Category Archive For "SPORTOWCY"
Michał Pazdan
– Jak często wpisujesz hasło „Pazdan” w wyszukiwarce internetowej?
– W ogóle nie wpisuję. Nie jaram się tym.
– Szkoda, bo pewnie byś się zdziwił, jakie najczęściej poszukiwane hasło podpowiada Google po wpisaniu twojego nazwiska – „Pazdan z żoną”.
– Co?! Ale jaja. Nigdy bym na to nie wpadł. Może dlatego, że nie wywołujemy afer, a to jest dziś mało popularne (śmiech).
– Drugie hasło pod względem popularności jest jeszcze lepsze – „Pazdan z włosami”.
– Fryzjerzy też na necie siedzą? (śmiech). Cała ta popularność jest efektem Euro 2016. To wtedy zaczęło się szaleństwo na memy. Ja w trakcie turnieju nawet nie wiedziałem, co się dzieje w sieci. Byłem skupiony na dobrej robocie, a nie na jakichś głupotach, które w niczym by nie pomogły. Dopiero, jak wróciłem do kraju i usiadłem przed kompem, na własne oczy zobaczyłem, o co w tym wszystkim chodzi.
Paweł Fajdek
– Dlaczego zostaniesz mistrzem olimpijskim?
– Bo mam taki plan. Dolny Śląsk zobowiązuje. A ja jestem Zdolnyślązak.
– Przekroczysz granicę 84 metrów?
– Liczy się medal, nie rekordy. Chcę rzucić najdalej ze wszystkich. Nie ważne, jaka to będzie odległość. Już dawno się wyleczyłem z bicia rekordów na siłę.
Krzysztof „Diablo” Włodarczyk
– Widziałeś już zdjęcia z sesji żony?
– A masz?
– Mam i nie zawaham się ich użyć.
– (Śmiech). Dawaj. Pokazuj.
(Próbną wersję rozkładówki widać na ekranie laptopa)
– O! Ładnie! Muszę przyznać, że dziwnie się patrzy na rozkładówkę dziewczyny, która od 14 lat jest twoją żoną. Uczucie jedyne w swoim rodzaju. Zdjęcia naprawdę super. Może tylko nie róbcie tak mocnego retuszu twarzy. W realu dziewczyny są przecież ładniejsze niż na zdjęciach.
Marcin Gortat
– Czy kiedykolwiek wsadziłeś do kosza 8-kilogramową kulę?
– Nie przypominam sobie. Raczej nie. Ale 8-kilogramową piłkę tak. I to nawet wielokrotnie.
– Są takie piłki?
– Są. Specjalne, treningowe. Jak byłem młodszy, hulałem w górę z takimi ciężarami. Teraz pewnie też dałbym radę, ale nie ryzykuję. Skąd wam przyszło do głowy takie pytanie?
– Tomek Majewski opowiadał nam, że czasem dla zabawy wsadza swoją treningową kulę do kosza…
– Świetny gość. Kawał chłopa. Ciekawe, czy poradziłby sobie z piłką. Kula mieści się w dłoni, więc jest łatwiej. Natomiast piłki do kosza ważącej 8 kg w jednej dłoni się nie utrzyma. Trzeba ją pakować do kosza oburącz. A to już sporo większy wysiłek.
Jan Błachowicz
– Jak wykończysz Jimiego Manuwę?
– Wyjdzie w praniu.
– Nomen omen…
– (Śmiech). Albo nokaut albo poddanie. Jeżeli będzie dobrze szło w stójce, to zostajemy w tej płaszczyźnie i go tłuczemy. Lubię stójkę, więc podejmę to wyzwanie. Manuwa to „fajter”, który lubi iść na całość. Bardzo efektowny zawodnik, choć jednowymiarowy.
