Wojciech Mann
TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke
—
Jak zarobił pan pierwsze pieniądze?
Ojciec był grafikiem i pewnego razu zaprojektował dla Orbisu tabliczki z napisem „Recommended by Orbis”. Takie oznaczenia miały wisieć na ścianach najlepszych polskich hoteli. Byłem jeszcze dzieckiem, ale od razu wykryłem, że w słowie „recommended” były dwa błędy. Zwróciłem ojcu uwagę, a ten mnie opierdzielił, żebym się nie wtrącał, bo pisownię sprawdzali fachowcy. Obraziłem się. Po dwóch dniach panika. Oczywiście miałem rację, a tabliczki już były gotowe. Tata zaczął wtedy na mnie patrzeć jak na absolwenta Oxfordu i prawie mówić „proszę pana”. Udało się uniknąć kompromitacji, bo razem z kolegami ze szkoły chałupniczymi metodami poprzeklejaliśmy literki w odpowiedniej kolejności. Za tę pracę dostałem swoje pierwsze pieniądze. Nie pamiętam ile, ale to nie było takie siup, byle co. Coś z tą sumką mogłem kombinować.
Pewnie poszła na płyty.
Prawdopodobnie. Zawsze zresztą nimi handlowałem, coś tam sprzedałem, coś kupiłem. Drugie poważne pieniądze też zarobiłem dzięki ojcu. Któregoś razu zauważyłem w łazience wypasione jugosłowiańskie pudełko z kosmetykami mamy. Pudełko miało liczne przegródki, a na wieczku… grafikę mojego ojca. Poszedłem do niego, a on nic. Nienawidził urzędów, pieczątek, podań – jednym słowem miał to gdzieś i chciał odpuścić. Ja nie. Wziąłem pudło oraz pracę ojca i poszedłem do ZAiKS-u. Po dwóch latach tata wygrał proces i dostał tysiąc dolarów. Solidarnie podzielił się z całą rodziną.
I co? Na płyty?
O nie. Kupiłem sobie w Peweksie skórzaną zapalniczkę Ronsona i czerwone wino Walencja […]