Wciśnij Enter aby zobaczyć wyniki lub Esc aby wyjść

Beata Pawlikowska

PLAYBOY nr 7, 2006

TEKST: Arkadiusz Bartosiak, Łukasz Klinke

fot. Tomek Bergmann


Jak wygląda życie seksualne dzikich?

Indianin spotyka się z Indianką w wiadomym celu, ale często nie mogą się nawet całować. Niektóre plemiona w ogóle nie znają takiej czynności. A nawet gdyby, to i tak nic by z tego nie wyszło. Kobiety często noszą dziwne wystające ozdoby, na przykład patyki, które skutecznie uniemożliwiają całowanie. Facet musiałby mieć dziurki w policzkach (śmiech).

Czym jeszcze różni się indiański seks od naszego?

Nie wiem. Musiałabym mieć równie bogate doświadczenia z życiem seksualnym tam i tu, żeby zajmować stanowisko w tej sprawie.

Po której stronie oceanu masz braki?

Oczywiście po tamtej! Co prawda z Indianami zdarzało mi się spotykać także romantycznie, ale te ich zaloty nie bardzo do mnie trafiały. Pamiętam, jak nad Orinoko jeden chłopak wyjątkowo sobie mnie upodobał i przyczajał się na mnie w dżungli, żeby nagle wyskoczyć i zabierać się do całowania.

A jednak. Czyli przynajmniej nie miał patyków w ustach.

Ja nie miałam, więc może była to dla niego jedyna szansa (śmiech). W każdym razie pozostawałam nieczuła na takie przedszkolne zaloty.

Ale zdarzali się pewnie adoratorzy bardziej męscy.

Kiedyś w czasie wyprawy do malezyjskiej dżungli upodobał mnie sobie pewien Taj. Postawił sobie za cel zawarcie bliskiej znajomości. Wykorzystywał wszystkie znane sobie sposoby. Najpierw mnie śledził, co nie było przyjemne, ale dzięki temu uratował mi życie. Kiedy cała ekipa zniknęła i zostałam sama w dżungli, on mnie stamtąd wyprowadził.

I mógł oczekiwać zapłaty.

Mógł, ale postawił na czekoladę (śmiech). Częstował mnie przez całą drogę. A ja nie lubię słodyczy. Wtedy przerzucił się na specjalności tajskie, chrupki krabowe i temu podobne. Okropne. Potem próbował mnie skusić na swoją pozycję. Okazało się, że jest właścicielem fabryki klimatyzatorów. Kiedy i ta wiadomość nie zrobiła na mnie wrażenia, rozchylił koszulę i pokazał ciężki złoty łańcuch z posążkiem Buddy ze szlachetnego kamienia. To też nie podziałało. Zaplanował więc kolejny atak. Na noc zostaliśmy w hotelu, oczywiście w osobnych pokojach. W pewnym momencie słyszę pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam zareagować wchodzi mój Taj, jest w szlafroczku i trzyma ręcznik. Mówi, że mu się popsuł prysznic i czy może skorzystać z mojego.

Scenka z taniego filmu porno.

To wy oglądacie takie filmy? (Śmiech). Na całe szczęście szlafrok zdjął dopiero w łazience. Siedział pod tym prysznicem chyba z godzinę. Wyszedł w końcu cały pachnący od olejków i kremów… A ja nic. Jak spojrzał na mnie, a musiałam mieć raczej zmęczony i znudzony wyraz twarzy, to tak się zdumiał, że nie mógł z siebie słowa wykrztusić. W końcu spytał: „No i co?”. A ja: „No i dobranoc”. I tak się rozstaliśmy.

Przystojny był chociaż?

Niespecjalnie. Chociaż przystojny to jeszcze za mało. Gdyby był interesującym mężczyzną, czyli posiadał kilka niezbędnych cech, to nie musiałby się tak wygłupiać z tym złotem i czekoladą.

Jakich cech?

Mężczyzna musi być inteligentny i bystry. Powinien być wyzwaniem intelektualnym. I mieć w sobie iskrę. Siłę. Faceci, którzy wymagają opieki są – mam nadzieję – już poza mną…

A dużo jest takich?

Kobiet wśród mężczyzn jest więcej niż wśród kobiet.

