Press enter to see results or esc to cancel.

Michał Żebrowski

PLAYBOY nr 10, 2008 rok

TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke

fot. Andrzej Georgiew


Dlaczego dziennikarze traktują cię jak pomnik?

Nie mam takiego wrażenia.

A my, po lekturze wywiadów z tobą, mamy. Podpytaliśmy o ciebie kilku twoich znajomych. Mówią, że prywatnie jesteś wesołym kumplem, ale jak w pobliżu pojawia się kamera albo ktoś z prasy, momentalnie się zmieniasz.

Pewnie, że tak. Dlatego potem niektórzy odbierają mnie jako zarozumiałego buca, który uważa siebie za lepszego od innych. Ten mój poważny wizerunek na tyle się przyjął, że niektórzy zaczęli mi nawet doradzać, żebym się częściej uśmiechał.

Tak jak prezydentowi.

No właśnie (śmiech). Mam na siłę przekonywać ludzi, że lubię się śmiać? Nonsens. Dziennikarze trochę się mnie boją, bo jestem trudnym rozmówcą. Ale wiecie, jak to jest. Nawet w dobrych, uznanych redakcjach zdarzają się mało lotni dziennikarze, którzy w rozmowie silą się na głębię. A często zdarzają się fascynujące rozmowy o sprawach zdawałoby się prozaicznych. I kiedy z takiej z pozoru błahej rozmowy wyłoni się jakaś głębsza myśl, to wtedy jest powód do satysfakcji. Lubicie film Dym?

Bardzo.

Ja też. Właśnie o taki rodzaj głębi mi chodzi.

Mamy nawet ze sobą aparat. Możemy go postawić na statywie i co 15 minut robić zdjęcie.

Kiedyś zamierzałem z tego samego miejsca fotografować panoramę gór, którą widać z mojego domu. Ale nie potrafię być aż tak konsekwentny.

Ile masz tam ziemi?

Dwa hektary. Na części posadziłem las – świerki, modrzewie i jawory.

Czy to prawda, że jak byłeś mały widziałeś tę górę i marzyłeś, żeby postawić na niej dom?

Tak. Śmiało mogę powiedzieć, że to nie ja znalazłem to miejsce, ale ono znalazło mnie. Staram się w życiu kierować przeczuciem lub instynktem, który mógłbym nazwać zwierzęcym. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego w niektórych miejscach czuję się dobrze i bezpiecznie, a w innych nie. Podobnie mam z ludźmi. Są towarzystwa, których skutecznie unikam.

Masz przyjaciół wśród aktorów?

Mam wielu znajomych. Nie chciałbym jednak, żeby to źle zabrzmiało. Lubię aktorów na scenie. Uwielbiam z nimi pracować i grać. Ale prywatnie nie mam przyjaciół z tak zwanej branży. Śmieszą mnie i irytują niektóre aktorskie pozy, od których niestety sam nie jestem wolny. Dlatego, gdy nie pracuję, staram się od nich odpoczywać w nie aktorskim gronie.

Jakie to pozy?

Są aktorzy, którzy grają na scenie i tacy, którzy grają też w życiu. Są aktorki – damy, które nie muszą dam odgrywać. Ale są i takie, które wciąż na siłę grają damy. Zwykle z marnym skutkiem. Nie lubię tych wysiłków.

Za to lubisz górali. Która z podhalańskich zasad podoba ci się najbardziej?

Przede wszystkim honor. Na Podhalu ukraść coś jest większym przewinieniem niż kogoś sprać. Poza tym lubię ich śmiałość i fantazję. Górale imponują mi także tym, że jak się martwią, to naprawdę z ważnego powodu. Tak jak w kawale, w którym górala boli ręka, więc obcina sobie nogę, żeby mieć poważniejszy problem.

Słyszeliśmy, że ty już w przedszkolu miałeś poważne problemy. Pobiłeś się o to, kto ma zostać Jankiem z Czterech Pancernych. Już wtedy marzyłeś o głównych rolach.

Moja ówczesna narzeczona bardzo chciała bawić się z nami, ale nie było dla niej roli. W końcu jednak pozwoliłem jej zostać Szarikiem. Była bardzo zadowolona, a ja, rzecz jasna, zostałem Jankiem. Wygrałem casting (śmiech).

