Press enter to see results or esc to cancel.

Sidney Polak

PLAYBOY nr 11, 2006 rok

TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke

fot. Tomek Bergmann


Czy twoim idolem był Zwierzak z Muppet Show?

Na pewno dzięki Zwierzakowi zwróciłem uwagę na perkusję. Gdybym jako kajtek wiedział, że bębny Zwierzakowi podkłada Buddy Rich, jeden z najlepszych perkusistów świata, to słuchałbym go z większą uwagą. Generalnie Zwierzak to świetna postać.

Wydaje nam się, że pozazdrościłeś mu nie tylko instrumentu…

W liceum miałem dredy, ale dyrektor kazał ściąć. Później był okres farbowania na blond, w końcu nadszedł czas loków. W takiej szopie wyglądam chyba najlepiej, i czuję się najlepiej.

À propos zwierzęcych klimatów. Robisz takie imprezy, że twoi sąsiedzi musieli sprzedać mieszkanie.

Skąd to wiecie?! Swoją drogą ciekawe, czy od tych z boku, czy z góry. Przyznaję, kiedyś miałem zwariowane pomysły. Nagrywaliśmy muzykę w moim pokoju i jak się nie wyrabialiśmy do 22, to graliśmy dłużej. A naprawdę duża balanga, na jakieś sto osób, to była tylko jedna. Stare czasy.

Zamieniamy się w słuch.

Z tym moim imprezowaniem to lekka przesada. W momencie gdy stajesz się rozpoznawalny, u wielu ludzi włącza się program zawiść. Plotki urastają do monstrualnych rozmiarów. Później się dowiadujesz, że byłeś gdzieś, gdzie nie byłeś, że się schlałeś jak świnia, zarzygałeś pół baru, złapałeś za dupę Terentiew, mega Meksyk.

Mówiłeś, że zacząłeś karierę solową po wypiciu piwa Okocim Mocne. Można powiedzieć, że Okocim to ojciec chrzestny twojego sukcesu?

Gdyby nie było Okocimia, to byłoby Tyskie. Ale przyznaję, ojcem chrzestnym mojej twórczości jest alkohol. Wcześniej wszystko co robiłem szło do szuflady i nie miałem w sobie na tyle czelności, żeby pokazać to ludziom. Piwo skutecznie wzmocniło moją czelność. Dwa, trzy piwa dają mi luz, lubię ten stan, wchodzą do głowy fajne skojarzenia, no i człowiek naprawdę zaczyna pracować (śmiech).

A matka chrzestna też jest? Może Żołądkowa?

Żołądkowa Gorzka jest dobra na koncert, kiedy nie można wziąć plecaka piwa, a zero-siedem zawsze da się przemycić i później zawartością elegancko się nasmarować. Żołądkowa kojarzy mi się z lataniem. Często ją brałem do samolotu. Nawet nieźle się sprawdzała (śmiech). Chociaż ostatnio latam na trzeźwo. Nawet na trzeźwo przeżyłem awaryjne lądowanie. Naprawdę mega przeżycie. Niefajne.

Byłeś kiedyś w Sydney, Sidney?

Nie, ale na pewno kiedyś pojadę. Na razie chcę zrobić wywiad z Sydneyem Pollackiem. To byłby fajny zgryw. Tak naprawdę nie lubię jego filmów, może poza Tootsie. Mam wrażenie, że to trochę chałturnik, że mu się nie chce, bo i tak jest z bogatej żydowskiej rodziny. Może zamiast robienia filmów, woli podrywać „dżogujące” małolaty w Central Parku?

A jak u ciebie z podrywaniem małolat na randkowych czatach? Zdarzają się w ogóle jakieś ładne?

Normalnie, jak w życiu, pół na pół. Czatowanie jest super. Teraz już nie szukam przygód w necie, bo znalazłem je w realu, ale jakiś czas temu na czacie spędzałem wieczory z kumplem Kubą i czatowaliśmy z fajnymi laskami. Z dziewczynami, które całymi dniami siedziały w biurze, a w nocy komputer był ich jedyną rozrywką. Zdarzył się też jakiś koleś, wiadomo w Internecie nigdy nie wiadomo, kto jest kto. Wiecie, że mój 11-letni syn założył ostatnio partię polityczną na swojej stronie (śmiech)? Nazywa się Partia Socjaldemokratyczna. Napisał statut, odezwę. Zapisało się sporo kolesiów, w tym większość co najmniej dwa razy starsza od niego. Dyskutują na temat budżetu i nie kumają, że ich szef ma 11 lat. Odlot kompletny.