O rany! Ale nie wszyscy z nich są gejami?

(Śmiech). Oczywiście, że nie. Wręcz przeciwnie! Są jak najbardziej heteroseksualni. A ja akurat mam możliwość łatwego odnajdywania takich mężczyzn. Na przykład kiedy zabieram ich na wyprawy do dżungli. W Polsce oni są jeszcze bardzo macho. Na miejscu zamieniają się w producentów żelatyny, czyli inaczej mówiąc – drżą ze strachu jak galareta.

Jesteś w stanie poznać, który macho będzie mdlał ze strachu?

Of course (śmiech). To jest w tym wszystkim najprzyjemniejsze. Raz w grupie znalazł się pan, który był przekonany, że za moment zginie. I tak było codziennie. Wszystkich zamęczał opowieściami o tym, jak śmierć go zastanie. I że już nie wróci do domu. Do tego miał wygórowane wymagania żywieniowe. Jadł tylko ryby, ptaki i warzywa. A jak już się przekonał, że będzie musiał zjeść makaron, bo nic innego nie ma, to nie pozwalał mieszać makaronu z dwóch torebek.

A co by się stało od zmieszania klusek?

Pytałam go o to samo. „Czy chcesz powiedzieć, że komuś to zaszkodzi?”. „Tak. Mnie” (śmiech). Jestem cierpliwa.

Rozumiemy, że tacy faceci nie są w twoim typie. Powiedz jednak, ile razy uległaś w podróży.

Raz była to fascynacja, pozostająca w sferze nieskonsumowanej. I nie dotyczyła turysty. Spotkałam kiedyś Indianina, który czekał na dziewczynę mieszkającą w gwiazdach. Co wieczór kładł się na ziemi i wpatrywał w niebo. A ponieważ był mężczyzną zacnej urody, poczułam do niego rodzaj uczucia, które być może zostałoby uruchomione, gdyby spotkało się z odzewem z drugiej strony. Bo ja wierzę tylko w szczęśliwą miłość.

Zakochałaś się, ale nie byłaś niestety dziewczyną z gwiazd.

Nie zakochałam się. Zostałam na pomarańczowym świetle. Zielone się nie zapaliło, bo nie było odzewu.

I to był ten jedyny raz?

Nie. Spotkałam też takiego Indianina… (uśmiecha się i poprawia włosy), który postanowił zostać katolickim księdzem. Opuścił swoją wioskę i przez kilka lat uczył się w seminarium, ale przed święceniem stwierdził, że nie jest gotowy do podjęcia takiej decyzji. Postanowił wrócić do swojego plemienia i jeszcze raz wszystko przemyśleć. Spotkałam go w momencie, kiedy wyruszał do dżungli i nie chciał mieć nic wspólnego z naszym światem. Gdybyśmy się spotkali miesiąc wcześniej albo miesiąc później, to kto wie… Ale nie żałuję. Wierzę, że wszystko ma swoje miejsce i czas. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.

No dobra, powiedz to w końcu. Zdarzył ci się seks w dżungli?

I dżungla w seksie też. Słyszałam też wielokrotnie Indian, którzy to robili. A jeśli chodzi o uczestników moich wypraw, to chyba zachowywali się wyjątkowo dyskretnie, bo dżungla amazońska to najlepsze miejsce na świecie, żeby zgodnie ze staropolską tradycją poszukiwać mrówek.

A dlaczego nie chciał cię wódz, któremu byłaś przeznaczona? To była dopiero okazja.

Ale który wódz? Bo było dwóch.

Opowiedz o obydwu.

Poznałam wodza, który miał mnóstwo żon, ale którejś nocy zawalił się dach jego chaty i wszystkie żony, poza jedną, zginęły.

I musiał odbudować harem…

Właśnie, że nie. Wódz już był stary i uznał, że to znak i że nie będzie brał więcej żon. Ale wojownicy stwierdzili, że to bardzo niedobrze. O sile myśliwego świadczy to, ile żon i dzieci jest w stanie wyżywić. Ale wódz powiedział, że żadna mu się nie podoba. Wojownicy postanowili, że wobec tego przywiozą mu dziewczynę niepodobną do Indianki. I przywieźli… blondynkę (śmiech). Wódz spojrzał na mnie i powiedział: „Ona? Taka wyblakła?”. Nie nadawałam się.