A potem, już w podstawówce, straciłeś przytomność po ciosie Małego Johna.

Pamiętam tamten moment. W Klubie Inteligencji Katolickiej graliśmy Robin Hooda. W trakcie przedstawienia dostałem potężny cios w łeb drewnianą pałą i straciłem na chwilę przytomność. Mój kolega, grający Johna, był przerażony. Później, zbierając recenzje od widowni, usłyszałem od wujka: „sztuka taka sobie, ale pojedynki zrobiliście świetnie”.

Co teraz robi Mały John?

Jest architektem.

Często tak dostawałeś?

Bez przesady. Lubiłem i umiałem się bić. Kilka razy jednak dostałem po ryju. Pamiętam, że zawsze dobrze mi wychodziły początki. Ale jak trzeba się było dłużej tłuc i tarzać po ziemi, to traciłem zapał. Wolałem szybkie spięcia – bum bum i po wszystkim.

Kiedy przeszło ci zamiłowanie do bójek?

Dopiero na studiach. Jeszcze w liceum ostro się tłukłem. Potem płynnie przeszedłem od bójek do teatru.

I do trenowania boksu. Jaki jest twój najlepszy cios?

Uwielbiałem schodzić z linii ciosu i dawać haka. Jak mój ulubiony bokser – Mike Tyson. Co prawda nie mam na koncie żadnych poważnych pojedynków, ale mogę się pochwalić, że sparowałem z wicemistrzem olimpijskim Pawłem Skrzeczem. Dobrze, że trenowali ze mną inteligentni ludzie, którzy wiedzieli, jaki jest mój zawód. Dzięki temu przeżyłem. Do tej pory lubię zapach sali bokserskiej. Na Gwardii pachniało tak, jak powinno pachnieć, czyli ruskim więzieniem. Niestety przestałem regularnie ćwiczyć, bo gdy się pracuje codziennie między 10 a 18 w teatrze, po prostu nie ma na to sił. A brak konsekwencji i zaległości treningowe w tym sporcie zawsze kończą się tak samo – ciosem w gębę.

Mówisz, że nie grasz w telenowelach, bo grać w nich nie potrafisz. Co to znaczy?

Gwiazda telenoweli byłaby bezradna na scenie Teatru Narodowego w monologu Szekspira. Tak samo ja jestem bezradny w monologu serialowym. Nie umiem tego grać, ale nie wartościuję aktorstwa tu i tam. Jeżeli ktoś nie ma warsztatu na Szekspira, a ma osobowość i jest sexy…

Jakiś przykład?

Ania Przybylska. Seks w pełnej krasie: zgrabna, piękna, błyskotliwa, po aktorsku inteligentna. Czy ktoś może mieć do niej pretensje? Fajnie, że mamy taką rodaczkę. Gdy Ania pojawia się na billboardzie, robi się miło. I o to chodzi. Niech każdy robi najlepiej to, co potrafi.

Ty ostatnio zaczynasz specjalizować się w rolach nie do końca pozytywnych.

I znajduję w tym dużą przyjemność. Coraz częściej gram złe charaktery i bardzo mi się to podoba. A to zdrajcę u Agnieszki Holland w Prawdziwej historii Jury Janosika i Tomasza Uhorczika, a to męża Róży w Senności Magdaleny Piekorz, a to „złego” Polaka w 1612.

Po tej ostatniej roli niektórzy nazwali cię polakożercą. Przejąłeś się?

Dajcie spokój. Żyjemy w trakcie jakiejś paranoicznej wojny medialnej. Gazeta walczy z gazetą, radio z radiem, telewizja z telewizją. Dziennikarze wyrywają sobie potencjalnie sensacyjne tematy i próbują nadawać im o wiele większą rangę niż na to zasługują. Tak było i w tym przypadku. Na szczęście widzowie mają wyrobiony pogląd na rewelacje dziennikarzy i potrafią sami wyciągać wnioski. Gram niezbyt szlachetnego polskiego hetmana, ale trzeba pamiętać, jak wyglądały tamte wydarzenia. Do Moskwy, żeby grabić i mordować, ciągnęła wtedy cała europejska żołnierska hałastra. A Polacy nie utrzymali się na Kremlu na własne życzenie. Gdybyśmy byli mądrzejsi, to my obchodzilibyśmy święto narodowe z tego tytułu, a nie Rosjanie.

