Rafał Bryndal
TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke
—
Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
U wujka piekarza. Był tak zwanym prywaciarzem, bo prowadził cukiernię w Gdańsku-Brzeźnie przy ówczesnej ulicy Karola Marksa. Tuż obok była plaża. Chodziłem w fartuszku między leżakami i sprzedawałem drożdżówki wujka. Czasami ktoś coś ode mnie kupił, ale kolesie, którzy biegali z lodami Mewa, mieli zdecydowanie większe powodzenie. To właśnie tam, na gdańskiej plaży, wymyślałem pierwsze wierszyki. Chcąc zareklamować ciastka, recytowałem: „Dobra dla matki, ojca i dziecka – moja drożdżóweczka”.
Ale zanim zostałeś słynnym rock’n’rollowym poetą, byłeś jeszcze pielęgniarzem.
U mnie w rodzinie prawie wszyscy po medycynie… Ja też miałem być panem doktorem. Dzięki nikłej asertywności na Akademię Medyczną zdawałem aż trzy razy. Oczywiście bezskutecznie. Żeby mieć większe szanse, za każdym razem dorabiałem tzw. punktami, czyli po prostu pracowałem w służbie zdrowia. Tata załatwił mi na przykład robotę portiera w Centrum Stomatologicznym. Miałem nocne dyżury, łączyłem rozmowy telefoniczne i gadałem z palaczami, którzy sprzedawali mi życiowe maksymy w stylu: „Do trzydziestki wszystko idzie wolno, ale po czterdziestce zaczyna tak hulać, że nie wiesz, za co się złapać”. Dziś już wiem, że mieli rację. Czasami przychodziły do mnie koleżanki. Trenowaliśmy to i owo na fotelach dentystycznych. Były tam też nosze…
Z noszami miałeś potem do czynienia jako sanitariusz na oddziale wewnętrznym Szpitala Bielańskiego.
Pamiętam, jak w zimie zalało podziemny korytarz do prosektorium. Musiałem z noszami jechać górą, przez park. Nagle poślizg i gołe ciało starowinki leci prosto w śnieg. Totalny surrealizm! Kładę babcię z powrotem na noszach i jadę dalej do kostnicy. Jak już tam dotarłem, od razu dostałem setę na uspokojenie. Do dziś pamiętam imię tej babci – Nadzieja. […]
Całość do przeczytania w PRZEKROJU