Anna Mucha
PLAYBOY nr 10, 2009 rok
TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke
—
Czy podczas tej rozmowy będziesz nam jadła z ręki?
Tak, ale tylko dobrze zakonserwowane, małe jajeczka.
A propos konserwowania, to widzieliśmy już zdjęcia z sesji i jesteśmy pod wrażeniem. Dziewczyno, ty nie potrzebujesz retuszy!
Mimo to uważam, że najlepszym przyjacielem kobiety jest… Photoshop. W tym przypadku graficy jednak nie będą mieli dużo pracy. Też jestem pod wrażeniem (śmiech). Pamiętam okładki różnych pism, na których się nie poznałam. Na zdjęciach PLAYBOYA jestem nawet do siebie podobna. Dodatkowo mam dobre towarzystwo.
Czyli chłopaki stanęli na wysokości zadania?
Po jednym został mi dotkliwy ślad na pośladku. Krwawiłam jak prosię. Facet oddał się w pełni i mnie dziabnął.
Kiedyś miałaś już propozycję „rozbieranki”. Obiecywano ci, że będziesz miała biust Bellucci i talię Angeliny Jolie. Takich bezeceństw na pewno nie usłyszałaś od nas.
Dziewczyny z „Cosmopolitana” namawiały mnie w taki sposób. Wiecie… Kobieta – kobiecie. A u was byłam już w negliżu. Przy okazji zwierzeń Stańki, który opowiadał, że widuje mnie bez majteczek na balkonie.
Potwierdzamy, bo to nam się zwierzał.
Słyszałam też teorię, wedle której, gdy znana kobieta rozstaje się ze swoim mężczyzną, od razu puka do PLAYBOYA, by się w nim rozebrać. Tylko po to, żeby tamten widział, co traci. W moim przypadku było zgoła inaczej. Po rozstaniu z Kubą, na okładce waszego magazynu pojawił się… Kuba. To ewenement na skalę światową (śmiech).
Dlaczego tak długo musieliśmy czekać na twoje TAK?
Bardzo przepraszam czytelników. Po prostu wcześniej miałam 15 lat (śmiech).
Według nas sprawa wygląda prosto: schudłaś 15 kilo, by się nam wreszcie pokazać.
Oczywiście, że tak. Macie mnie! Greenpeace ściągnął mnie z plaży i z foczki stałam się króliczkiem.
Kiedyś twierdziłaś, że się nie rozbierzesz, bo nie chcesz być „produktem”.
dziś nie mam nic przeciwko temu, żeby znaleźć się pod poduszką czułego, wrażliwego nastolatka, który sprzeda swoją konsolę PlayStation, by kupić te dwa numery PLAYBOYA ze mną.
Dlaczego sama zaproponowałaś dwie sesje ze swoim udziałem?
Z nienasycenia (śmiech). Ludzie mają ze mną problem i dla niektórych jestem Madzią z serialu, a dla innych tłustą Muchą z festiwalu w Gdyni. Postanowiłam więc wsadzić kije od razu w dwa mrowiska. Przed wami kolejne odsłony Muchy!
Po tym, gdy w Egipcie paparazzi uwiecznił twoje piersi, reakcje bywały różne.
Pewien facet zaczepił mnie w restauracji koszarowym dowcipem a la CKM. Bardzo mnie to zabolało i byłam w stanie wylać buraczaną zupę na jego buraczany łeb. Nie zrobiłam tego, bo mój wrocławski przyjaciel – dżentelmen, niestety mi na to nie pozwolił. W konsekwencji zerwałam przyjaźń i do tej pory się do niego nie odzywam (śmiech). Życie jednak jest zabawne, bo po paru latach w kwiaciarni spotkałam kolegę z liceum, który postanowił przedstawić mi swojego ojca. Okazał się nim „mój znajomy” z restauracji. Było ostro. Syn musiał tatusia ewakuować.
Nie boisz się złośliwych komentarzy?
Myślę, że koszarowość dowcipów nie dotyczy czytelników PLAYBOYA. Te sesje mają przyciągnąć wrażliwych facetów, a nie troglodytów spod budki z piwem. Wierzę w waszych czytelników. To jest inna półka i wyższa kultura. Panowie! To, że zobaczycie moje cycki w PLAYBOYU, nie znaczy, że możecie mi mówić inaczej niż per „proszę pani”. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję, bo inaczej… w mordę!
