Jerzy Skolimowski

– Zgodziłby się pan zostać naczelnym PLAYBOYA?
– Wolę malować. Prawdopodobnie jednak dałbym sobie radę. Powiedzmy, że mógłbym zrobić dla was jeden numer gościnnie…
– Nie możemy się doczekać. Zapraszamy do redakcji.
– Pierwszy raz odwiedziłem PLAYBOYA jakieś 40 lat temu (śmiech). Pamiętam, że kiedy w latach 60. przyjechałem do Anglii, Roman Polański natychmiast, pierwszego wieczoru, zabrał mnie do londyńskiego Playboy Club. Jego szefem był wtedy fajny facet – Victor Lownes. To była wielka nowość. Wszyscy o tym mówili.
– Jak się skończyła tamta wizyta?
– Tańcem z panną o bardzo puszystych wdziękach. Później poszliśmy na górę, tam gdzie Victor miał swoje prywatne apartamenty (i tu nasz rozmówca uśmiechnął się lekko na wspomnienie tamtych chwil). Pozwólcie jednak, że o reszcie nie będę mówił.

Czytaj dalej