Wciśnij Enter aby zobaczyć wyniki lub Esc aby wyjść

Tomek Rygalik

PRZEKRÓJ nr 39, 2013 rok

TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke

fot. Krzysztof Kozanowski

Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?

Zaczynałem od barterów i wymian bezgotówkowych. Oddałem na przy­kład matchboksa za kulkę butaprenu. Mój tata pracował w Niemczech i często przywoził mi resoraki. Wstyd się pew­nie dziś do tego przyznać, ale miałem ich tyle, że nie mogłem zliczyć. Po pro­stu nie przywiązywałem do nich wiel­kiej wagi, więc wymiana na kulkę kleją­cego kitu wydawała się jak najbardziej na miejscu. Pamiętam, że wymieniałem też puszki po piwie na świerszczyki i komiksy.

A co z kasą?

Zacząłem zarabiać bardzo późno. Gdybym nie był na garnuszku rodzi­ców, pewnie musiałbym się bardziej starać. Czasami myłem im z bratem samochód lub nabijałem napy w bluz­kach produkowanych przez mamę. Dostawałem wtedy większe kieszon­kowe. Pierwsze samodzielne pienią­dze zarobiłem dopiero w drugiej klasie liceum w Oklahomie.

„To za granicą jest”.

Cztery miesiące pracowałem w restau­racji Bozena. Nosiłem zakupy, przy­gotowywałem stoły, byłem kelnerem, sprzątałem po gościach, pomagałem w kuchni. Facet od wszystkiego. Podaj, przynieś, pozamiataj. Zresztą jedyny zatrudniony. Oczywiście bez umowy. Dostawałem płacę minimalną, ale nie pamiętam, ile to mogło być dolarów za godzinę. Pięć, może siedem.

Potem, już w Nowym Jorku, obsługiwałeś salę komputerową. Cokolwiek to znaczy.

Pracowałem tam prawie przez całe stu­dia (Pratt Institute – przyp. aut.). Moje stanowisko nazywało się „monitor”. Pilnowałem sprzętu, restartowałem zawieszone kompy, pomagałem lu­dziom w sprawach technicznych. Jako przedsiębiorczy Polak brałem tylko nocne dyżury. Po pierwsze, lepiej pła­cili, a po drugie, nikt wtedy nie przycho­dził, więc mogłem spokojnie spać pod stołem. Właściwie płacili mi za sen…

Całość do przeczytania w PRZEKROJU