Wciśnij Enter aby zobaczyć wyniki lub Esc aby wyjść

Jan Tomaszewski

PLAYBOY nr 12, 2003 rok

TEKST: Łukasz Klinke, Piotr Szygalski

fot. Rafał Latoszek

Dlaczego piłkarze nie są zbyt wyrafinowanymi mówcami?

Bo muszą szybko gadać. Podłapują sporo boiskowej gwary. Winni są też dziennikarze. Przecież wszystko zależy od ich pytań. „Co pan czuł, jak pan strzelił bramkę?” No, kurwa, co czułem? Zamknąłem oczy, pierdolnąłem! I wpadła.

Pan jednak radzi sobie lepiej.

Mnie nauczyła mówić moja pierwsza żona.. Poprawiała błędy. I dzięki niej nie używam już sformułowań w stylu: „ja rozumie”, „ja nie umie” itd. Poza tym większość bramkarzy to mówcy.

No właśnie. Przenikliwie, choć kontrowersyjnie analizuje pan rodzimy futbol, ale czemu od lat zajmuje się pan nim tylko teoretycznie?

Porzuciłem mrzonki o tym, że będę trenerem. Mam propozycje, ale to już mnie nie interesuje. Zostałem publicystą i często mam swoje zdanie, z którym niestety sam się zgadzam (śmiech). Zresztą trenerka w Polsce robiona jest na wariackich papierach. Na Zachodzie trener martwi się tylko o jedną rzecz i za nią jest odpowiedzialny – jak przygotować faceta do wysiłku i wkomponować w zespół, a u nas… Przychodzi się na trening, i od razu słychać: „Kurwa jego mać, znowu pieniędzy nie wypłacili!”. Jest frustracja i tyle. Poza tym brakuje profesjonalnego podejścia zawodników. Co się dzieje w reprezentacji?! Tam jest dopiero patologia! Jakieś panienki na no przychodzą! Wizyty w agencjach towarzyskich itd.

A w pana czasach sami grzeczni chłopcy grali w futbol?

Zawsze jakieś czarne owce się zdarzają, ale było nie do pomyślenia, żebyśmy nie przyszli do pokoju na godzinę, którą wyznaczył Kazio (Kazimierz Górski – przyp. aut.). Był porządek, a jak nie… W 74 r. po meczu z Włochami, który wygraliśmy, Kazio mówi: Macie wolne do 23. Adam Musiał wypił dwa piwka, zasiedział się i spóźnił dwadzieścia minut. Górski się wkurzył i chciał go wyrzucić z Mistrzostw Świata! Nie wystawił go na mecz ze Szwecją, który prawie byśmy przegrali, bo skład był przemeblowany. Kaziu niechcący wszystko popieprzył, bo Szymanowski grał przez to na lewej obronie i nie był tym samym Szymanowskim, a na prawej pojawił się nie bardzo kumaty debiutant Gut. Zagraliśmy najsłabszy mecz, ale Musiał miał szczęście, bo wygraliśmy, inaczej by wyleciał. Zresztą trudno byłoby o nas mówić, że byliśmy święci.

Jak radził sobie z wami Górski?

Mawiał: „Papierosy, wino i śpiew – wszystko jest dla ludzi. Trzeba wiedzieć, gdzie, z kim i ile”. Piliśmy nawet po meczach na mistrzostwach w 74 r. W hotelu witano nas lampką szampana, a o 2-3 w nocy spotykaliśmy się w saunie na piwku.

Bardziej dbaliście o zdrowie niż dzisiejsi piłkarze?

Absolutnie nie. Wszystko zmieniło się na lepsze. Piłkarze mniej palą. Za moich czasów w reprezentacji paliło z osiem osób.

To w zasadzie na czym polega różnica między 1974 i 2003 r.?

Wtedy był porządek, a teraz uosobienia profesjonalizmu z niemieckich drużyn, Schalke czy Herthy, przyjeżdżają na kadrę i, kurwa mać, „między Odrą, Bugiem a Nysą tylko my są!”. Jeśli zawodnik Hajto po meczu z Węgrami a przed San Marino wyjeżdża z Polski, a trener Janas o tym nie wie, choć później utrzymuje, że tak się umówili…

Może naprawdę tak się umówili?

