyjnych wobec kobiety – to są wartości uniwersalne. To że kobiety są uwrażliwione na uwodzenie, jest oczywiste. Mężczyzna z kolei musi się czuć podziwiany. Wejdźmy w psychikę kobiety. Od maleńkości jest nastawiona na podobanie się. Poświęca na to wiele czasu i chciałaby, żeby partner to zauważał. Jeżeli partner wyraża zachwyt, to znaczy, że jej kobiecość jest przez niego przeżywana. Nawet jeśli ją skrytykuje i w pierwszej chwili jest niezadowolona, potem doceni, że zwrócił na nią uwagę. Tak długo jak partnerka czuje się uwodzona, tak długo czuje się kobietą dla swojego partnera…

Czyli mężczyźni powinni zabrać się do pracy i zacząć uwodzić… Tylko że wydaje się im, że seks to jest trochę biznes, że aby uwieść kobietę, trzeba być samcem Alfa z władzą i kasą?

Seks stał się łatwo dostępny. Wystarczy kliknąć i wejść do internetu. Powstają romanse internetowe. Ale i tu jest selekcja. W internecie pojawiły się giełdy seksualne. Ktoś jest na szczycie, ktoś nie…

Ale ludzie często kłamią w internecie.

No tak, ale potem się ze sobą spotykają…

Wróćmy do kobiet… Co to znaczy zadowolić kobietę? Czy orgazm jest dla kobiet taki ważny?

Najpierw muszą być spełnione warunki, które prowadzą do seksu. To, co się dzieje później, to jest drugi rozdział. W pierwszym kobieta musi czuć się adorowana, atrakcyjna i mieć poczucie, że mężczyzna dba o nią.

Czyli seks kobiety mają w głowie. Najpierw trzeba zadowolić głowę.

Tu się wszystko zaczyna. Kobieta chce być ze swoim partnerem, bo czuje bliskość. Ale wstęp, zaznaczam, to codzienne życie, a nie dzisiejszy wieczór. Gesty, słowa są bardzo ważne, wystarczy czuły SMS, niby od niechcenia. Potem to już jest sztuka dotyku.

Można się gdzieś nauczyć tej sztuki?

Byłoby dobrze, bo męski dotyk jest często jak uruchamianie samochodu. Tu się włącza światła, tu jest rozrusznik i tak się ma u kobiet włączyć podniecenie. Dla kobiety dotyk to forma wyrażenia ciepła, czułości. Ma czuć, że mężczyzna reaguje na jej namiętność. Dopiero od ciepłych pieszczot mężczyzna może przejść do bardziej seksualnych zachowań…

Powróćmy do orgazmu…

Przez kilkadziesiąt lat wyrobiliśmy – my seksuolodzy – kult orgazmu u kobiet. Szkoła Masters i Johnson wmówiła nam, że to kulminacja reakcji seksualnych – stąd cała pogoń za orgazmem. Dopiero teraz wiemy, że satysfakcja jest ważniejsza niż orgazm. Znam wiele kobiet, które często podejmują kontakty erotyczne, ale rzadko mają orgazm i mimo to są bardzo zadowolone z każdego stosunku.

Czyli orgazm jest przereklamowany?

Trochę tak, bo się zrobił celem, a nie doświadczeniem towarzyszącym.

Czyli dla kobiet ważne są emocje, a orgazm jest skutkiem ubocznym seksu.

Tak, a mężczyźni sprawdzają się w roli kochanka. I często nie zdają sobie sprawy, że kobieta może być zła. Podam przykład. Ona nie ma chęci na seks. Ale on uruchomił jej falę podniecenia, miała orgazm, choć tego nie chciała. Mężczyzna nie rozumie… Miała orgazm, powinna być szczęśliwa. Celem sztuki miłosnej ma być kobieca pełna satysfakcja psychiczna, a nie orgazm.

Kobiety – często pod presją, żeby zadowolić mężczyznę – zaczynają udawać orgazm. Są nawet instruktażowe filmy jak oddychać, wzdychać, jęczeć… Po czym rozpoznać, że kobieta udaje?

Zastanawiałem się często na wykładach, czy to ujawniać. Obawiam się, że może się zacząć śledztwo i to śledztwo zrujnuje niejeden związek.

To co? Nie mówimy mężczyznom?

Nie mówimy!

Jakie cechy powinien mieć idealny kochanek?

