Artur Gadowski
PRZEKRÓJ nr 18, 2013 rok
TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke
fot. Jerzy Dudek
—
Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
W zakładzie jubilerskim, w ramach praktyk szkolnych. Całe tysiąc złotych, czyli jeden „kopernik” (śmiech). Niestety, nie pamiętam, co tak naprawdę zrobiłem. Na pewno jednak było to coś poważniejszego, niż przewidywał program szkolny. Inaczej nie dostałbym tak zawrotnej, nadprogramowej premii.
Czyli pracowałeś na czarnym rynku.
(Śmiech) Trochę na lewo, ale za to bardzo uczciwie. „Kopernik” poszedł chyba na struny do gitary.
Jak wspominasz pracę jubilera?
Nie mogę wspominać czegoś, co się nie wydarzyło. Nie pracowałem w zawodzie. Tak naprawdę bycie czeladnikiem u złotnika zawdzięczam rodzicom. Chciałem iść do liceum plastycznego, ale ponieważ nie było takiego w Radomiu, musiałbym się przenieść do Kielc. Rodzicom takie rozwiązanie się nie podobało. Nie zamierzali mnie jeszcze wypuszczać z domu. Tym bardziej że już wiedzieli, że kombinuję muzycznie, co bardzo im się nie podobało. Wpadli więc na pomysł, że skoro mam zacięcie plastyczne, poślą mnie do zawodówki na kierunek złotniczy. Szkołę skończyłem, dyplom zdobyłem, pracy nie znalazłem.
A szukałeś?
Szczerze mówiąc, nie miałem nawet takiego zamiaru (śmiech). Zaraz po szkole zacząłem pracować w Radomskim Ośrodku Kultury. Stanowisko: referent do spraw administracyjnych.
Długo tam wytrzymałeś?
Trzy lata. Było super. Instruktorem muzycznym w ROK-u był Kuba Płucisz, założyciel zespołu IRA. Mieliśmy nieograniczony dostęp do sali prób. Pensja była żenująca, ale za to przeżyłem masę fajnych imprez i spotkałem bardzo fajnych ludzi. Ostatnia wypłata, jaką pamiętam, to 68 tys. zł. Chciałbym dzisiaj tyle zarabiać. Wtedy to nie starczało na nic.