Proszę nie żartować. Może jeszcze minuty będzie sobie wybierał, w której wejdzie, w której zejdzie? Jak można rozwalić coś, co się zdobyło po szesnastu latach?! Już zaczynaliśmy być dumni po wygranej z Norwegią… A w trakcie przygotowań do mistrzostw i potem aż do meczu z USA codziennie była rozmowa – Boniek, Listkiewicz kontra zawodnicy. Zupki reklamowe, szklanki itd.

Wydaje się nam, że chce pan powiedzieć, kto jest temu winien.

Do meczu z Norwegią, kiedy jeszcze nie awansowaliśmy, Jurek (Jerzy Engel – przyp. aut.) sam prowadził zespół, potem wpieprzył się Boniek z marketingiem i w jego interesie było gadanie, że jedziemy po mistrzostwo świata, a co najmniej po medal… A po Norwegii zaczął się pełen burdel i trwa do dzisiaj.

Mieliśmy być szczęśliwi, gdy uda nam się strzelić jedną bramkę?

A jak panów zdaniem postępują profesjonaliści? Portugalczycy w wywiadach doceniali nas. Groźny zespół, pierwszy awansował w Europie, pokonał Norwegię, Ukrainę – tak mówili. A co na to nasi? Portugalczyki, to ich tam opierdolimy, kowboje nie umieją grać, z Koreańcami na pewno damy sobie radę. Jak byłbym trenerem Portugalii, Korei czy USA przetłumaczyłbym tylko wywiady polskich piłkarzy i trenerów. A nasi zagrali gorzej niż Górniak hymn zaśpiewała. No i jak jeszcze „profesjonaliści” traktowali dziennikarzy – przedstawicieli narodu? Wyzywali od pedałów i skurwysynów! A pan Boniek patrzy na to i się śmieje? W każdej normalnej ekipie w tej sytuacji kierownictwo samo podałoby się do dymisji. Tak byłoby na pewno w 74 r. Zresztą trener Anglii Glenn Hoddle kiedyś powiedział coś niefortunnego o niepełnosprawnych i następnego dnia już go nie było.

Pan nie gryzie się w język.

No gdybym był trenerem, to musiałbym się ugryźć, ale wtedy nie byłbym sobą. Zresztą nie każdy może i powinien być selekcjonerem. Janas, choćby, nie ma trzeźwego spojrzenia na futbol i wiadomo, o co chodzi. Na takim stanowisku nie może być ktoś, kto ma problemy z samym sobą. A Boniek? Ma tyle wspólnego z trenerką co ja, czyli niewiele. To jakby dać małpie brzytwę i żądać od niej, żeby bezkrwawo ogoliła frajerów, ale nikt mnie nie słuchał. Tomaszewski defetysta, persona non grata itd. Poza tym cały czas nie wyjaśniona jest sprawa, dlaczego Boniek zrezygnował. Kto podpisał umowę Canal+ na 100 milionów dolarów za transmisję ligowych meczów? Z jednej strony był to Boniek, z drugiej Rywin. I nikt nie wziął prowizji, czyli nikt nie pośredniczył.

Czy coś pan sugeruje?

Gdyby nie było afery Rywina, Boniek nadal byłby trenerem… Skojarzmy fakty: Boniek podał się do dymisji 2. grudnia. Grudzień, styczeń, luty – w piłce nic się nie dzieje, ale 50 tysięcy złotych można co miesiąc inkasować. Nie jest to dziwne, zrezygnować ze 150 tysięcy?

Na biednego nie trafiło.

Z bogactwem Bońka to coś nie tak. Wiarygodni ludzie powiedzieli mi, że Boniek przyjechał do Polski bez grosza. Spłukany wrócił zarobić (śmiech).

Chyba pana nie martwi to, że w PZPN-ie jest źle? Zawsze można kogoś skrytykować.