Skoro sam zacząłeś o polityce, powiedz, jak ci się podoba w IV RP?

Nie zauważam żadnej zmiany. IV RP to jest dla mnie mydełko Fa. Jakiś slogan, czysta socjotechnika, nie łapię się na takie tanie chwyty. Ale nie jestem jakiś mega anty PiS. Trochę mnie śmieszy ta cała medialna kaczofobia. Może dlatego, że studiowałem z ludźmi z otoczenia Kaczyńskich. Moi znajomi pracują dzisiaj w Kancelarii Prezydenta. Znam ich i lubię. Chociaż z przykrością patrzę na to, jak po objęciu władzy ludzie PiS-u radykalnie się zmieniają. Jak są słabi psychicznie. Nie wiem z czego to wynika. Może są za biedni i mają hopla na tym punkcie, może mieli za mało seksu w życiu. Gołym okiem widać, że brakuje im klasy. Ale drudzy podobnie. Dla mnie Platforma nie jest dużo lepsza. Ja się dystansuję. Niech się kłócą, niech się obrzucają błotem, niech debila Leppera akceptują albo nie, oby tylko dali mi święty spokój.

Jesteś zestresowany, brakuje ci spokoju?

Muszę się zmierzyć z syndromem drugiej płyty. Teraz mam taki moment, że kładę się spać o 5.30 nad ranem, bo po 16 godzin siedzę przy kompie. Za chwilę też wrócę do biurka i pewnie będę siedział do 7 rano. A jutro mam koncert z T.Lovem i będę mega zmęczony, pojadę do hotelu i znowu będę siedział z laptopem, bo nie mogę napisać refrenu do fajnej piosenki już od dwóch lat!

Nie możesz napisać słów czy muzyki?

I jednego, i drugiego. Pracuję naraz nad 50 piosenkami. One się gonią jak samochodziki na torze. Meta to 15 piosenek. A pisanie przychodzi mi naprawdę z cholernym trudem. No ale chyba przynosi to efekty. Ostatnio nawet przeżyłem przyjęcie do grona tekściarzy. Któregoś razu władczym gestem przywołuje mnie Robert Gawliński: „No, podejdź tu Polak”. Poklepał mnie po plecach i przeciągając każdy wyraz powiedział: „Niee wiedziałeem, żee tylee dobreego w Tobiee sieedzi…” (wybuch śmiechu).

Po sukcesie Chomiczówki nawet Muniek mówił, że zaskoczyłeś go jako tekściarz.

W Chomiczówce jestem dziennikarzem. Te wszystkie rzeczy zdarzyły się naprawdę. Dostaję listy od ludzi z Chomiczówki. Pamiętają parę, która skoczyła z bloku, religię w baraku. Na początku chciałem, żeby Muniek zaśpiewał do tego jakąś balladę uliczną, ale nic z tego nie wyszło. Potem pomyślałem, żeby zaprosić rapera z Chomiczówki, ale nikogo odpowiedniego nie znalazłem. W poszukiwaniach pomógł mi znajomy, dał namiary do kogoś. Był tylko mały problem, bo ten raper nie dość, że był z Łomianek, to miał cholerną wadę wymowy (śmiech). W końcu napisałem mocniejszy bit, sam wziąłem mikrofon i pojechałem: Chomiczówka, Chomiczówka… (zaczyna śpiewać). Wyszła z tego po prostu prawdziwa piosenka, fotografia osiedla.

Na którym piętrze mieszkałeś? Zrzucaliście z dachu napełnione wodą kondony?

Na szóstym. Ale robiliśmy lepsze rzeczy. Działaliśmy głównie z saletrą. Pamiętam, że z kolegą z pierwszego rzucaliśmy z mojego balkonu tak zwane bączki. A na dole pełno ludzi. Raz bączek wleciał babce do wózka i w tym wózku zaczął się kręcić, osmolił dziecko, w końcu wyleciał i spalił babce pończochę. Stary wraca z pracy, a całe osiedle: „proszę pana, proszę pana, a pana syn to zabił dziecko…”. Strasznie się wkurzył. Powiedział, że jak jeszcze raz coś takiego zrobię, to wyśle mnie na wojnę do Afganistanu (śmiech). Były też zabawy z kolegą Kurasiewiczem i osiedlową bandą. Robiliśmy spadochrony z folii do mleka. Raz przywiązaliśmy dużego pluszowego misia i zrzuciliśmy go z 15. piętra. Świetnie leciał. I w pewnym momencie słyszę, jak Kurasiewicz gwiżdże: fiu, fiu… Kuba. Wziął i przywiązał swojego psa do zrobionego przez nas spadochronu. Przez dwa piętra Kuba normalnie leciał, ale na wysokości 13. powiał wiatr i spadochron się zwinął. Potem już byłem trochę grzeczniejszy.