Paweł Zagumny
PLAYBOY nr 09, 2014 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak i Łukasz Klinke — Dlaczego wygramy te Mistrzostwa? Wow! Ale mnie zaskoczyliście… Będzie ciężko. Wygrać czy rozmawiać? (Śmiech). Po prostu nie byłem gotowy na takie pytanie. Nie wiem, dlaczego wygramy. Na pewno będziemy walczyć. Z pewnością nie jesteśmy stuprocentowymi faworytami do strefy medalowej. I może to dobrze, …
Maciej Lampe
PLAYBOY nr 08, 2014 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak fot. Marcin Klaban — Można do ciebie mówić „Polski Pistolet”? (Śmiech) To się zaczęło jeszcze w Stanach. Ktoś w NBA powiedział o mnie „The Polish Pistol”. Podchwycili to koledzy z zespołu. Jak trafiałem jakiś fajny rzut, to tak na mnie wołali. Kiedy wróciłem grać do Europy, ta ksywka trochę wyszła z użycia. …
Artur Boruc
PLAYBOY nr 06, 2014 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke — Dlaczego Mistrzostwa wygrają Niemcy? Niemcy?! W życiu. Czarnym koniem będzie Belgia. Belgia?! Bardzo młody, świetny skład. Ich sukcesy w światowej piłce skończyły się mniej więcej w tym samym czasie co nasze. A zobaczmy gdzie dzisiaj są… W grupie z Algierią, Rosją i Koreą. Jak …
Łukasz Podolski
PLAYBOY nr 06, 2014 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke — Czy na nasze spotkanie przyjechałeś autobusem? Dziś akurat wybrałem samochód. A co? Cały Londyn trzęsie się od informacji, że Podolskiego można spotkać w zwykłym autobusie. W piłkarskim środowisku to sprawa niespotykana. Czy coś w tym złego? Chyba autobusy są po to, żeby nimi jeździć. …
Przemysław Saleta
– Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
– Jeszcze w podstawówce pracowałem u badylarza. Zbierałem pomidory w szklarni, pieliłem zagonki…
– Co sobie kupiłeś za pierwszą wypłatę?
– Nie pamiętam. Pieniądze nigdy się mnie nie trzymały. Pewnie wydałem wszystko w drodze do domu (śmiech). Potem od ósmej klasy aż do studiów co wakacje jeździłem do NRD na tak zwane Ochotnicze Hufce Pracy. Moja mama jest nauczycielką niemieckiego, więc siłą rzeczy dość nieźle mówiłem w tym języku. To z kolei gwarantowało całkiem przyzwoite zarobki i lepsze fuchy. Za pierwszym razem pracowałem w lesie. Korowaliśmy drewno.
Tomasz Majewski
– Jak nas oceniasz? Ile byśmy pchnęli?
– Pewnie z 7 m. Normalny, w miarę sprawny człowiek, powinien tyle pchnąć. Ciężko ocenić, który z was jest silniejszy, ale postawiłbym na wyższego. Kłaniają się prawa fizyki: większa dźwignia, wyższy punkt początkowy.
– A gdybyśmy tak pchnęli 10 m?
– Bardzo bym się zdziwił. Żeby zrobić taki wynik, trzeba mieć już jakieś pojęcie o tej dyscyplinie. Zresztą nie radziłbym wam porywać się na bicie rekordów w pchnięciu kulą. Poważną krzywdę można sobie zrobić. W waszym przypadku potrzebna by była co najmniej godzina rozgrzewki. Tylko wtedy po pchnięciu nadal bylibyście w niepogorszonym stanie zdrowia. Kula waży 7,26 kg. W grę wchodzą wielkie przeciążenia. Zamiast pchać kulę, lepiej pograć w bule (śmiech).
– Pudzian byłby dużo lepszy od nas?
Robert Lewandowski
– Jak wyglądało twoje pierwsze boisko?
– To właściwie było podwórko przed moim domem w Lesznie. Drzewa były słupkami. Poprzeczek brak. Jak piłka poleciała nad ogrodzeniem, to wiadomo, że gola nie było. Jak uderzyła w siatkę, to bramka. Graliśmy tam z sąsiadem całymi dniami aż do zmroku.