Taak, ja Listkowi życzę, żeby był szefem PZPN-u dwadzieścia lat (śmiech). O czym ja bym pisał, gdyby w PZPN-ie byli normalni ludzie? Gdyby nie było mumii nie mających żadnych propozycji dla kibiców? Kto by mnie wtedy czytał? Sytuacja w PZPN-ie do złudzenia przypomina tę w PZU i ZASP-ie. Był pan Wieczerzak, było bajecznie i kolorowo, przyszedł następca, zobaczył kwity – Wieczerzak siedzi. Był Kazio Kaczor, było bajecznie i kolorowo, przyszedł Olgierd Łukaszewicz, zobaczył kwity i jest akt oskarżenia.

To pana zdaniem Listkiewicz będzie siedział?

Na pewno, jak przyjdzie nowy prezes i odtajni akta, to Listkiewicz będzie wyjaśniał dużo spraw. Niegospodarność, przekręty, afery itd.

Jakiś przykład?

Chociażby zbiorowy gwałt w Finlandii w 2000 r. Czterech naszych juniorów było zaangażowanych, trzech gwałciło. Chłopcy zdobyli złote medale i poszli do dyskoteki z trenerem Wojtowiczem. Następnego dnia, w poniedziałek o ósmej rano mieli samolot, ale o szóstej zapukała policja. 15-letnia Finka zeznała, że Polacy ją spili i zgwałcili. W tej czwórce był m.in. Przemysław Kaźmierczak, zawodnik Piotrcovii, który nie gwałcił. Dziewczynie pokazana właśnie jego, a ona, że owszem – to jeden z nich. Dwanaście dni siedział w fińskim więzieniu. Drużyna wróciła i jakiś historie, że na testach w jakimś klubie został, u jakiejś ciotki… Zrobiono mu test DNA, no ale ten nic nie wykazał z oczywistych powodów, a sprawę zatuszował Listkiewicz i Boniek. Zero odszkodowań. Znam nazwiska całej czwórki, sprawę przekazałem do szefa komisji sejmowej Drzewieckiego (Mirosław Drzewiecki, szef Komisji Kultury Fizycznej i Sportu – przyp. aut.) oraz przez NIK do Polskiej Konfederacji Sportu. I nic. Sprawie ukręcili łeb, a ja mam wszystkie dokumenty.

Spotkał pan tych chłopaków?

Nie, ja tylko sprawę nagłośniłem, a PZPN na to, że nie chcieli chłopcu robić krzywdy. Listkiewicz powiedział, że tam się właściwie nic nie stało, bo to była jakaś bywalczyni dyskotek, pijaczka. 15-latka?

A czy nie zdarzają się pod pana adresem jakieś pogróżki?

Nie, nigdy. Bałem się kiedyś tylko kominiarza. Jak wiem o jakimś draństwie, skurwysyństwie, nie popuszczę. Poza tym rywale naszych juniorów robią kariery, a nasi piją, ćpają i nie radzą sobie ze sobą.

Skoro jesteśmy przy złym prowadzeniu się, którzy piłkarze pana zdaniem mają w tej dziedzinie największe osiągnięcia?

O bramkarzach może nie będę mówił, żeby nie powiedzieli, że to na siebie powinienem wskazać. Mirosław Pękala, ze Śląska, Marciniak. Świetnie się zapowiadali, ale zmarnowali swoje talenty. Marciniak zresztą zmarł w tym roku. Gazza, choć trudno powiedzieć, że się w jakiś sposób nie spełnił. Swego czasu George Best. Gerd Muller, który pod koniec kariery miał odlot nieprawdopodobny – alkoholowo-narkotykowy. Koledzy z Bayernu – Rummenigge i Beckenbauer podali mu rękę i wytrzeźwiał. A świeższe przypadki to Maciej Terlecki – półtoraroczny odlot i Igor Sypniewski – roczny. Poszli w używki. Bardzo się cieszę, że wrócili do życia. Jurek Dudek grał słabo w Liverpoolu po zgrupowaniach drużyny narodowej. A na mistrzostwach po miesięcznych przygotowaniach był beznadziejny! Powinien szybko przejść do hiszpańskiej ligi. Najlepiej do Barcelony. Z nim w składzie, byłby to najlepszy klub na świecie. Dudek gra w tej chwili przeciwko całej Anglii, bo Kirkland, nie dość, że jest dobrym bramkarzem, to jest kandydatem numer jeden do stania w bramce reprezentacji, pupilkiem całej Anglii. Dudek gra do pierwszej szmaty. Potem będzie ława, z której nie wróci na boisko.