Czy ten film jest według ciebie OK?

To dobre określenie. Możemy zazdrościć Rosjanom, że inwestują w kino patriotyczne. Przecież 1612 to przypowieść o tym, że jeśli jesteś wierny korzeniom prawosławnej Rusi, to nawet będąc chłopem, możesz zostać carem. Bylebyś umiał zrobić procę i strzelić z niej polskiemu husarzowi w tyłek. To patriotyczna bajka, w której nie widzę nic złego. Chciałbym, żeby w Polsce powstawały takie produkcje. Pokażcie mi choć jeden zrobiony niedawno polski film o narodowych zwycięstwach. Czy nie warto byłoby za cenę jednego Rosomaka nakręcić film o Monte Cassino?

Ostatnio w prasie pojawiła się twoja wypowiedź, w której stwierdziłeś, że Rosja jest bardzo sprawnie zarządzana przez Putina.

Podtrzymuję to. Wszystko zależy od tego, co dla kogo oznacza słowo „sprawnie”. Czy „sprawnie” znaczy „sprawiedliwie”? Tego nie powiedziałem. Denerwują mnie w kółko powtarzane banały, że z Rosją trzeba postępować twardo. Uważam, że to z nami trzeba twardo. Chciałbym, żeby Polacy przychodzili do pracy w czystych, wyprasowanych koszulach. Żeby byli punktualni. Żeby na przykład aktorzy umieli tekst na pamięć. Otwarcie przyznaję, że na polityce w ogóle się nie znam, ale przykładając zdroworozsądkową miarę do relacji polsko-rosyjskich, pytam: jaki my mamy mandat, jaką gospodarczą czy militarną siłą dysponujemy, aby móc mówić Moskwie, jak ma postępować? Najpierw trzeba realnie ocenić swoje możliwości, a dopiero potem podejmować działania. W innym przypadku zawsze będziemy infantylnie śmieszni.

Rozumiemy, że w ten sposób oceniasz wystąpienie prezydenta na wiecu w Tbilisi?

Już wam powiedziałem, że nie znam się na polityce. Oto moja odpowiedź.

Czujesz się jeszcze aktorem młodego pokolenia?

Zawsze byłem aktorem starego pokolenia, ale z biegiem lat będę aktorem coraz młodszego pokolenia. Nigdy nie zapomnę, jak Holoubek wychodził jeszcze kilka lat temu na scenę i był na niej najmłodszy, mimo że wokół niego biegali dwudziestoletni adepci szkoły teatralnej.

Dlaczego twierdzisz, że zawód aktora jest nie dla kobiet?

Bo jest im ogromnie ciężko połączyć koncentrację na sprawach zawodowych z tym, żeby w życiu prywatnym zrealizować się kobieco, czyli na przykład urodzić dwójkę dzieci i być czułym aniołem dla swojego mężczyzny. Poza tym kobieta ma mniej czasu niż mężczyzna na jakieś poważne zaistnienie w branży. Kariera po trzydziestce jest w zasadzie niemożliwa, chyba że się jest Danutą Stenką.

Albo Kim Basinger.

Ale one są pięknymi kobietami! Wyjątki potwierdzają regułę, bo talent nie za często idzie w parze z urodą. A nie chodzi przecież o kobiety ładne, tylko o piękne.

Jak Agnieszka Grochowska?

Ją akurat cenię za to, że potrafi być i piękna i brzydka. Bo jest utalentowana.

Nie wierzymy jednak, że jej talent tak cię oślepił, że w trakcie sceny miłosnej w Pręgach nie zauważyłeś, jak wygląda nago.

Musicie mi uwierzyć, bo tak było naprawdę. Powiedziałem to jej jako komplement. Był to mój hołd dla jej aktorstwa.

A jakiej kobiecie chciałbyś złożyć hołd, umieszczając ją na naszej rozkładówce? Tylko nie mów, że poezji…

Chciałbym zobaczyć kobietę, która niekoniecznie pokazuje swoje wargi sromowe, ale twarz, dzięki której wiemy, że jest naga. Chciałbym, żeby seksapil polskich modelek był porównywalny do seksapilu modelek zachodnich. Nie podobają mi się dziewczyny, które są hardcorowo-tandetnie seksualne. Ale tak naprawdę nie jestem singlem, więc nie myślę w tej chwili o waszych kandydatkach na Playmate.

