Bohdan Łazuka

– Pytanie na czasie: był pan inwigilowany?
– Wolę się nie zastanawiać. W tamtych czasach my, czyli artyści i sportowcy, byliśmy wyróżniani. Władza pokazywała, że nas lubi. Snobowała się na ludzi sukcesu. Można powiedzieć, że dzięki temu przetańczyliśmy cały PRL. Nie wiem, czy wykorzystywaliśmy to w niecny sposób. Pewnie niektórzy tak powiedzą. Pamiętam, że w ZSRR za występ dostawałem 150 rubli, czyli 10 rubli mniej niż pensja generała Armii Czerwonej. Jak się miałem z tym czuć?
– Jak generał.
– (Śmiech) No właśnie. Powiem panom więcej. Wtedy Ruscy mieli ustalane odgórnie kursy walut i był przelicznik: 3 ruble = 1 dolar.
– A czy ktoś chciał pana namówić na współpracę?
– Pamiętam, jak kiedyś z Danielem Olbrychskim wyszliśmy późną porą ze SPATiF-u i zatrzymał nas patrol. Zgarnęli nas na dołek na Wilczej. Chyba można już mówić o takich rzeczach… Pracował tam taki klawisz. Okazało się, że to bardzo przyzwoity milicjant. Zaszedł do nas i powiedział: „Panowie, jutro rano przyjdą i będą was namawiać na współpracę”. Takie ostrzeżenie miało wielkie znaczenie. Wzmocniło nas. Nazajutrz zgodnie odmówiliśmy. Potrzymali nas jeszcze jakiś czas i puścili. Od tamtej pory nikt mi takich propozycji nie składał.

Czytaj dalej