Kto ma czy miał zły wpływ na drużynę Engela?

Hajto i Świerczewski. W zły sposób zdominowali reprezentację. Trwają kłótnie na temat reklam, ja rozumiem, ale wreszcie trzeba było się opanować: Panowie, kurwa mać, teraz są mistrzostwa świata, po chuj wam te 20, 30 tysięcy?! Potrzebny był ktoś, kto powiedziałby: Jeszcze ktoś z was będzie rozmawiał na temat zupek z panem Bońkiem, to szybciutko, wypierdalaj!

Skoro pańskie opinie tak często się potwierdzają, a pana prognozy sprawdzają, to czemu nie pomoże pan naszej piłce?

Nie mam propozycji z PZPN-u, a nawet gdybym miał, to i tak bym jej nie przyjął. Będą zmiany – zgłaszam swój akces, nawet na rzecznika prasowego.

A kto mógłby być nowym szefem Związku?

Ktoś spoza układów. Wpływowy polityk. Bielecki, Szmajdziński, Tusk, Płażyński.

A Lepper?

Bez przesady, zresztą Leppera mamy teraz na tym stanowisku (śmiech).

Tak pana określają, choćby w Internecie: „Lepper polskiej piłki nożnej”.

Zaraz, zaraz. Ja zaczynałem pisać, kiedy Leppera jeszcze nie było, w każdym razie publicznie. Jeśli już, to odwrotnie: „Lepper Tomaszewskim polityki”. Poza tym Lepper ma spraw ok. 50, a ja jak na zbawienie czekam na tę jedną z Listkiewiczem. Lepper stworzył kult jednostki, a to już nie działa. Dlatego nie ma już połowy drużyny.

A trenerem kadry narodowej kto powinien być? Ponoć Kasperczak miał propozycję, zanim został nim Janas?

Nie było takiej propozycji. Teraz dla ogólnej zgody twierdzi, że była. Tak też twierdzi Listek, ale łże. Najlepszy dowód jest taki, że Listek mówi, że rozmawiał z Liczką, a Liczka na to: takiej rozmowy nie było. Pic na wodę. Narodową trzeba oprzeć na Wiśle, a powinni ją prowadzić Kasperczak z Engelem. Przynajmniej tak należałoby dokończyć eliminacje do Mistrzostw Europy.

A jaki właściwie, pana zdaniem, jest poziom naszej narodowej reprezentacji?

Poziom? Boski. Bóg jeden wie, jak ona zagra. Wygrywamy z Kazachstanem 3:0, niby dobrze – wygrana, ale w stylu, że rzygać się chce. Z dobrym trenerem jesteśmy na poziomie Norwegii, Szwecji, Turcji.

Turcji?! To trzecia drużyna świata!

Nie, nie, nie. Dla mnie trzecią drużyną świata jest Hiszpania, Francja, Holandia. Turcja to taki przypadek jak Duńczycy, którzy z wczasów pojechali na Mistrzostwa Europy i wygrali je w 92 r.

Czy reprezentacja z pana czasów dałaby radę tej Engela?

Nie, nasze organizmy nie były wykorzystane w stu procentach, tak jak teraz. Różnica jest taka, że kiedy my graliśmy, to byliśmy zawodnikami światowego formatu. Każdy z Orłów Górskiego klasyfikowany był w piątce albo co najmniej w dziesiątce najlepszych zawodników świata. A kto dzisiaj? Dudek przez moment.

Proszę na zdradzić swoje największe marzenie.

Zobaczyć sejf w PZPN-ie, wszystkie dokumenty i umowy sponsorskie, które są w środku. No i zarząd komisaryczny w tej instytucji.