Nie zawiesiłbyś oka na Agnieszce Grochowskiej?

Zawiesiłbym. Z ciekawości. Myślę, że to byłby dobry ruch z jej strony. Ale obstawiam, że się nigdy na to nie zgodzi. Bo nie musi.

Kiedyś powiedziałeś, że z chęcią zagrałbyś w filmie erotycznym. A może zatrudnilibyśmy cię w jakimś filmie sygnowanym przez PLAYBOYA?

Macie za słabe scenariusze.

Miałeś grać w rosyjskim thrillerze erotycznym.

Wolę zagrać w czystym erotyku typu „9 i pół tygodnia”. Tamten rosyjski projekt był jakimś nieudanym połączeniem erotyki i kina akcji. Latanie po moskiewskich dachach z ptaszkiem na wierzchu mnie nie kręci. Szkoda czasu.

A nie szkoda ci było czasu na szukanie pracy w praskim „pośredniaku”?

Starałem się usamodzielnić, więc nie miałem wyjścia. „Robiłem” na niejednej budowie. Pracowałem przy łuskach w fabryce amunicji. Wierciłem młotem udarowym dziury w elewacji na trzecim piętrze Domów Towarowych Centrum, bez zabezpieczeń. Pod koniec lat 80. pracowałem w myjni samochodowej. Wtedy swoje samochody myli tylko ludzie bogaci, więc napiwki były zacne. Rodzice uważali, że moja ówczesna narzeczona budziła we mnie niezdrowe instynkty. W związku z tym, żeby pojechać do niej nad morze, musiałem zarobić sam. Na plaży nie chciałem być synem młynarza, więc poprosiłem kolegów z myjni, żeby mnie spryskali ropą, którą myje się silniki samochodowe. Po piętnastu minutach byłem profesjonalnie hebanowy.

Żule się tak opalają.

Bardzo ich lubię.

To ciekawe sformułowanie jak na kogoś, kto chciał być policjantem.

I to dobrym policjantem, który miałby olbrzymią satysfakcję udowadniania idiotom, że nimi są. Byłbym świetnym, bezlitosnym pracownikiem wydziału śledczego.

W trakcie studiów dorabiałeś nieaktorsko?

Nie, bo dosyć wcześnie zacząłem grać. Wtedy zamiast wydawać na wódki i dupy wolałem wydać pieniądze na letni Festiwal Teatralny w Salzburgu. Chodziłem na przedstawienia w wełnianym garniturze. Pod krawatem! A cała publika w t-shirtach… To był mój drugi wyjazd na Zachód. Pamiętam, że moje podniebienie przeżyło wówczas raj. Siedziałem sobie w tym gajerze w malutkiej mozartowskiej kawiarence, piłem kawę i jadłem pierwsze w życiu tiramisu.

Jak powinna się ubierać publiczność teatralna?

Lubię, gdy przedstawienie jest świętem. Podobnie jak kościół – teatr jest świątynią, tylko że sztuki. A jej ranga obliguje widza do tego, żeby ubrać się lepiej. Podskórnie powinniśmy czuć w teatrze podniosłość chwili. Pytanie tylko, czy w każdym teatrze można obcować ze sztuką.

Na skróty:

Lubię udawać zachowania i psychikę zwierząt. Bardzo mnie to relaksuje.

Nie znoszę country, bo nie lubię rzeczy, które nie wiadomo, kiedy się zaczynają, a kiedy kończą.

Bardzo lubię „Kiepskich” i podziwiam rolę Andrzeja Grabowskiego. Tylko ktoś o wyjątkowo złej woli może mieć do niego pretensję o ten serial.

Chinki przepadają za zarostami, bo ich mężczyznom rośnie na twarzach takie byle co. Biały człowiek jest dla nich egzotycznym, zarośniętym ciachem. Jak się tam jedzie, lepiej się nie golić (śmiech).

Jerzy Skolimowski podczas premiery Pana Tadeusza w Stanach parę razy wychodził w trakcie projekcji, demonstrując jak mu się bardzo ten film nie podoba. Od tego momentu stracił w moich oczach.