Ale to ty powiedziałaś, że „piękne kobiety są dla facetów bez wyobraźni”.
Nie ma nic gorszego niż tłumaczyć się po latach ze swoich głupich chlapnięć. Ta myśl była tak głęboka, że aż mnie pogrążyła (śmiech). Zostańmy przy tych wrażliwych nastolatkach…
Teraz jak na rasową celebrytkę przystało, powinnaś „zupełnie przypadkowo” ujawnić film ze swoimi igraszkami miłosnymi.
Planuję coś takiego, ale muszę stopniować napięcie (śmiech). Na razie filmy rejestrujące nasze zabawy nie powinny pojawić się w internecie, bo pani, która u nas sprząta, jest nieprzekupną Ukrainką.
A czy to, że ty jesteś Anną Marią, świadczy o tym, że twoi rodzice byli fanami Czerwonych Gitar?
Tak naprawdę miałam być pięknym chłopczykiem – Bartoszem, ale coś nie wyszło. Myślę, że jestem Anną Marią, bo moja mama jest Anną Urszulą. Mama skrzywdziła mnie nie Czerwonymi Gitarami, ale Words don’t come easy, Italo Disco oraz Boney M. Ta trauma z dzieciństwa na pewno wpłynęła na to, co dziś mówię i robię. I jak ja mam być normalna… Daddy cool jest fanem Prince’a.
Myśleliśmy, że gustował raczej w muzyce hinduskiej.
Potem tak. Ojciec był freakiem jak na lata 80. Wyjechał do Indii, mając dwa dolary w kieszeni. Myślę, że wtedy traktował mnie jako przewód pokarmowy, co zresztą dziś trochę rozumiem. A do tego wszystkiego – nie byłam Bartoszem …
Poradziłaś sobie z tym?
Jako przewód pokarmowy nadal mam zgagę. (śmiech) Z upływem czasu stałam się gorącą zwolenniczką rozwodu moich rodziców. Dzięki niemu nie zostały zgliszcza, lecz fajne wspomnienia. To było związek z krótkim stażem, więc nie miały miejsca żenujące historie w stylu podziału majątku. Jak na studenckie małżeństwo przystało, rodzice podzielili się tylko książkami. Ojciec zabrał ze sobą Ekonomię Państw Socjalistycznych, a Matka Manifest Marksa i Engelsa. Uważam, że rozstając się, zrobili lepiej niż setki małżeństw, które „dla dobra dziecka” żyją ze sobą, nieustannie kłócąc się za drzwiami dziecięcego pokoju.
Czyli wychodzi na to, że można cię spokojnie w sobie rozkochać, zapłodnić, a na koniec porzucić.
Jestem kobietą idealną, nie oczekuję cudów (śmiech).
Jak dzisiaj oceniasz ojca?
Jest zajebistym człowiekiem. Wygląda dziwnie ze swoimi licznymi tatuażami i w Conversach na nogach, ale tak naprawdę o to chodzi.
Czyli wyluzowany starszy pan?
Błagam was, on jest starszy tylko o kilka lat od mojego byłego narzeczonego (śmiech).
Nadal żałujesz, że nie masz wspomnień o „rzucaniu wspólnych pawi” w szkole aktorskiej? Na Stosowanych Naukach Społecznych pawi się nie rzuca?
Rzuca się, ale to pawie skonsolidowane, a w szkole aktorskiej każdy paw na pewno jest wyreżyserowany i przemyślany. Socjologiczny paw to paw innego rodzaju. Żałuję, bo ominął mnie kawał kolorowej biografii.
Kompleksy aktorki niedyplomowanej?
Być może je rzeczywiście miałam, ale już się z nich wyleczyłam. Za ładna jestem na kompleksy (śmiech).
A uroda pomaga czy przeszkadza w aktorstwie?
Moim koleżankom przeszkadza (wybuch śmiechu).
A tobie nie, bo jesteś „aktorką, która należy do wąskiego grona aktorek myślących i dociekliwych”. Twierdzisz też, że aktorzy są niezbyt inteligentni i oczytani, bo czytają tylko scenariusze. Krótko mówiąc, uważasz, że z aktorami nie da się pogadać. Jest aż tak źle?
