Tomasz Kot

– Czasami czytam wasze wywiady i wyczuwam, że trzeba być w nich atrakcyjnym i śmiesznym. Nie wiem, czy sprostam zadaniu.
– Możesz być nieatrakcyjny i poważny. Oby ten wywiad był ciekawszy od poprzedniego (chodzi o rozmowę dla PLAYBOYA z 2006 roku – przyp. red.).
– Wtedy miałem menedżerkę, której nie powinienem w ogóle słuchać. Doradziła mi, żeby podczas autoryzacji powykreślać wszystko, co było choćby trochę kontrowersyjne. Potem żałowałem. Błędy młodości, rozumiecie…
– Rozumiemy, że spotykamy się z innym facetem. Wydoroślałeś i zhardziałeś.
– Można tak powiedzieć. Po Camera Cafe dla wszystkich byłem Tomkiem. Po Niani nagle stałem się panem Kotem. Widocznie za dobrze wyglądałem w garniturze (śmiech). A tak na serio, to rzeczywiście dużo się u mnie zmieniło.

Czytaj dalej

Tomasz Kot

– To jest pierwszy wywiad, jakiego udzielasz w IV RP. Jak się czujesz w nowej rzeczywistości?
– Wiecie, nigdy nie wszedłem w konflikt z prawem… i sprawiedliwością (śmiech). Na wybory nie chodzę i teraz też nie głosowałem. IV Rzeczpospolita to nie jest mój wybór, ale go akceptuję. Nie mam z tym problemów i nie przywiązuję do tego większej wagi.
– A jak sobie radzisz z wojskiem… Kocie?
– Cały czas mnie ścigają! Pamiętam, że ile razy przynosiłem do WKU papier, że jestem studentem i musiałem się wylegitymować, to zawsze z dyżurki słyszałem: „Student? Tak. Nazwisko Kot? Taak”. Kwitowali to dwuznacznymi uśmiechami. Straszyli mnie nawet doprowadzeniem siłą przez policję. Ale leci mi 29. rok, więc mam nadzieję, że sobie dadzą spokój. Wszyscy mnie znają, a ja się ukrywam (śmiech). Kiedyś jakiś brukowiec opisał tę sytuację, zrobili nawet fotomontaż – ja w mundurze. Napisali, że w związku z nieuregulowanym stosunkiem do służby wojskowej nie mogę wziąć kredytu mieszkaniowego. Wyobraźcie sobie, że przedstawiciel jednego z banków przyszedł do mojej mamy i powiedział, że nie ma problemu, oni chętnie panu Kotowi dadzą kredyt (śmiech).

Czytaj dalej