A ten drugi wódz?

Miał niebieskie oczy.

Potomek konkwistadorów?

Pewnie tak. W każdym razie wszystkie jego żony miały oczy ciemne, a on koniecznie chciał dziedzica z oczami jak on. Rozesłał wici, że poszukuje żony o niebieskich oczach. Podstępem przywieziono mnie do wioski. Dostałam chatę na uboczu. W nocy obudziły mnie dziwne odgłosy. Zobaczyłam w ciemności parę świecących oczu. Nie miałam pojęcia, co to jest. Jedyna forma obrony, jaka mi przyszła do głowy, to śpiew. Zaczęłam na cały głos śpiewać Strangers in the Night. Poskutkowało. Oczy się zawahały i znikły w ciemności. Następnego dnia wódz rozkazał moim przewodnikom, że mam się czym prędzej wynosić. Powiedzieli mi później, że jestem zbyt hałaśliwa jak na żonę wodza.

Ile kosztuje hektar ziemi w dorzeczu Amazonki?

To sekret handlowy. Brazylijską ziemię kupiłam w Kolumbii od mojego znajomego Kolumbijczyka – ornitologa.

Hektar nienajlepszej ziemi w Polsce kosztuje około trzech, czterech tysięcy złotych. A ty tam masz swoje 40 ha.

Ziemia w Amazonii w takim razie jest tańsza. Kiedyś myślałam, że zbuduję tam dom, ale ponieważ to już jest czyjś dom, to zmieniłam plany.

To znaczy czyj dom?

Mieszkają tam owady, papugi, węże. Żeby zbudować dom, trzeba by je zniszczyć. Więc moja ziemia będzie sobie spokojnie żyła i nic więcej. A jakbym chciała gdzieś pomieszkać to zawsze mogę liczyć na schronienie u ornitologa, który zresztą pilnuje, by nikt na mojej ziemi się nie osiedlił. Bo to jest spory problem. Papiery własnościowe można mieć w Polsce, ale w Amazonii ktoś przyjeżdża, wycina drzewa, buduje dom i nic mu nie można zrobić.

Zajmijmy się teraz Pawlikowską – podlotką. Dlaczego uciekałaś z domu?

Bo chciałam być wolna. Nie mogłam znieść żadnych zakazów i nie znosiłam chodzić do szkoły.

I chodziłaś po ulicy w kapeluszu z dziecięcej nakładki na deskę klozetową. To była wolność?

Tak. Podobnie jak tańczenie na ulicy i chodzenie w spodniach od piżamy do szkoły. W ten sposób pokazywałam, że jestem wolna i nie obowiązują mnie zakazy. Rodzice próbowali to zmienić, ale się nie udawało, więc pozostawało im tylko załamywanie rąk.

A jak szybko potrafisz posłać łóżko?

A po co w ogóle słać łóżko?

Byłaś pokojówką…

Aaaa, tak! Pewnie. Wiecie, jak trudno jest posłać hotelowe łóżko?! To nie to co w domu. Trzeba zrobić podwijanie, a łóżka w hotelu to głównie king size’y. Pokojówki robią to w parach. Wtedy kilka ruchów i gotowe.

Zostało ci coś z tej pracy? Jesteś pedantką?

Skąd. Byłam też kiedyś operatorem komputera przemysłowego w Zakładzie Elektronicznej Techniki Obliczeniowej w Koszalinie. Dzisiaj już chyba nie ma takich komputerów, ale zakład istnieje. Moim zadaniem było przepisywanie ręcznie wypełnianych przelewów. Rekord – osiemdziesiąt tysięcy znaków na miesiąc. Pracowałam na trzy zmiany i czułam, że marnuję życie.

A jak poszła ci kariera sprzedawczyni w sklepie?

Ja nie sprzedawałam, tylko pakowałam zakupy. W domu handlowym Saturn, doskonale znanym w Koszalinie. Jest tam chyba od stu lat. Stałam przy płachtach pakowego papieru i czekałam aż ktoś podejdzie. Nikt mnie jednak pakowania nie nauczył. Do dzisiaj nie umiem (śmiech).