– I nie chciałeś być, jak mama, siatkarzem?
– Miałem predyspozycje, ale nie miałem wzrostu. Przy 185 centymetrach mogłem co najwyżej grać na pozycji libero. Dobrze radziłem sobie też w kosza i piłkę ręczną. Dzięki ojcu trenowałem również judo. Tata był kiedyś zawodnikiem, a potem pierwszym trenerem Pawła Nastuli. Doskonale wiedział, jak dużo zdrowia i poświęceń ten sport kosztuje i nie namawiał mnie do bycia dżudoką. Za dużo gwałtownego zrzucania wagi przed zawodami, za dużo stresów. A ja tak naprawdę od samego początku kochałem tylko piłkę.
Zbigniew Boniek
– Można na panu polegać jak na Zawiszy?
– Jak na rycerzu, czy jak na moim rodzimym klubie sportowym? W pierwszym przypadku – na pewno tak. Jest mało ludzi, którzy się na mnie zawiedli. A jeśli chodzi o Zawiszę Bydgoszcz, to jak to w sporcie – raz się zwycięża, raz przegrywa. Najważniejsze jednak, w jakim stylu się grało.
– Pana styl od początku był wyjątkowy. Słyszeliśmy, że futbol wygrywał nawet z kościołem.
– To fakt, zawsze uciekało się z niedzielnej mszy na stadion. Czekało się tylko, żeby usłyszeć ewangelię, w razie gdyby ojciec chciał przepytać, a potem od razu ucieczka. Stadion był prawie za płotem. W minutę można było dobiec. Wtedy kochałem nie tylko piłkę. Interesował mnie każdy sport. Jak w czasie katechizmu słyszałem warczenie motorów, to mówiłem księdzu, że muszę do toalety i ile sił w nogach leciałem na stadion, żeby zobaczyć, co się dzieje na żużlu. Po pięciu minutach, cały zgrzany, byłem z powrotem.
Wojciech Szczęsny
– Wiesz, o ile postarzał się twój ojciec w czasie waszego pierwszego meczu z Milanem?
– Pewnie ze 20 lat.
– Dokładnie 48 – bardzo precyzyjnie nam to wyliczył. Ile lat przybędzie mu po jutrzejszym rewanżu?
– Mam nadzieję, że odmłodnieje. Przyda mu się (śmiech).
Tomasz Frankowski
– Pamiętasz swojego pierwszego PLAYBOYA?
– To musiało być we Francji. Mieszkałem tam od 1993 roku. PLAYBOYA bardziej oglądałem niż czytałem. Oczywiście tylko dlatego, że moja znajomość francuskiego była wtedy jeszcze niedostateczna… Niestety nie powiem wam, kto był na okładce. To było tak dawno temu, że równie dobrze mogła to być Catherine Deneuve albo Brigitte Bardot (śmiech).
– Francja dla 18-latka, wychowanego w PRL-u, musiała być szokująca.
– Bardzo. Ale pierwszego szoku doznałem już na lotnisku we Frankfurcie. Wcześniej, gdy podróżowałem z reprezentacją Polski do lat 16 i 18, zawsze szedłem w grupie, za przewodnikiem. Tym razem byłem zupełnie sam. Stres, chaos, niepewność, bo to przecież największe lotnisko w Europie. Francję zacząłem poznawać od McDonalda, który był dla mnie wówczas restauracją, a nie fast foodem. Koledzy z nowego klubu w Strasburgu uświadomili mi jednak, że to jedzenie nie jest dla piłkarza.