Z mężczyznami jest lepiej – znam paru, którzy wychodzą ponad to, co podsyła im agent. Jeżeli chodzi o aktorki, to jest Janda, Szczepkowska, Herman, Cielecka, Peszek, Bohosiewicz, Telega, Kasprzyk… Więcej nazwisk nie pamiętam.
Ale musisz chyba wiedzieć, że takie wypowiedzi nie zjednują ci przyjaciół w branży. Gdybyś miała papier i nagrody w Gdyni, byłabyś tzw. „kontrowersyjną aktorką”. A tak jesteś „kontrowersyjna”. Tylko i wyłącznie.
Mogę się przyznać do jednego z błędów, jakie popełniłam: nie chodziłam na castingi. Sama w ten sposób trochę się ze środowiska wypisałam. Z drugiej strony grałam w serialu i teatrze, prowadziłam program w telewizji, miałam audycję w radiu… Na castingi nie starczało czasu. Zaczynam na nie chadzać dopiero teraz.
A nie uważasz, że brak dyplomu może przełożyć się na brak pracy?
Tylko kiedyś był etos papieru, który przejawiał się tym, że jako bezpapierowa po prostu byłam tańsza. Dziś po pierwsze tańsza nie jestem, a po drugie – nikt na moje papiery się nie patrzy.
Proponujemy w takim razie, żebyś zainwestowała w polskie kino niezależne. Sesje w PLAYBOYU pomogą ci już teraz odłożyć na kostiumy.
Podoba mi się ten pomysł! Zresztą mówiąc zupełnie serio – w serialach i programach tv zarobiłam wystarczająco tyle kasy, że teraz mogłabym zagrać u studenta filmówki za darmo. Ostatnio bardzo inspiruje mnie Piotrek Matwiejczyk. Myślę, że w końcu będę musiała wziąć się do roboty i rozejrzę się w środowisku filmowców niezależnych. Może zasłużę wtedy na miano nie tylko kontrowersyjnej, ale i aktorki…
Anna Mucha – przyszła gwiazda kina offowego?
Niewykluczone. Jestem kobietą samodzielną – dam radę. Chciałabym też w przyszłości odegrać podwójną rolę – aktorki i producentki. Zdaję sobie sprawę, że jak nie wyprodukuję – to prawdopodobnie nie zagram.
Czyli to prawda, że najsmaczniejsze rzeczy zostawiasz na koniec…
Tak. Zdecydowanie występuje u mnie syndrom białej, skostniałej czekolady.
Najlepszych facetów też zostawiasz na koniec?
Faceci zdecydowanie szybciej jełczeją (śmiech). Kiedyś ktoś mnie spytał, jak sobie wyobrażam starość. Odpowiedziałam, że będę żyła w Nowym Jorku, piekła ciasta marchwiowe i podrywała młodych chłopców. Amen.
—
PLAYBOY nr 10, 2009 rok
TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke
fot. Marek Straszewski
—
I jak poszła sesja pod hasłem „kręcimy pornola”?
Super. Byłam przygotowana (śmiech).
Dobrze zabrzmiało! Robi się ciekawie.
Zrobiłam dokładny research oparty na Boogie nights i pokrewnych filmach XXX z lat 70. John Holmes (historia jego życia była inspiracją do powstania „Boogie nights” – przyp. aut.) rzucił się wielkim cieniem na mój nieskażony umysł (śmiech).
Rozumiemy, że w trakcie sesji myślałaś głównie o jego gabarytach. Tym bardziej żałujemy, że jeszcze nie widzieliśmy zdjęć.
Chłopaki, powiedzmy sobie szczerze – przy takich zdjęciach nie musicie się starać, i tak nikt nie przeczyta wywiadu. Wszyscy będą woleli oglądać (śmiech).
Skoro sesja jest stylizowana na lata 70., to na pewno niektóre rzeczy zostały doklejone…
No co Ty! Miałam czas, żeby się przygotować. Jest full natural! Moim zdaniem ta sesja powinna być zatytułowana „Tak wyglądała cipka twojej matki” (śmiech). I patrząc na sprawę z tej perspektywy, powinniśmy się cieszyć, że ludzkość nie wyginęła!
