Było zimno, nawet bardzo zimno. Spotkaliśmy się w mieszkaniu naczelnego „Playboya” Marcina Mellera, rozgrzewając się gruzińskimi potrawami i amerykańskimi trunkami. To był nasz pierwszy raz z Panem Wojciechem. Potem spotykaliśmy się tu i ówdzie, ale jednak pierwszy raz to pierwszy raz. Przepytywaliśmy Go z Marcinem przez cztery godziny, w trakcie których nasz bohater od czasu do czasu wyskakiwał zza stołu, by pokazać jak grał, gdzie był i w jaki sposób biegał. Recytował też poezję i śpiewał po francusku. Ale przede wszystkim pięknie opowiadał. O swojej sąsiadce Carli Bruni, o nieudanym samobójstwie, wypluwaniu płuc i służbie w wojsku w wieku 13 lat. Pokazywał nam, jak się gra na oboju, parodiował Andrzeja Wajdę i „wyrywał” świńskie polędwiczki jednym pociągnięciem. Nikt nam nie zabierze tych pierwszych czterech godzin z wielkim Mistrzem. Moglibyśmy tak cały czas, ale już się niestety nie uda.