Mamed Chalidow
PLAYBOY nr 12, 2011 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke fot. Bartek Wardziak — Pamiętasz swojego pierwszego PLAYBOYA? Będę z wami szczery. Nigdy go nawet nie przeglądałem. Wychodzi na to, że moim pierwszym PLAYBOYEM będzie ten z tym wywiadem. Ale ostrzegam: na sesję mnie nie namówicie! Jestem za bardzo owłosiony… Może w takim razie mógłbyś …
Tomasz Gollob
PLAYBOY nr 12, 2010 rok TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke — Dzisiaj jesteś „Chudym”. W dzieciństwie byłeś „Baryłą”. Dlaczego? Cha, cha, cha. Skąd wy o tym wiecie? To prawda. Byłem bardzo ciemnym grubaskiem. Ciężko w to uwierzyć, ale na głowie rosły mi kiedyś gęste, czarne włosy. A tak w ogóle to miałem być dziewczynką. Nie …
Maciej i Wojciech Szczęśni
– „Jest potwornie złośliwą mendą, ale dowcipną, więc wszystko uchodzi mu płazem”. Kto to powiedział i o kim?
Wojciech: (z lekkim przerażeniem w oczach): Ja? O tacie?
Maciej: Skoro przyszło ci to w ogóle do głowy, to świadczy o tym, jak szybko urosły ci rogi. To ja powiedziałem. O tobie.
Wojciech: Kiedy?
Maciej: Sześć lat temu w wywiadzie dla PLAYBOYA. „Menda” była żartobliwie, a złośliwa, bo po prostu bystra. Złośliwość jest emanacją inteligencji. Był to więc komplement pod twoim adresem.
– Czy coś zmieniło się przez ostatnie sześć lat?
Jan Tomaszewski
PLAYBOY nr 12, 2003 rok TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski fot. Rafał Latoszek — Dlaczego piłkarze nie są zbyt wyrafinowanymi mówcami? Bo muszą szybko gadać. Podłapują sporo boiskowej gwary. Winni są też dziennikarze. Przecież wszystko zależy od ich pytań. „Co pan czuł, jak pan strzelił bramkę?” No, kurwa, co czułem? Zamknąłem oczy, pierdolnąłem! I wpadła. …
Dariusz Michalczewski
PLAYBOY nr 05, 2004 rok TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski fot. Tomek Bergmann — Jak zareagowała rodzina, gdy uciekłeś za zachodnią granicą? Nie obchodziło mnie to za bardzo. Mama się martwiła, ale miałem dwadzieścia lat, cztery lata byłem już samodzielnym człowiekiem, sam zarabiałem pieniądze. Poza tym byłem bardzo grzecznym chłopcem (śmiech). Czy aby na pewno? …
Paweł Nastula
PLAYBOY nr 7, 2006 rok TEKST: Alex Kłoś fot. Tomek Bergmann — Jak to jest, kiedy dostaje się kopnięcie kolanem w głowę? Chodzi o ból? Nie czuje się bólu. Wszystko załatwia adrenalina. Potem owszem, ale w czasie walki nie ma na to czasu. Dlaczego szanowany powszechnie mistrz olimpijski w judo pakuje się w taką bijatykę …
Maciej Szczęsny
PLAYBOY nr 6, 2004 rok TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski fot. Piotr Małecki — Dlaczego Szczęsny jest taki niepokorny? Tendencje do złośliwości, nawet za daleko posuniętej, mam po mamusi, choć oboje rodzice są dowcipni (śmiech). Doszedłem do wniosku, że złośliwość i brak pokory kosztują niewiele. Wyszło to panu na zdrowie? Niespecjalnie. Wielokrotnie przekonałem się, że …
Robert Kubica
PLAYBOY nr 4, 2008 rok TEKST: Marcin Klimkowski — Fernando Alonso, dwukrotny mistrz świata F1, powiedział: „Kubica na pewno zostanie mistrzem świata, to kwestia czasu”. To taka forma kumpelskiego wsparcia przed rozpoczęciem sezonu? No, nie wiem, nie wiem. Chłop w końcu trochę się zna na tym sporcie (śmiech)… A na poważnie: nie można mówić „na …
Maciej Żurawski
– Nasze koleżanki z „Cosmo” mówią o tobie „polski David Beckham”. Co ty na to?