A jak zareaguje twoja mama na zdjęcia córki w PLAYBOYU?
Zrobi kocią mordkę…
Zaprezentuj!
(Ania wysuwa usta do przodu – przyp. aut.). A tata prenumeruje was od pierwszego numeru. Będzie zachwycony. Gorzej jednak jest z babcią. Trzeba będzie powiedzieć, że to przypadkowa zbieżność nazwisk i liczyć na to, że jak będzie przejeżdżała autobusem obok billboardu, to popatrzy w drugą stronę. (Niedługo po tym wywiadzie babcia Ani zdradziła, że gdyby miała dwadzieścia kilka lat, też by chciała mieć sesję w PLAYBOYU! Brawo babcia! – przyp. aut.)
Wiemy, że twoim marzeniem jest zagrać idiotkę. Wczoraj się spełniło?
To było wręcz metafizyczne przeżycie. Marek (fotograf – przyp. red.) wciąż zwracał mi uwagę: „Nie myśl oczami, myśl ustami. One wszystkie myślą ustami!”. Uważam, że udało mi się zagrać kobietę, po której widać, że jest nieskażona myślą. Nie wiem tylko, dlaczego bolą mnie nogi i krzyż (śmiech).
Fizyczne wyczerpanie.
Poleciałam Stanisławskim! Ale było mi tak dobrze, że mogłabym to robić co tydzień.
Spokojnie. Jesteśmy miesięcznikiem!
OK. Możemy się umawiać raz na miesiąc (śmiech).
Poprzestańmy na tym, że już teraz zapowiemy twoje kolejne sesje. Powiedzmy, najdalej za dwa lata. Co ty na to?
Tylko później nie pytajcie, dlaczego kazałam na siebie tak długo czekać…
Który z reżyserów powiedział, że będzie z ciebie niezła suka?
Nawet nie pamiętam nazwiska, wyrzuciłam je z pamięci. Był zapaćkany zupą pomidorową, miał zapuszczony jeden paznokieć i poruszał się na krótkich, kaczych nóżkach.
Ile lat wtedy miałaś?
Wystarczająco dużo, żeby porównywał mnie do swojej byłej, chyba niespełnionej miłości. Dzieckiem nie byłam już na pewno.
Jak właściwie dostałaś pierwszą dziecięcą rolę? Znajomości?
Jestem jak Donald Tusk – dziecko podwórkowe. Tylko na szczęście mam prostsze nogi, bo nigdy nie grałam w piłkę…
A już myśleliśmy, że to on załatwił ci rolę u Wajdy.
Któregoś dnia wujek postanowił zabrać swojego synka na casting i przy okazji zgarnął i mnie z podwórka. Kolega zagrał nawet jakiś epizod. Wiadomo, w czasie kręcenia Korczaka trzeba było dużo sierot…
Za to twoja kariera była jak rakieta. Od Wajdy do Spielberga. Ale twoje najlepsze role filmowe są z czasów przed dojrzewaniem i w trakcie. Potem zostałaś Madzią z serialu…
Pamiętajcie, że Ilona Łepkowska to Szekspir współczesnej telewizji. A ja gram też w teatrze.
Wiemy. Nawet grałaś prawdziwego Szekspira u Wajdy w Gdańsku. Ale czy to pomogło ci wizerunkowo?
Liczę, że dzięki temu jeszcze trudniej mnie ogarnąć i zaszufladkować. Myślę, że Środowisko cały czas ma ze mną problem. Mam być albo nie być – o to jest pytanie…
Środowisko mówi o tobie „aktorka serialowa”.
Nie jest to dla mnie traumatyczne przeżycie. Aktor z misją to dzisiaj dinozaur. I to, że ktoś mnie nazwie serialowym czy rozrywkowym rolorobem, nie jest dla mnie żadną ujmą. Każdy musi mieć jakąś specjalizację. Moją jest zarabianie pieniędzy, bo jak mówi Woody Allen – posiadanie pieniędzy jest lepsze od ich braku, przynajmniej z finansowego punktu widzenia. Dla niektórych jestem Madzią Muchą. Czy to oznacza, że mam z tym walczyć? Mogę walczyć. A za ile? (śmiech).