Trzeba to pojęcie rozbić na kilka podtypów. Jeden z nich to urodzeni idealni kochankowie. Oni mają to we krwi. Są przyjaciółmi kobiet, uwodzenie to ich życiowa pasja. To typ à la Casanowa. Casanowie dano łatkę rozpustnika, który brylował po dworach i marnie skończył. Dla mnie to jednak typ kochanka idealnego. Intuicyjnie wyczuwał, czego kobieta potrzebuje. I był inny dla różnych kobiet. Takie zachowanie jest domeną kochanków artystów… Może być jednak dobry kochanek wyuczony. Wyobraźmy sobie stworzoną dla mężczyzn szkołę dobrych kochanków. Możemy im puścić filmy jak uwodzić kobietę, jak ją adorować, jak przygotowywać nastrój, żeby stworzyć chęć na seks, jak powinna wyglądać sztuka miłosna. Można kilka takich filmów wyprodukować, zrobić wykłady, seminaria i wypuścimy dobrych absolwentów.

Jestem za…

Ja też. Część niepowodzeń wynika z niewiedzy. Zakładając, że związki są długotrwałe (po co w ogóle zakładać inaczej?), trzeba mieć arsenał możliwości, być elastycznym, wprowadzać nowości, zmiany, żeby było barwnie i atrakcyjnie.

Jak? Zabierać partnerkę do sex-shopu?

Warto zacząć od mniej drastycznej formy, bo wiele Polek dostanie zapaści przed wejściem do środka. Proponuję zacząć od filmu erotycznego, ale nie pornograficznego.

Ale trzeba uświadomić mężczyznom, że filmy erotyczne podniecają kobiety tak jak ich.

Film erotyczny to wstęp, żeby pójść wybrać coś do sex-shopu. A potem kombinować dalej – kreatywność erotyczna jest potrzebna.

Zgodzi się pan, że życia erotycznego nie można zostawiać samemu sobie.

Mężczyzna musi wiedzieć, że dla kobiety ważne są urozmaicenia i emocje, i poświęcać jej wiele uwagi. Tymczasem on często postrzega swoją żonę jako konserwatywną skrępowaną Polkę. I nie wie, że ona ma potencjał erotyczny, o czym mówi mu w gabinecie wprost. Mężczyźni szukają w agencjach tego, czego nie mogą znaleźć w domu, mimo że mają to pod ręką.

Czyli trzeba rozmawiać?

Tak, ale to wcale nie musi być proste. Ważne, żeby się nie zablokować. Warto zacząć np. od filmu fabularnego poruszającego tematykę problemów seksualnych lub od książki, zrobić z tego dyskusję o seksie i od poziomu ogólnego dojść do własnego. Często kobieta wychodząc z kina z partnerem mówi „widzisz, co on zrobił”, „widzisz czego potrzebuje kobieta, ty tego nie robisz”.

Czyli zwracać uwagę, co mówi kobieta po filmie i stosować w życiu… Czy mężczyzna może sprawić, żeby kobieta osiągnęła orgazm wielokrotny?

Powinien się zastanowić, czy jego partnerka ma potencjał, żeby osiągać wielokrotny orgazm. Można to sprawdzić. Wystarczy stworzyć taką noc zmysłów. Trzeba mieć czas, spędzić w łóżku pół nocy, bez martwienia się, że rano wstajemy. Kochać się na różne sposoby. Ważny jest odpowiednio długi czas trwania stosunku, pieszczot. Mężczyzna powinien znać techniki przedłużania stosunku, zawsze może też pomóc farmakologia. Kobieta będzie zainteresowana orgazmem wielokrotnym, jeśli po pierwszym orgazmie czuje zainteresowanie swoją osobą. Musi czuć więź.

Czytałam, że ważna jest stymulacja wielokierunkowa, np. filmy erotyczne, odpowied-nia muzyka, pobudzanie piersi i łechtaczki…

Są kobiety, które po pierwszym orgazmie mają kolejne, jeśli partner kontynuuje pobudzenie. Są też takie, które potrzebują nowych bodźców. Trzeba spróbować i zobaczyć.

Jakie pozycje preferują kobiety?

Jedne lubią tak jak wypada, czyli po bożemu. W takiej pozycji jest im dobrze. W innych czują dyskomfort, bo może są za bardzo…

…Lubieżne?

I wyrafinowane. Inne kryterium wyboru to pozycja pod kochanka. „Zgadzam się na to, co lubisz”. I w końcu są kobiety, które dzięki uprawianiu sztuki miłosnej są świadome swojego ciała. One eksperymentują, naprowadzają partnera na swoje strefy erogenne. To już nie jest pozycja pod partnera, ale to, czego same chcą.

Czy są pozycje, w których najłatwiej osiągnąć orgazm?

