Wciśnij Enter aby zobaczyć wyniki lub Esc aby wyjść

Robert Kubica

PLAYBOY nr 4, 2008 rok

TEKST: Marcin Klimkowski


Fernando Alonso, dwukrotny mistrz świata F1, powiedział: „Kubica na pewno zostanie mistrzem świata, to kwestia czasu”. To taka forma kumpelskiego wsparcia przed rozpoczęciem sezonu?

No, nie wiem, nie wiem. Chłop w końcu trochę się zna na tym sporcie (śmiech)… A na poważnie: nie można mówić „na pewno”. Formuła1 jest sportem drużynowym. Nie wszystko zależy od kierowcy, o czym akurat Fernando doskonale wie.

Ale miło ci było?

No tak. Kumpluję się z Alonso i szanuję go. Najbardziej za to, że mówi co myśli. Chociaż wiadomo, że nie mówi wszystkiego, bo wszystkiego niestety nie wolno, ale i tak dużo więcej niż powinien jako kierowca. Wierzę, że to co powiedział było bardziej naturalne niż kumpelskie. A na pewno nie było wykalkulowane.

A więc będziesz mistrzem!

Mam nadzieję, że kiedyś tak. Ale czy w ogóle to się stanie i kiedy się stanie, to się okaże.

Pół roku temu Alonso nie utrzymał języka za zębami i na konferencji wypalił, że „F1 to już nie jest sport”…

No tak, zacznę od tego, że moje wyobrażenie o F1 zmieniło się, od kiedy się w niej pojawiłem. Z zewnątrz widzi się tylko akcję i sport, a wewnątrz dzieje się dużo więcej, nie wszystko jest fajne. Ja jestem kierowcą i czuję się sportowcem. Ale są momenty, kiedy wydaje mi się, że tego sportu jest za mało, że więcej jest marketingowych działań i biznesu, polityki i układów.

Może to dlatego coraz bliżej jesteś rajdów?

Może dlatego. Niestety, rajdy jeżdżę głównie oglądać. To sport niebezpieczny i kontrakt nie pozwala mi w nich uczestniczyć.

Czy w przyszłości przekwalifikujesz się, jak chociażby Juan Pablo Montoya (z F1 do NASCAR) czy Carlos Sainz (z WRC do Rajdu Dakar)?

Rajdy to całkiem inny sport. Wydaje się, że i tu, i tu się kręci kółkiem, ale kierowca rajdowy jest inny niż wyścigowy. Montoya i Sainz tylko zmienili kategorię, ale pozostali w tym samym światku, w którym byli. Zostaję w wyścigach, ale nie ukrywam, że kiedyś, dla własnej frajdy, hobbystycznie, chciałbym spróbować rajdów, chociażby raz do roku. Ale gdybym chciał coś osiągnąć, to musiałbym zacząć w młodym wieku.

Ubiegły sezon w F1 to afera szpiegowska, konflikty wewnątrz teamu McLaren-Mercedes, dyskwalifikacja, zaskakująca końcówka. U was w BMW Sauber było spokojnie.

No tak, dla nas to był naprawdę udany, spokojny sezon. Może mniej dla mnie, jako dla kierowcy, ale pracuję przecież w zespole, który osiągnął więcej niż planowano. Było mnóstwo problemów z niezawodnością, ale na szczęście dla zespołu nic to zmieniło. Po pierwsze dlatego, że rywale, którzy byli za nami, też mieli ogromne problemy i nie byli w stanie nas dogonić, po drugie, bo Ferrari i McLaren były całkowicie poza naszym zasięgiem.
Tylko w kilku wyścigach mogliśmy zawalczyć z nimi jak równy z równym. Dlatego dla BMW Sauber sezon był spokojny, bez napięć.

A może jednak nie do końca? Twój bolid psuł się bez przerwy, a Nicka Heidfelda nie. Jak utrzymywałeś nerwy na wodzy, gdy po raz kolejny okazywało się, że coś się popsuło albo taktyka zespołu była błędna?