– (Gromki śmiech). Naprawdę?! Mamy raczej mało cech wspólnych, może poza jedną – gramy w piłkę (śmiech). No, kiedyś jeszcze zmieniałem fryzury, tak jak Beckham. Bardzo zabawne, ale też i miłe. Spory komplement.
– Chciałbyś zyskać taki rozgłos?
– Nie dążę do tego. To na pewno nie jest mój cel. Poza tym ze swoim charakterem nie nadaję się na supergwiazdę. Jestem nieśmiały.
– I to was różni…
– Nie tylko to. Uważam, że jest sporo piłkarzy znacznie lepszych od niego…
Bartosz Kizierowski
– Podrywałeś kiedyś „na ratownika”?
– Na basenie nie mam czasu na szpan. Ale to świetny pomysł (śmiech).
– „Alkohol, dziewczyny, tańce” – czyje to słowa i gdzie tak było?
– Na pewno nie moje.
– Niestety, twoje. Uniwersytet w Berkeley, byłeś najwyższy na uczelni i wszystkie laski na ciebie leciały. To też twoje słowa…
– Aaaa, życie studenckie. W Berkeley studiuje dużo Azjatów, więc czułem się naprawdę potężnie (śmiech). Ale i tak zabawy było znacznie mniej niż mogło być. Codziennie dwa treningi po dwie godziny, do tego wykłady. Profesorowie nie wiedzieli, że pływam.
Ebi Smolarek
– Kto będzie mistrzem świata?
– Na pewno wy (śmiech). Trudne pytanie. Prywatnie będę kibicował Holendrom, chociaż nie podejrzewam, żeby zaszli daleko. Moimi faworytami są Brazylia i Niemcy. Ciężko ocenić, jakie szanse ma Polska. Moim zdaniem, całkiem realnie powinniśmy myśleć o pierwszym miejscu w grupie. Tylko nie możemy się bać gospodarzy! A w ogóle to najważniejszy jest pierwszy mecz. Nawet ważniejszy od ostatniego. W nim zadecyduje się nasza przyszłość na mistrzostwach.
– Jaką reprezentację wybrałbyś, gdyby twój ojciec nie grał nigdy w barwach Polski?
– Myślę, że w takim przypadku reprezentowałbym Holendrów. Moja gra w reprezentacji jest hołdem dla ojca. Nigdy tego nie ukrywałem. Miałem oferty gry w młodzieżówce holenderskiej, ale ze względu na tatę nie miałem wyjścia. Gram dla wszystkich Polaków.
Agnieszka Rylik
– Lubisz oglądać siebie na golasa w Internecie?
– Raz na jakiś czas sprawdzam, co o mnie napiszą i jakie zdjęcia się pojawią. Ale nagiej na pewno mnie nie ma!
– Gwarantujemy ci, że jesteś. Na płatnych stronach z gołymi gwiazdami. Twarz jest twoja, a ciało może należeć do jakiejś gwiazdki porno…
– Ale przynajmniej fajnej? (Śmiech).
– Niczego sobie.
– To zawsze coś. Miałam kiedyś seksje dla „Sukcesu” i „Maxima”…
– Lubimy takie przejęzyczenia!
– (Śmiech)…, w których pokazałam trochę ciała, ale i tak byłam w bieliźnie. Wiecie co? Chyba zapłacę i wejdę na te strony, żeby siebie zobaczyć. Ciekawe, jak mnie w tym photoshopie obrobili. Może mam ciało Carmen Electry, a może dołożyli mi jakieś żyły na bicepsie.
Michał Żewłakow
– Gratulujemy pierwszej bramki w Olympiakosie. Wczoraj popsułeś nam plany, bo mieliśmy spytać, kiedy ją w końcu strzelisz.
– Chyba muszę was częściej zapraszać. Przynosicie mi szczęście. A swoją drogą to dobrze, że dziś tylko rozmawiamy i nie robicie zdjęć. Wczoraj wróciłem do domu z wyjazdowego meczu o 2.30 rano. Żona czekała z szampanem. Trochę się zasiedzieliśmy. Więc nie wyglądam chyba najlepiej (śmiech).