Dobrze, jeśli kobieta zna swoje strefy erogenne i naprowadza na nie partnera. Jeśli lubi jednoczesne pobudzanie łechtaczki i pochwy, pozycja klasyczna odpada. Część kobiet uwarunkowała się masturbacyjnie na pewien typ pobudzenia. Podam przykład: Kobieta X zawsze leżała na brzuchu, jedną ręką masturbowała się, a drugą dotykała się po karku w określonym miejscu. Tak robiła przez trzy lata. Nic nie czuła z kolejnymi partnerami. Nie miała odwagi powiedzieć, czego chce. Kiedy poznała takiego, który wzbudził w niej poczucie zaufania i powiedziała mu, czego potrzebuje, problem zniknął już w pierwszym kontakcie.

Rozmiar penisa ma dla kobiet znaczenie czy nie?

To bardziej skomplikowane niż się sądzi. Z badań naukowych i rozmów z kobietami wiemy, że rozmiary członka nie są najistotniejsze ze względów bardzo prozaicznych. Większość kobiet i tak osiąga satysfakcję przez stymulację łechtaczki, a najbardziej wrażliwa część pochwy to ta zewnętrzna – tam jest najwięcej receptorów czuciowych. Czyli możemy mężczyznom powiedzieć, że nie długość ma znaczenie, ale obwód i właściwa sztuka pobudzania łechtaczki. Mamy jednak drugą grupę kobiet, ale ich jest mało, które są najbardziej wrażliwe na stymulację szyjki macicy, sklepienia pochwy… muszą czuć uderzenia, na pograniczu bólu.

Jeśli członek jest za krótki, a ona chce być z tym partnerem, jakie pozycje można zalecić?

Z głęboką penetracją pochwy, czyli wysoko uniesione uda, partner może zastosować prezerwatywę z wypustkami…

Kobieta w czasie penetracji powinna mieć też uniesioną miednicę.

Tak. Mamy też trzecią grupę kobiet. Zawsze się uśmiecham, gdy o niej mówię. Kobiety rywalizujące między sobą… o długość członka. Można rywalizować o partnera, który ma lepszy samochód, lepszą pozycję społeczną, lepszą pracę, lepiej zarabia, jest przystojniejszy… ale naprawdę są kobiety, które mówią: mój ma większy członek niż twój!

Hmm, bardzo ciekawe – bo to takie męskie. To mężczyźni zawsze chwalą się swoją partnerką, mają tzw. trophy girl

Już się z tym spotykałem.

Podobno Polki nie lubią seksu oralnego, czują się niekomfortowo i nie do końca potrafią – tak mówią mężczyźni. Mówię o fellatio…

Odsetek kobiet, które je akceptują, nie jest oszałamiająco duży, to kwestia wychowania w normach katolickich, gdzie seks oralny traktowany jest jako wyrafinowanie. W pokoleniu naszych matek seks oralny był traktowany jako dewiacja i ogłaszano rozwody z powodu dewiacyjnych potrzeb partnera… Pojawia się jednak nowa populacja Polek, którym pobudzanie członka partnera daje wielką satysfakcję. Ciekawe, jaka rzecz się za tym kryje? Jeżeli zbadamy głębiej ich motywację, okazuje się, że mają one poczucie decydującego wpływu na podniecenie partnera. To one rządzą jego seksualnością..

Są po męsku posesywne…

Jest w tym pewne poczucie władzy. Ale to nowość. Stosunek do seksu oralnego się trochę zmienia. Chciałbym wspomnieć, że brak seksu oralnego z partnerką jest często przyczyną szukania go w agencjach…

Zamiast uciekać do agencji, mężczyzna powinien nauczyć swoją kobietę seksu oralnego, tylko jak? Mężczyźni się boją, że zostaną pogryzieni, kobiety bywają niedelikatne. Mówimy o rzeczach technicznych, ale ważnych…

Są piękne filmy instruktażowe. Kobieta powinna obejrzeć taki film, np. z cyklu Kamasutra i zobaczyć, ile jest form stymulacji oralnej… Jeżeli mężczyzna wie, że ona obejrzała film, to można współpracować. Teraz lepiej, teraz silniej, teraz głębiej… Kobiety się szybko uczą.

Ale pojawia się kolejny techniczny problem: co z tą spermą zrobić… wypluć, połknąć?

Kobieta daje do zrozumienia, że nie chce ejakulacji w ustach albo wypluwa tak, że mężczyzna o tym nie wie. Mamy też tzw. seks z połykiem, który wcale nie musi być dla kobiet sympatyczny. Mężczyźni powinni to zaakceptować, to jest sprawa bardzo emocjonalna i intymna. Kobiety nie można do niczego zmuszać, bardzo możliwe, że w końcu oswoi się ze spermą.

Czy wierzy pan w monogamię kobiet?

Monogamia ani poligamia nie są sprzężone z płcią. Zależą od struktury osobowości i wychowania.

A nie ewolucji?

To się też już trochę zmieniło, bo kobieta nie jest skazana na mężczyznę. Nawet kobiety z małym dzieckiem opuszczają mężczyznę, czyli interes wspólnego gniazda już nie jest taki nierozerwalny.