Nie było potrzeby wybuchać. Ja wiedziałem swoje, wiedziałem na co mnie stać, wiedziałem co się zepsuło i dlaczego. Wiedziano o tym także w zespole, dlatego spałem spokojnie. Mieliśmy świadomość, w których wyścigach coś się zepsuło, a w których to ja popełniałem błędy. Tych ostatnich sytuacji nie było wiele.

Formuła 1 to wyjątkowo tajemniczy sport. Czy pewne informacje nigdy nie wyciekają na zewnątrz?

Nawet z McLarena, uwikłanego w aferę, w którym kierowcy byli skonfliktowani, nie wszystko wyszło na zewnątrz. Zespół to wielka firma, w której pracuje kilkaset osób. Nie jesteś w stanie zatrudnić tylu ludzi, żeby wszyscy się kochali i byli dla siebie ujmująco mili. Ale nie ma powodu, żeby o wszystkich złych relacjach od razu trąbić.

Czy ta tajemniczość świata F1 cię nie wkurza? Co byś z niego wyeliminował?

Bardzo dużo rzeczy. Dla mnie F1 to jest sport, ja nie potrzebuję całej tej otoczki. Za dużo osób pracuje nad tym, żeby to pięknie wyglądało. Jak logo jakiejś firmy jest o milimetr za małe, to się robi nowe kombinezony. Naklejki mają być w odpowiednim miejscu co do milimetra. Dla mnie to są rzeczy bez znaczenia, a czasami irytujące. Ale wiem, że dla tych, którzy się zajmują marketingiem, rozmiary naklejek i naszywek to najważniejsza rzecz na świecie. No dobrze, skoro mają swoją robotę, to niech ją wykonują. Te dyskusje o naklejkach do niczego konstruktywnego nie prowadzą, ale rozumiem, że muszą być. Natomiast nie muszą mi się podobać.

Dla odmiany, jest coś co ci się podoba?

Jedna rzecz, przy której wszystkie inne są nieważne: ściganie! Wiesz, ja jestem takim człowiekiem, że co byś mi dał, co ma cztery koła, silnik i kierownicę, to tym pojadę. I to będzie mi dawało szczęście. Ale w Formule 1 te odczucia mam nieporównywalnie silniejsze niż w jakimkolwiek innym pojeździe. Nie chodzi nawet o prędkość, ale o zachowanie w zakrętach, możliwość wykręcania takich, a nie innych czasów na okrążeniu. Ale gdybym miał ścigać się maluchem, to też bym się ścigał.

Wiesz co to strach?

Boję się wysokości. Bungee jumpingu. Może nie to, że przeraża mnie, ale nie chciałbym skoczyć, nie ciągnie mnie… Gdybyś mi powiedział, żebym pojeździł rajdówką, to kończymy wywiad i idziemy, ale żeby skoczyć, to niekoniecznie…

Zmiany w F1 następują w wyścigowym tempie. Powiedz, po co to zmniejszanie liczby cylindrów z 10 do 8, odłączanie kontroli trakcji, ograniczenia w wymianie opon, silnika i skrzyni biegów. Czemu to służy?

Chodzi o to, żeby było wolniej, czyli bezpieczniej. I widzisz, to jest kolejna rzecz, którą bym zmienił. Ja
włożyłbym slicki (całkowicie gładkie opony –przyp. red.), silniki V10, po to, żeby to jeździło jak najszybciej. Ale to jest perspektywa kierowcy wyścigowego, który chce wykręcać jak najlepsze czasy. Tymczasem kibic nie widzi tego w ogóle. Nie widzi, czy ktoś jedzie 160 czy 180 km/h. Nawet jak na okrążeniu jest dwie sekundy różnicy, to
dla kibica nie ma znaczenia. A władzom F1 zależy, żeby nic złego się nie wydarzyło. Dlatego decydują o zmianach. Tak naprawdę odbierają radość nam, kierowcom.

Wkurza cię, że co roku musisz na nowo uczyć się jeździć?