Byłaś też kelnerką w Londynie. Podrywali cię klienci?

Jeden pan, który przychodził codziennie do pubu, w którym pracowałam, zapytał któregoś dnia, czy mam chłopaka. Powiedziałam, że tak. A on wtedy spytał, czy może szukam lepszej pracy. Mówił, że chodzi o pracę biurową. Umówił się ze mną na spotkanie. Miał piękny dom, pełen rzeźb i drogiego sprzętu. Zaprowadził mnie schodkami w dół do podziemi i otworzył pierwsze biuro: całe obite czerwonym pluszem, na środku wielkie czerwone łoże, a na ścianach powieszone skóry, pejcze i kajdanki. Pomyślałam, że jak spanikuję, to mnie uwięzi. Udawałam, że nie zrobiło to na mnie wrażenia. Pokazał mi jeszcze drugie biuro i oznajmił, że jak nie mam doświadczenia, mogę poćwiczyć na nim. Powiedziałam, że się zastanowię i wyszłam. I już tam nie wróciłam.

Podobnie chyba było w sprawach alkoholowo-narkotykowych?

Alkohol wciąga, tak samo jak narkotyki, bo słabym ludziom daje złudzenie siły. Ja też próbowałam sobie w ten sposób „polepszyć” życie, aż pewnego pięknego dnia zrozumiałam, że to oszukiwanie samego siebie. Żeby dobrze żyć, trzeba być silnym i podejmować świadome decyzje.

Ale nie wahałaś się wypić magicznego napoju?

Nie. Naturalne halucynogeny nie są narkotykami. Grzybki, liście koki, które żułam, piłam, a nawet przywiozłam do Polski – są legalne i nieszkodliwe. A wam koka pewnie od razu kojarzy się z kokainą, tak? Na tej samej zasadzie można porównać winogrona do wina. Kokaina to chemicznie przetworzone liście koki.

Dzięki za uświadomienie. My jesteśmy przecież grzecznymi chłopcami i o takich sprawach nie mamy pojęcia. A powiedz, często jesteś w dżungli na haju?

Nigdy, bo na haju jest się tylko po używkach chemicznych. Środki halucynogenne używane przez Indian nie służą do tego, by przeżyć coś niezwykłego i być na haju. Służą konkretnemu celowi – przeniknięciu do świata duchowego.

Tak jak LSD.

Myślę, że zażywający LSD robią to tylko po to, żeby przeżyć coś niezwykłego, a nie żeby pomóc innym ludziom. Żaden Indianin nie jest narkomanem, bo ma inne intencje. Szaman jest jedynym człowiekiem łączącym świat, który widzimy, ze światem, którego nie widać. Jedynym sposobem na przeniknięcie do świata duchów jest zażycie jakiegoś środka halucynogennego.

I się od tych duchów nie uzależniają?

Jedyne znane mi przypadki uzależnienia od duchów występują w tanich horrorach produkcji amerykańskiej. Dżungla amazońska to inny świat, którego nie można porównać do tego, co znamy z Europy. Kiedy wędrowałam w Andach, bez przerwy żułam liście koki, walcząc w ten sposób z chorobą wysokościową. Po powrocie do Polski nie miałam na nie ochoty, więc nie jestem uzależniona. A wiecie co robią przewodnicy, którzy zgarniają turystów? Częstują ich łyżeczką mambe, czyli takim zielonym proszkiem z liści koki, który umieszcza się pod policzkiem. Przez dziesięć minut nie można mówić, a potem nabiera się fantazji, wszystko ci się podoba, chcesz skakać na bungee i wydawać tysiąc dolarów za wycieczkę. Wszyscy dają się na to nabrać.

A co poza liśćmi koki przywozisz ze swoich wojaży do Polski?

Jak to powiem, to celnicy zaczną mnie strasznie trzepać (śmiech).

Celnicy Playboya tylko oglądają…

Przemycałam różne egzotyczne owoce, ale też mięso słonia i narkotyk, którego używają Indianie Yanomami – yopo. To halucynogen wdmuchiwany do nosa przez rurkę bambusową. Wrażenie jest takie, jakby ktoś do środka głowy wdmuchnął wam garść pieprzu. Ból i pieczenie. Poza tym przywiozłam mambe.