Czyli generalnie nie jesteśmy monogamiczni?

Poligamiczni ewolucyjnie, a monogamiczni światopoglądowo.

Czytałam ostatnio, że ewolucja zmierza w kierunku coraz większej monogamii…

Mówimy chyba o monogamii seryjnej, bo jeżeli ma się żyć 120 lat, to jak szczęśliwe musiałyby być wybory partnerów, żeby żyli ze sobą ok. 60–70 lat. Zmierzamy do czasów dużego zróżnicowania związków. Obok siebie będą żyli ludzie w szczęśliwej monogamii, w monogamii seryjnej, związki otwarte. Sądzę, że w krajach Unii będą akceptowane związki poligamiczne.

Jest pan w Polsce pionierem seksuologii. Jaki był pana najtrudniejszy moment w życiu zawodowym?

Od 1968 r. przez 20 lat miałem na karku wroga, który próbował mnie zawodowo niszczyć. Nie każdy może się poszczycić posiadaniem wpływowego wroga przez 20 lat…

Kiedyś na tematy dotyczące seksu nie można było tak swobodnie się wypowiadać?

Od 1968 roku pisałem w „ITD” i mnie nie ograniczano.

I można było powiedzieć pochwa, penis, łechtaczka?

Tak, bo wiedzieli, że mówi lekarz. Terminologia nie budziła takiego sprzeciwu jak poglądy. W tamtych czasach pozytywne mówienie o masturbacji brzmiało jak herezja.

Wtedy po masturbacji włosy rosły na rękach…

Wtedy wszystko, co było zderzeniem norm religijnych, medycznych i obyczajowych budziło kontrowersje. Seks przedmałżeński teraz jest akceptowany, wtedy nawet mówienie o nim budziło poważne opory ze strony czytelników. Więcej było restrykcji, więc jeżeli seksuolog się wypowiadał liberalnie, od razu były protesty. O orgazmach można było pisać, że są ważne i wspaniałe, ale kojarzono je ze związkiem małżeńskim.

Największy sukces zawodowy?

Wyleczeni pacjenci. Świadomość, że wiele związków dobrze funkcjonuje. Można też mierzyć sukces liczbą wydanych książek. Napisałem dużo, ale to były czasy, kiedy był głód lektury, bo nie istniały inne formy przekazu. Na tamte czasy to był sukces. Sukcesem jest to, że seksuologia jest traktowana jako normalna dziedzina wiedzy, normalna specjalność medyczna akceptowana przez kardiologów, onkologów, psychiatrów i ginekologów. Spotykamy się na sympozjach, dyskutujemy. Jestem świadomy, że przede mną było wielu pionierów. Wchodziłem na ścieżki, które przecierali inni. Z tych trzech sukcesów najbardziej cenię sukces leczenia pacjentów…

A największy sukces osobisty?

Mam szczęśliwie ułożone życie osobiste i zdrowe, mądre dzieci, które mają kwalifikacje. I to, że w swoim życiu doświadczyłem dużo czułości. Miałem szczęście, że obracałem się wśród ładnych kobiet.

A jakie kobiety lubi Zbigniew Lew-Starowicz?

Brunetki czy blondynki, to nie ma akurat znaczenia. Lubię kobiety aerodynamiczne, nie chude, kobiece i takie, które nie próbują dominować nade mną. Bo tu jestem uczulony.

Czyli taka tradycyjna kobiecość?

Nie bardzo tradycyjna. Bo lubię kobiety, które realizują siebie, mają pasje, zainteresowania.

I nie poświęcają się dla mężczyzny?

Niech realizują pasje, osiągają sukces i niech się nim cieszą. Dobrze jest, jeżeli kobieta kultywuje swoje pasje i ma coś takiego swojego, niezależnego. Ale nie lubię kobiet wojujących, walczących o dominację.

Czyli w domu ma dominować mężczyzna?

Jestem zwolennikiem jasnego podziału ról – w zależności od kompetencji. Tak się składa, że na domowych rzeczach się nie znam, nie lubię i jestem od nich odległy.

Nie umie pan gotować?

Nie. Tu nie mam kompetencji.

Ogląda się pan za kobietami na ulicy?

Oczywiście i to bardzo często. Uważam, że dopóki tak się dzieje, jestem mężczyzną. Jak to się skończy, dojdę do wniosku, że już mam za mało testosteronu. Reakcja wzrokowa jest reakcją normalną, ale nie powinno się tego robić przy własnej kobiecie. Unikajmy tego, bo naszej partnerce może być przykro…

Ma pan pytanie do swojej asystentki?

Zrobisz doktorat w ciągu dwóch lat?

Zrobię…