No, to wcale nas nie dziwi, że prezes Michał Listkiewicz zaproponował kiedyś załatwienie panu bezpłatnych badań medycznych. Ma pan chyba lekką obsesję na jego punkcie?

Niestety nie zaoferował żadnego lekarza, a ja podziękowałem za troskę o moje zdrowie i powiedziałem, że odwdzięczę mu się paczką na widzeniu.

Nie ma pan wrażenia, że PZPN traktuje pana zupełnie niepoważnie?

Ja wcale nie chcę, żeby traktowali mnie poważnie. Ja po prostu poważnie wykonuję swój zawód publicysty. Zresztą myślę, że traktują mnie coraz poważniej, tyle że nie ma politycznego przyzwolenia na rozpieprzenie PZPN-u.

Czyjego?

Andrzej Kraśnicki (prezes Polskiej Konfederacji Sportu – SLD), Mirosław Drzewiecki (PO), Krystyna Łybacka (minister edukacji i sportu – SLD) – twierdzą, że w polskiej piłce jest dobrze i będzie lepiej. Jeżeli oni kitują czterdziestomilionowy plebs, to świetnie, róbta tak sobie dalej.

Z tego wynika, że z każdej strony popierają PZPN i tylko pan jest przeciw.

I bardzo dobrze! Reprezentacja gra fatalnie, każdego dnia są jakieś afery w polskiej piłce, a oni twierdzą, że wszystko jest dobrze! Ja będę miał tematy do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej, jak mówi Owsiak.

Krytykuje pan głównie w prasie, w telewizji już pan nie pracuje…

Tak. Po MŚ dostałem propozycję nie do odrzucenia, albo będę mówił dobrze o reprezentacji Bońka, albo odchodzę. Natychmiast wysłałem faks z rezygnacją, choć miałem podpisany kontrakt.

A co z tym miał wspólnego Janusz Basałaj, szef redakcji sportowej TVP?

Dużo. Jak były przymiarki Basałaja do telewizji, to już wtedy powiedział w „Wyborczej”, że Szpakowskiego, Tomaszewskiego i Lubańskiego wypieprzy z telewizji. Basałaj to przyjaciel Bońka – podpisywali umowę z Canal+.

To kto pana wyrzucił z telewizji?

Boniek, Boniek… A jak teraz słyszę Basałaja?! To Ezop polskiego mikrofonu, opowiada bajki, Jasina to samo. Wystąpiłem kiedyś w programie Śpiewające fortepiany i doszedłem do wniosku, że muzyka nie przeszkadza mi w śpiewaniu, a Basałajowi w opowiadaniu bajek nie przeszkadza mecz. Jak go słyszę, krew mnie zalewa. Ojcem chrzestnym Basałaja jest Kwiatkowski. Jak się zmieni prezes, to on pierwszy leci. Rozmawiam ze środowiskiem – nikt nie może tego słuchać, on po prostu pieprzy. A czy ja chciałbym wrócić do redakcji sportowej? Ależ oczywiście!

W telewizji pan nie pracuje, można więcej czasu poświęcić własnemu hobby. Ma pan imponujący barek…

Jestem dumny z tej kolekcji. Ze dwieście butelek. Kupowane przeze mnie, prezenty i – na przykład – wygrane w zakładach. Mam sake od Jurka Engela. Założyłem się z nim o wynik jego debiutu. Miał być remis, a ja mówię: „Jureczku, zaczynam liczyć od trzech”. Było 3:0 dla Hiszpanii. Mam tequilę ze skorpionem. Mam sporo butelek w kształcie piłek. Mam butelkę w kształcie szabli z ormiańskim koniakiem.

Jak to się kolekcjonuje? Odkręca pan każdą i bierze łyczek?

Nie. Wszystkie są zakręcone.

A wieczorami, nie boi się pan takiego zestawu?

(Śmiech) Nie. Przerzuciłem się na winko.

To kto to wypije i kiedy?

To nie do picia .To kolekcja.

Łatwo w ten sposób skojarzyć Tomaszewskiego z butelkami…

Sądzą panowie, że alkoholik miałby taką kolekcję?