Wkurzony będę dopiero w 2009 r. Zmiany pójdą tak daleko, że czas okrążenia będzie nawet o pięć sekund dłuższy, bo dojdą jeszcze ograniczenia w aerodynamice. Dla kierowców to będzie załamka, a dla widzów, tak jak mówiłem: bez różnicy.

Czy chodzi o obniżenie ryzyka wypadku?

Pośrednio. Chodzi o to, żeby kierowca, który ma wypadek, nie uderzył w twardą przeszkodę już poza torem. Im ma większą prędkość, tym jest to bardziej prawdopodobne, więc dąży się do jej ograniczenia.

A nie tęsknisz za niższymi seriami wyścigowymi, w których „mniej było techniki i biznesu, a więcej sportu i prawdziwego ścigania”?

Tęsknię. Dlatego czekam na 2009 rok, bo choć mniejsza będzie aerodynamika, słabsze czasy, co mnie strasznie martwi, za to będą slicki. Bolidy będą jak sprzed 15 lat! Jakbyś jeździł BMW, a nagle wsiadł do Fiata Punto. Ja jestem fanem slicków, a muszę jeździć na rowkowanych. Formuła 1 jest jedyną kategorią, w której trzeba jeździć na takich oponach. Gdybym jeździł na slickach, wykręcałbym 2 sekundy mniej na okrążeniu. Ale prędkości na zakrętach byłyby większe, więc… kółko się zamyka.

Spece od F1 piszą, że ty i jeszcze kilku kierowców macie „agresywny styl jazdy”. W F1 da się jeździć nieagresywnie?

To skomplikowane. Wytworzyła się taka teoria na temat kilku kierowców. Ale to było w sezonie 2006. Było wówczas dwóch, trzech zawodników, m.in. Alonso i ja, jeżdżących agresywnie. Chodziło o bardzo szybkie skręcanie kierownicą i jeżdżenie na bardzo dużych kątach, czyli mocno skręconych kołach. Wykorzystywaliśmy też maksymalnie przednie opony. Ale w 2007 roku wszystko się zmieniło, bo weszły nowe regulacje dotyczące opon. Dziś Alonso i ja jeździmy podobnie jak wszyscy, bo trzeba oszczędzać opony, liczy się taktyka.

Nie śmieszy cię trochę kubicomania? Po Adamie Małyszu zostałeś dyżurnym narodowym bohaterem.

Tak to już jest, że naród musi mieć swojego sportowego idola. Rozumiem to i nie mam z tym problemu. Problem mam inny, że w Polsce jest wielu sportowców, o których się nie mówi, bo uprawiają sporty niemedialne, na których nie ma biznesu, a oni ciężko pracują i wiele osiągają. Oraz – z drugiej strony – pełno jest takich, o których się mówi, mimo że niekoniecznie na to zasługują, ale na nich da się zrobić biznes. Wiem o czym mówię, bo popatrz, wszyscy mnie kojarzą z Formułą 1. A ja kręcę kółkiem od 19 lat! Za swój najlepszy wynik uważam na przykład ten z 1998 roku, z mistrzostw świata w kartingu. A tu mówią: o, Kubica, nowy jest, od 2 lat jeździ. To mnie wkurza…

W minionym sezonie miałeś poważny wypadek. Czy po czymś takim nie ma się pokusy, żeby wcześniej naciskać pedał hamulca?

Ja nie mam. Nie wiem dlaczego, nie wyjaśnię ci tego. Dla większości osób to nienormalne. Nawet ci, co po 20 lat pracują w motorsporcie, się dziwią. Gdyby lekarze ze szpitala nie widzieli mojego dzwona w telewizji, to na podstawie tego, co mówiłem im o swoim samopoczuciu, wypisaliby mnie jeszcze tego samego dnia. Ale ponieważ widzieli, to musiałem troszkę poleżeć.

Na koniec prośba o wskazówkę specjalnie dla czytelników PLAYBOYA. Na którym z 18 torów można spotkać najładniejsze dziewczyny, które od zawsze kręcą się wokół F1?

Oj, to nie pomogę, bo te najładniejsze to ja widzę wtelewizji. Na wyścigach to ja zarobiony jestem…