– Polscy piłkarze, którzy zasiedzieli się w Grecji chyba nie mają prawa narzekać.
– A Grecy nie mogą narzekać na polski zaciąg. Radzimy sobie całkiem nieźle i jesteśmy szanowani. Maciek Żurawski, Rafał Grzelak, Arek Malarz, Mirek Sznaucner, ja i inni robimy, co możemy. Tu jest dla kogo grać.
– Fakt. Pięknych dziewczyn nie brakuje.
– (Śmiech). W tej knajpie pracują faceci, którzy zajmują się rozmieszczaniem gości (siedzimy przy modnym deptaku, modnej podateńskiej miejscowości Glyfada). To tak zwana lansiarnia. Na zewnątrz siedzą fajne dziewczyny i znane osoby.
Panie i kopanie
Agnieszka: Futbol to chyba jedyny sport, gdzie kibiców trzyma się za kratami, co?
Maryla: Piłka wywołuje agresję. Ja to rozumiem. Jak oglądam mecz, to lepiej do mnie nie podchodzić. Czasami może tylko przejść obok mój mąż i moja mama, która zresztą powiedziała mi, że jest jej głupio, że ma taką córkę.
– Jest załamana pani postawą?
Maryla: Szczególnie tym, że mówię do siebie. Zwykle mi tłumaczy: „Przecież oni cię nie słyszą”. Poza tym tak się zachowują doły społeczne. Więc jestem dół. A mąż zamyka okna, żeby się nie musiał za mnie wstydzić przed sąsiadami.
– Mąż nie ogląda?
Maryla: Czasami, jak go zmuszę, żeby spojrzał na replay. Ogląda pasjami tenisa.
Klaudia: Dla mnie oglądanie meczu to relaks.
Maryla: Może Liga Mistrzów jest relaksem, ale mecze reprezentacji to nie relaks. Uuu…, to straszna mordęga.
Mateusz Kusznierewicz
– Stuknęła ci trzydziestka. Po pierwsze, wszystkiego najlepszego. Po drugie, powiedz, czy czujesz się stary i wypalony.
– W żadnym wypadku. Ja się czuję cały czas bardzo młodo. Fizycznie czuję się świetnie. Lepiej niż kiedy miałem 17 czy 25 lat. Czuję, że mam więcej możliwości. Ostatnie osiem lat minęło bardzo szybko. Od Olimpiady do Olimpiady. A czy mi życie szybko mija? Nie, bo czerpię z niego pełnymi garściami. Czas nie przelatuje mi przez palce.
– Czy w związku z upływającym czasem jesteś na jakiejś specjalnej diecie?
– Nie. Jem trzy duże posiłki dziennie. Ale za to już nic po godzinie 18. To znakomicie wpływa na mój metabolizm. Bo poczułem już, że organizm nie działa tak samo świetnie, jak w młodości.
Krzysztof Oliwa
– Czy to boli, jak się trafi pięścią w kask zamiast w gębę?
– O yeah, na pewno. Zobaczcie (pokazuje mały palec)…
– Nie możesz go wyprostować?
– Nie mogę. Miałem bójkę przeciwko Darren Langdon. Ja mu już raz wpieprzyłem w Calgary. Powiedzieli, że rozciąłem mu czoło z kija i zawiesili mnie na 2 czy 3 mecze. Ale to było normalnie – z pięści. Potem graliśmy w Montrealu i straciłem 20 tysięcy dolarów przez niego…
– Czekaj, czekaj…dokładnie straciłeś 18.292 dolary.
– (Śmiech) Zrobiliście dobry research. Anyway, ja się z nim znowu napierdalałem – przepraszam za język – no i wtedy to się stało. Mogłem albo iść na operację, albo dalej grać w play offie. Wolałem grać.
Krzysztof Hołowczyc
– Lekarze pozwolili ci to zdejmować?
– Nawet kazali. Mięśnie nie mogą się zastać i zwiotczeć, a właśnie te wokół kręgosłupa muszę znacznie wzmocnić.