No wie pan, nie wiadomo…

Jak ktoś zbiera broń, to kim jest? Potencjalnym zabójcą? A kolekcjoner etykiet z pudełek po zapałkach? Piromanem?

A dlaczego w środowisku piłkarskim dużo się pije? Wystarczyło poczytać niedawno wspomnienia Wojtka Kowalczyka.

Kowalczyk trochę koloryzował, ale picie piłkarzy ma swoje dobre strony. Chodzi o stres, presję. Kiedy zaczynałem karierę trenerską w ŁKS-ie jako asystent Jezierskiego, ustaliliśmy z zawodnikami – panowie, nie interesuje mnie co robicie po sobotnim meczu. Tylko nie daj Boże, jak traficie do izby wytrzeźwień. Od wtorku jesteście już sprawdzani po 22. Mogę zadzwonić, mogę was odwiedzić. Dlaczego tak? Żeby rozładować napięcie po meczu. Raz, bo to tani pijak wtedy jest, po wysiłku wypije dwie lufy i ma już dosyć, a dwa, bo zawodnicy rozluźnieni wyjaśnią sobie wszystkie nieporozumienia. Wiem to z własnego doświadczenia.

A słyszał pan o paleniu trawki w latach 70.?

Nie. Chociaż ja raz zapaliłem. Byliśmy za Kazia Górskiego w Iraku. Nawet nie wiedziałem co to jest, pykali sobie po prostu fajki wodne. Zapaliłem, ale jakoś niedobrze tylko mi się zrobiło. Dwa razy pociągnąłem przy wszystkich zawodnikach i przy Górskim. Mówię do niego: Kaziu, spróbuję, a on na to: Dobra, próbuj. Były tylko dwa sztachnięcia, a ja jestem przecież dwumetrowy facet.

A co z seksem przed meczem?

W ogóle nie szkodzi. Chociażby Kaziu Deyna. To był taki samotny wilk, lubił polować. Po prostu się urywał (śmiech). A skuteczność miał dużą, bo wiadomo, że w latach 70. byliśmy popularni.

Polował tylko przed meczami towarzyskimi?

Nie. Kaziu to wszędzie, choć nie wiem akurat czy na MŚ w 74 r. też. A np. Brazylijczycy jeździli wtedy do burdelu. My nie mieliśmy tego problemu, bo byliśmy zbyt oszołomieni całą imprezą.

Nie żałuje pan, że w 82 r. wstąpił do PRON-u (Patriotyczna Rada Ocalenia Narodowego – przyp. aut.)?

Nie, broń Boże. W trakcie stanu wojennego byłem w Hiszpanii i widziałem te wszystkie mapki z Ruskimi. Poparłem stan wojenny, uważałem, że to nasza jedyna szansa. Alternatywa przed rzezią. Do PRON-u wstąpiłem świadomie wiedząc, że stracę na popularności. W PRON-ie byli też Piechnik (Antoni Piechniczek – przyp. aut.) i Szewińska. Dzięki socjalizmowi stałem się piłkarzem światowego formatu, więc nie mogłem powiedzieć: pieprzę socjalizm. Cały czas mi to wypominają, ale ja nigdy nie byłem w żadnej partii, ani w PZPR, ani w Solidarności.

A jest pan zadowolony ze swojego życia prywatnego?

No, trzy małżeństwa się nie udały. Ale nie mam do nikogo pretensji. Tylko do siebie. Dwa pierwsze, bo za często byłem poza domem, ostatnie chyba głównie dlatego, że z teściową nie mogłem się dogadać. Zresztą ostatnie małżeństwo trwa, żona mieszka w Warszawie. Taki stan zawieszenia. Kto wie jak to się skończy, ale mam teraz inne priorytety. Chociażby dwie córki.

Jaką kasę robi teraz Jan Tomaszewski?

Dużo kosztowały mnie moje małżeństwa, ale jestem niezależny finansowo.

Kogo chciałby pan obejrzeć na rozkładówce PLAYBOYA?

Izę Scorupco po drugim dziecku. Ciekaw jestem, jak wygląda (śmiech).

A kiedy zasłoniłby pan oczy?

Przed kurwikami w oczach (śmiech).