Tomasz Frankowski

– Pamiętasz swojego pierwszego PLAYBOYA?
– To musiało być we Francji. Mieszkałem tam od 1993 roku. PLAYBOYA bardziej oglądałem niż czytałem. Oczywiście tylko dlatego, że moja znajomość francuskiego była wtedy jeszcze niedostateczna… Niestety nie powiem wam, kto był na okładce. To było tak dawno temu, że równie dobrze mogła to być Catherine Deneuve albo Brigitte Bardot (śmiech).
– Francja dla 18-latka, wychowanego w PRL-u, musiała być szokująca.
– Bardzo. Ale pierwszego szoku doznałem już na lotnisku we Frankfurcie. Wcześniej, gdy podróżowałem z reprezentacją Polski do lat 16 i 18, zawsze szedłem w grupie, za przewodnikiem. Tym razem byłem zupełnie sam. Stres, chaos, niepewność, bo to przecież największe lotnisko w Europie. Francję zacząłem poznawać od McDonalda, który był dla mnie wówczas restauracją, a nie fast foodem. Koledzy z nowego klubu w Strasburgu uświadomili mi jednak, że to jedzenie nie jest dla piłkarza.

Czytaj dalej