Przemysław Saleta
PRZEKRÓJ nr 31, 2013 rok
TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke
—
Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
Jeszcze w podstawówce pracowałem u badylarza. Zbierałem pomidory w szklarni, pieliłem zagonki…
Co sobie kupiłeś za pierwszą wypłatę?
Nie pamiętam. Pieniądze nigdy się mnie nie trzymały. Pewnie wydałem wszystko w drodze do domu (śmiech). Potem od ósmej klasy aż do studiów co wakacje jeździłem do NRD na tak zwane Ochotnicze Hufce Pracy. Moja mama jest nauczycielką niemieckiego, więc siłą rzeczy dość nieźle mówiłem w tym języku. To z kolei gwarantowało całkiem przyzwoite zarobki i lepsze fuchy. Za pierwszym razem pracowałem w lesie. Korowaliśmy drewno.
Jak na Syberii.
Prawie. Dziabałem siekierką, było fajnie. Tym bardziej, że nieodpowiedzialni Niemcy traktowali nas jak swoich i dawali do pracy piwo. Sielanka trwała do momentu, kiedy jeden gość wbił sobie siekierę w kolano, a drugi rozciął stopę na pół. Piwo skończyło się momentalnie. Przerzucili nas do zbierania kamieni z pól uprawnych. W ogóle przeszedłem tam chyba przez wszystkie prace w gospodarstwie rolnym. O dziwo, dobrze się na tym zarabiało. Poza tym w NRD można było kupić o wiele więcej rzeczy niż w Polsce. Koledzy, którzy mieli żyłkę do handlu, wyciągali z hufców całkiem niezłą kasę. Chociaż zdarzały się też spektakularne wpadki.
Czyli?
Kolega przemycił do Polski kilka par pięknych niemieckich czarnych lakierków. Pękał z dumy, że będzie miał przebitkę razy dziesięć. Po pierwszym deszczu jego własna para całkowicie się rozkleiła. Okazało się, że nie rozpoznał sklepu z artykułami pogrzebowymi. Buty były z tektury.