Michał Ogórek

– Ile razy miał pan propozycję zagrania w reklamie ogórków?
– Raz, ale nie skorzystałem, bo była mało atrakcyjna (śmiech).
– Słabo pana wycenili?
– Zgłosił się pewien producent spod Łodzi, ale oferta była raczej mglista. Nie doszliśmy do omawiania warunków finansowych. Za to wtedy pomyślałem sobie, że warto by opatentować moje nazwisko i pobierać procent od każdego sprzedawanego w Polsce słoika konserwowych albo korniszonów. To mógłby być naprawdę złoty interes (śmiech).
– Czy sezon ogórkowy to dla pana czas wyjątkowej koniunktury?
– O, tak. Uwielbiam sezon ogórkowy, siłą rzeczy jestem wtedy bardzo popularny. Kiedyś w radiowej Trójce szukaliśmy polskich Ogórków i okazało się, że jest bardzo dużo ludzi o tym nazwisku. Kilkanaście tysięcy. Słuchacze twierdzili, że dzięki audycji lepiej się poczuli, bo do tej pory, delikatnie mówiąc, nie byli dumni ze swojego nazwiska. Więc mam też zasługi w lansowaniu Ogórków (śmiech).

Czytaj dalej