Masz równie ciekawe doświadczenia sceniczne?

Po 16 latach grania jestem już wyluzowany na scenie. Widziałem jak Muniek radzi sobie z ludźmi, kiedy ktoś rzuca butelką albo z pierwszego rzędu krzyczy „spierdalaj!”.

Do ciebie już ktoś tak krzyczał?

Jeszcze nie. Ale kiedyś miałem dość hardcorową sytuację na koncercie. Przyglądała mi się fajna laska i w pewnym momencie napisała coś na kartce, złożyła ją, położyła na scenie pod moimi nogami i wyszła. Myślę sobie, zajebiście, mam numer telefonu. Podnoszę kartkę i czytam: „JESTEŚ ŻAŁOSNY”. Poczułem się jak dzieciak, który chciałby się nakryć kocem i udawać, że go nie ma. Po prostu syf, a ja w samym środku najweselszego numeru. Ale dałem radę.

Za to nie najlepiej poradziłeś sobie z Kubą Wojewódzkim.

Zemścił się. Zmontował ten program, jak chciał. Mam z Wojewódzkim na pieńku od 1994 roku, kiedy razem byliśmy w Stanach. Z całym T.Lovem i chłopakami z innych kapel zaczęliśmy się z niego nabijać. Na ostro. Pojawiły się nacjonalistyczne żarty z jego nazwiska i przyjął to mega poważnie. Nie skumał, że to była gra: „Hej, chłopaku, jesteś mocny tak jak my? Przyjmiesz to na klatę? Odgryziesz się? Czy się zamkniesz w sobie i będziesz żywił urazę przez następne 10 lat?”. Okazało się, że to drugie. Dziś mnie już tego typu chamskie zgrywy nie kręcą. Po prostu tak sobie kiedyś wyobrażalismy rock’n’roll. W sumie debilna opcja. W każdym razie Wojewódzki wtedy wymiękł. A po latach okazało się, że kiedy sam wali ludziom między oczy to jest cacy, a jak sam dostanie, to jest be. Jeśli chodzi o ten jego program, to wiadomo – zwykły handel. On chciał się zemścić, a mi zależało, bo mogłem wykonać Chomiczówkę.

Podobno jesteś gadżeciarzem. Ile masz sprzętów, z którymi się nie rozstajesz? Wypasiasty telefon już widzieliśmy.

Z tym telefonem to przesada, zwykły Komunikator, wielki i ciężki, bo tylko takich nie gubię. Z gadżetami to prawda, zawsze mam ze sobą i-Poda, laptopa, dobre słuchawki. A w moim domowym studio superkomp i dwa monitory po 30 cali, z boku stoi gitara, pod ręką jest gramofon, cdj, mikser didżejski i dobry mikrofon. Lubię zapalić jointa i czuć się w studio jak w małym prywatnym statku kosmicznym do robienia muzy…

Może byśmy w twoim statku zrobili jakąś sesję PLAYBOYA. Powiedz, jaką znaną dziewczynę chciałbyś zobaczyć na swoim kosmicznym fotelu na golasa?

A może zrobimy takie zdjęcie, że trzymam ją na kolanach? Odlot. Chociaż może lepiej w wannie. Wanna jest bardziej seksualnie nacechowana…

Do koloru, do wyboru. Podaj tylko imię i nazwisko modelki albo modelek, które mają się z tobą pluskać.

Wiecie co, lepiej będzie jak wyślę wam te propozycje mailem…

A co, strach cię obleciał?

Nie o to chodzi. Taką kandydaturę trzeba bardzo poważnie przemyśleć. Trudna sprawa. Prawie jak napisanie dobrego refrenu. Taki wybór mocno faceta określa.

PS. Sidney napisał nam w e-mailu: „Paris Hilton jest fajna, Juliet Lewis też. Dużo jest fajnych dziewczyn. Tylko że teraz w moim kosmicznym statku i w mojej wannie jest w końcu ktoś, kto powinien tam być od dawna”.