Na ulicy mówią do ciebie „Madziu”?
Zdarza się. I pytają jeszcze, jak się czuję po powrocie z Sudanu. Z kolei w mięsnym ekspedientki wybierają dla mnie lepszy towar, bo wiadomo, że w ciąży trzeba o siebie dbać (śmiech).
Dajesz autografy w mięsnym? Bo słyszeliśmy, że generalnie nie lubisz…
Wywiadów też nie lubię udzielać.
Czujemy się podwójnie zaszczyceni. Mamy tylko nadzieję, że na tych numerach PLAYBOYA będziesz chętniej się podpisywać.
Zdecydowanie tak, widzę w tym sens.
A na czym ci się najprzyjemniej podpisywało?
Na męskich 18-letnich tyłkach (śmiech). Na urodzinach mojego brata podeszli do mnie jego dwaj koledzy z klasy z absurdalną prośbą o autograf. Obciach! Powiedziałam, że OK, ale pod warunkiem, że ściągną gacie, a ja podpiszę się na ich pośladkach. To był mój najszybszy podryw jaki zaliczyłam!
Owłosione?
Nie! Dopiero taki meszek. Mleko można powiedzieć (śmiech). Zamaszyście wyraziłam swój zachwyt. Chłopcy zapewnili mnie, że się nie będą myć, aż do ślubu!
Powiedz nam, czy większa zakulisowa rozpusta ma miejsce na planach filmowych, czy serialowych?
Obawiam się, że aktorki porno są tak zmęczone zarzucanym białkiem, że w przerwach mają kompletnie dość. Proza życia jest o wiele ciekawsza. Na „cywilnych” planach zdjęciowych jest na pewno więcej rozpusty. Szczególnie na planach serialowych. Przy kręceniu 1894 odcinka wszyscy już pier..my…
I są aktorki, których z łóżka byś nie wyrzuciła.
Ja tak powiedziałam? (śmiech). Cholera, nie po raz pierwszy okazuje się, że wszystko co powiesz, może być wykorzystane przeciwko tobie.
Święte słowa. Prosimy teraz o konkrety.
Hmm… Jest kilka takich kobiet. Zaskoczę was. Nie będzie to Angelina Jolie, tylko na przykład Megan Fox. Kiedyś pewnie Nicole Kidman, ale teraz bałabym się, że coś jej strzeli, puści i będzie po sprawie (śmiech). Pomyślałam przez chwilę o zimnej blondynce pod tytułem Magda Cielecka, ale ona mnie jednocześnie trochę pociąga i trochę paraliżuje. I chciałabym, i się boję…
To najlepiej!
Tak mówicie? Jak spróbuję, to wam opowiem (śmiech). Jest też Julianne Moore o nie oczywistej urodzie. Ruda, piegowata. Mniam (śmiech). Madonny z łóżka również bym nie wyrzuciła…
Rozumiemy, że Małgorzata Szumowska też jest na twojej liście. Bo do romansu z nią przyznałaś się publicznie.
Usta milczą, dusza śpiewa (śmiech).
Dlaczego jeszcze u niej nie grałaś?
(Wybuch śmiechu) Może właśnie dlatego – nie przeszłam wstępnej eliminacji. Casting się nie powiódł.
A ile jest procent prawdy w tym, co mówisz w wywiadach?
A kogo obchodzi prawda? Prawda jest nudna i się nie sprzeda.
Czy sesje w PLAYBOYU to taki wstęp do odlewu całego ciała? Na razie masz tylko odlew stopy.
Nie mam. Został u byłego narzeczonego. Niestety, nie mogę powiedzieć, że moja stopa więcej w domu Kuby nie postanie (śmiech).
Opowiedz nam jeszcze o najbardziej kuriozalnej propozycji, jaką kiedykolwiek dostałaś.
Właściciel firmy ochroniarskiej w zamian za reklamę, chciał mi przydzielić całodobową ochronę – dwóch goryli. Nie wiem tylko, czy mieli mnie ochraniać, czy podglądać w sypialni…
Ostatnie pytanie będzie dotyczyło spraw ostatecznych. Co ostatnio dopisałaś do swojego testamentu?
Wkrótce dopiszę archiwalne numery PLAYBOYA (śmiech).