– Twój pilot też tak ucierpiał?
– Jean-Marc (Fortin – przyp. red.) wyszedł w zasadzie bez szwanku. Żartował, że ma lepsze punkty podparcia, bo on jest trochę grubasek (śmiech). Ale podczas kolejnego startu w rajdzie na Korsyce pojawił się u niego ostry ból pleców. Okazało się, że po naszym niefortunnym skoku w Egipcie (podczas Rajdu Faraonów – przyp. red.) też ma problemy z dyskiem.
– Wszyscy mówią, że przesadziłeś z prędkością na wydmach.
– Na tym rajdzie rozwaliło się 14 motocyklistów. Egipt to morderczy rajd. Ma nieprzewidywalne wydmy. Zupełnie inne niż w np. w Mauretanii. Tam możesz znaleźć pewną prawidłowość. A jak się wpakowałem? Po prostu, była cała seria długich i gładkich wydm, to zasuwałem. Rozpędziłem się – szło nam całkiem nieźle… i nagle „wyrósł” przed nami rów szerokości tej kawiarni, jakieś cztery-pięć metrów.
Robert Kubica
– Wiesz, jak się nazywa pierwszy Polak, który prowadził bolid Formuły1?
– Nie wiem. Jak?
– To było w 1979 roku. Za kółkiem samochodu, nieistniejącego już dziś teamu Waltera Wolfa, usiadł Andrzej Jaroszewicz, syn Piotra Jaroszewicza. Jeździł na torze w Poznaniu.
– W Poznaniu? Eee… Dla mnie to nie jest żadne prowadzenie bolidu. To nie są testy. Tak to nawet wy jeszcze dzisiaj możecie prowadzić bolid Formuły1. Pojedziemy na jakiś tor, zrobią wam szybkie przeszkolenie, dadzą bolid sprzed 8 lat i w drogę…
– Wchodzimy w to! Załatwiasz?
– To tylko kwestia czasu i pieniędzy.
Kinga Baranowska
– Mam nadzieję, że nie zapytacie mnie, dlaczego chodzę po górach (śmiech).
– Nie zadamy ci również pytania: „jak to się wszystko zaczęło?”. Chcieliśmy rozpocząć klasycznie… Czy rozmiar ma znaczenie?
– Przez cały czas będziecie mi zadawać podchwytliwe pytania, żeby dowiedzieć się, jakie mam skojarzenia?
– Coś w tym stylu.
– Zacznę od postury. Nie spotkałam wielkich wspinaczy. Postawny Jurek Kukuczka to wyjątek potwierdzający regułę. Pakerzy z siłowni w górach nie mają raczej szans. Byliby niewydolni i wolni.
– Pudzian dałby radę?
– On akurat jest mocny psychicznie, więc kto wie. Psychika w wysokich górach jest decydująca. Często nawet niepozorni ludzie mogą wspiąć się wyżej niż ci mega wysportowani.
Jacek Gmoch
– Powiem wam szczerze, że żona nie była zadowolona z naszego spotkania. Przekonałem ją jednak, że już dawno skończyłem z robieniem sobie zdjęć na nagusa.
– Ale może chociaż synowa będzie zadowolona. Słyszeliśmy, że jest Greczynką.
– Tak się wszystko poukładało. W Grecji znalazłem swoje miejsce, bezpieczeństwo, pracę, uznanie… i synową. Mój najstarszy wnuk, Jacek, jest ochrzczony jako Yakinthos. Dzięki temu ma imieniny dwa razy w roku. Grecka strona rodziny jest ortodoksyjna, więc w ogóle wszystko mamy dwa razy – Wielkanoc, Boże Narodzenie…
(W tym momencie podchodzi do nas jeden z licznych znajomych Trenera i wylewnie się z nim wita. Taka sytuacja będzie powtarzała się nagminnie. Aby zaoszczędzić nieco miejsca, skróconą listę spotkanych przy okazji tego wywiadu Greczynek i Greków podamy na końcu).
