Jego mama umarła, zanim zaczął mówić. Mieszkał na warszawskim Żoliborzu, a potem w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach, w którym ponad 30 lat dyrektorem był tata. Dzielił tam pokój z Gałczyńskim, spotykał Żydów, ratowanych przez ojca, bawił się „w ciuchcię” z pacjentami, codziennie patrzył na ich niezwyczajne zachowania. Jako dziecko poznał Janusza Korczaka, jako nastolatek odczuł, czym są przesłuchania Gestapo. Otoczony codzienną tragedią i surrealizmem, został malarzem. Witold-K, czyli Wit Leszek Kaczanowski uważa, że lęk przed utratą młodości powinien się skończyć w wieku 99 lat.