Przemysław Saleta
– Jak to jest – być największym playboyem Rzeczpospolitej?
– Nie wiem, bo taka opinia o mnie wydaje się kompletnie nietrafiona.
– Jak to nietrafiona? Twoje żony – druga i przyszła – były naszymi Playmate, a była dziewczyna została nawet Playmate Roku. Żaden facet w Polsce nie ma takiego CV!
– Rzeczywiście tylko moja pierwsza żona się wyłamała i nie była u was na rozkładówce. Popsuła statystykę. Przepraszam za nią (śmiech). Sprawa jest dość prosta. Widocznie mamy z PLAYBOYEM podobne gusta. Sam jednak playboyem się nie czuję. To, że podobają mi się ładne dziewczyny, nie jest chyba moją winą.
– A dlaczego nie zmieniłeś jeszcze imienia? Wszystkie twoje żony to Ewy. Mógłbyś zostać Adamem.
– Słuchajcie, nie piszę sobie scenariuszy na życie. Tak po prostu wyszło. Być może jest coś w imieniu Ewa, co mnie wyjątkowo przyciąga, ale nie mogę wam powiedzieć co, bo sam tego nie wiem.
Jacek Wszoła
– Jak to jest: być bohaterem komiksu?
– Tak samo jak jednym z haseł w każdej encyklopedii. W czasach mojej młodości zbierało się Kapitana Żbika, teraz można zbierać Olimpijczyków. Uważam, że pomysł „Gazety Wyborczej” jest znakomity.
– Ma pan jakieś zastrzeżenia do swojej rysunkowej postaci?
– Nie. Zależało mi tylko, żeby w miarę wiernie oddać stadion lekkoatletyczny. Męczyłem rysowników, ale ze słabym skutkiem. Generalnie jednak, jeżeli ten komiks zachęci choćby pięciu chłopaków do przyjścia na stadion, to już będzie sukces.
– Pański przykład pokazuje, że na rozpoczęcie kariery nie jest za późno nawet w wieku kilkunastu lat. Dzisiaj mistrzowie olimpijscy muszą zaczynać znacznie wcześniej.
– Dlaczego? Pamiętajcie, że ja przed skokami trenowałem inne dyscypliny lekkoatletyczne, pływałem i byłem gimnastykiem.
Karol Jabłoński
– Jaki dzisiaj wiatr?
– Północno-zachodni. Bardzo silny i zimny. Idealny na bojery.
– Zdarza ci się nie obserwować pogody, kiedy nie żeglujesz?
– Nie ma takiej możliwości. Dla mnie to jak oddychanie. Nie słucham prognoz, bo sam je układam i rzadko się mylę. O wiele rzadziej niż telewizyjni prezenterzy (śmiech). Patrzę na niebo, na chmury i wiem, jakie będą następne dwa, trzy dni.
– Stawiasz też długoterminowe prognozy?
– Słyszałem wielokrotnie, że w tym roku miało nie być zimy. Tylko się uśmiechałem i powtarzałem wszystkim, że na moje wyczucie, będzie ona wyjątkowo długa. I raczej miałem rację.
Andrzej Bachleda
– Przepraszam, że się spóźniłem, ale nie mogłem zasnąć. Musiałem wziąć pastylkę nasenną i… zaspałem.
– Nie ma sprawy. Powiedz nam tylko, dlaczego nie możesz spać.
– Chyba mam w głowie za dużo kobiet (śmiech).
– Wszystkie w negliżu? A może w negliżu i na nartach?
– Myślicie, że śnią mi się narciarki?
– Tego nie wiemy. Ale wierzymy, że bywają bardzo atrakcyjne narciarki. Pytanie tylko, co z ich nogami?
– Na szczęście są w butach (śmiech). Ale tak na poważnie, to dzisiaj, gdy wszystkie zawodniczki jeżdżą na krótszych nartach, z ich ładnymi nogami jest dużo lepiej.