By wpadać w euforię?

By pokazywać ją ludziom na spotkaniach autorskich. Mnie nie kusi zażywanie, bo lubię być świadoma, tego co robię i nie znoszę, gdy coś mąci mi w głowie.

Jak byłaś mała chciałaś być prezydentem USA. Ponieważ już wiesz, że nim nie będziesz, to może myślisz o kandydowaniu na prezydenta RP?

A kto powiedział, że nie będę prezydentem Ameryki? Wszystko jest możliwe.

Tylko ktoś urodzony w Stanach może kandydować na ten urząd, więc…

To się może zmienić. Hipotetycznie wyobraźmy sobie, że zakocha się we mnie kongresmen, który może zmienić konstytucję.

Ale on sam przecież nie zmieni konstytucji!

No to zakochają się we mnie wszyscy kongresmeni! Teoretycznie mówimy, tak? Poza tym jeśli myślą o tym, żeby zmienić konstytucję dla Arnolda, to skąd wiecie, że nie zmienią jej dla mnie?! Nie zgadzam się. Co to znaczy, że nigdy nie będę prezydentem USA?! Wycofajcie to! Ja mam rewolucyjne poglądy na politykę. Uważam, że światem nie powinni rządzić politycy. To się nadaje do Playboya, bo polityka to dwaj goli faceci pod jedną kołdrą. Każdy próbuje tak pociągnąć tę kołdrę, żeby pokazać, że ten drugi jest goły. I kto głośniej krzyczy, ten wygrywa. Dlatego każdy polityk powinien być co trzy, cztery lata poddawany detoksykacji. Po trzech latach zajmowania się polityką szedłby do normalnej pracy – w urzędzie, szkole, sądzie. Wtedy potrafiłby zachować właściwe proporcje. Bo światem powinni rządzić mędrcy, a nie politycy. Widzicie, kto startuje w wyborach…

Widzimy, że ty nie startujesz.

Bo jeszcze nie nadszedł ten moment. Ale na pewno nadejdzie i świat się zmieni. Ludzie zmądrzeją i przestaną głosować na polityków.

Kiedy?

Nie wiem. Być może napiszemy o tym w Playboyu, ludzie to przeczytają i zrozumieją. Przedrukuje to Playboy amerykański, przeczytają kongresmani i powiedzą: „Świetnie, zmieniamy konstytucję, niech ona będzie naszym prezydentem”.

Aha… Ale jednak łatwiej nam uwierzyć, że będziesz prezydentem Polski. No więc jak, pokandydujesz?

W tej chwili sprawowanie władzy w Polsce wiąże się z polityką, a polityka to bagno.

A jak sprawowanie władzy może się nie wiązać z polityką?

Przecież wam tłumaczę. Może się wiązać z mądrością.

Jak ma wyglądać mądra władza?

To mądrzy ludzie, którzy są niezwiązani z polityką. Ludzie, którzy chcą dobra, a nie władzy i pieniędzy.

Czyli będziesz kandydować na prezydenta…

Maybe one day…

Powinnaś pisać antyutopie, a nie książki podróżnicze.

Chodzi o to, żeby rządzili nami ludzie wiarygodni, uczciwi i godni zaufania.

Kto ich wybierze?

Wyborcy wiarygodni, uczciwi i godni zaufania. Kiedyś tacy się pojawią. Bo w końcu przecież wybuchnie ogólnoświatowa rewolucja DOBRA.

Są jeszcze dwie równie prawdopodobne w twoim życiu możliwości jak zostanie prezydentem USA – bycie Picassem i Brucem Lee. Dlaczego chciałaś być i jednym i drugim?

Picassa cenię jako artystę, ale nie chciałabym nim być, bo to okropny facet. Też jestem artystką, ale nie maluję jak Picasso, bo po co powtarzać jego sztukę. Wolę robić swoją.

A co z Brucem?

Fascynowała mnie jego totalna kontrola nad własnym ciałem. Bardzo bym chciała skakać parę metrów w górę. Chciałabym też być niewidzialna. Przechodziłabym przez ściany i obserwowała ludzi.

Podglądaczka!

Oczywiście. Jak mogę, to zawsze zaglądam ludziom w okna.

Chciałaś być także kierowcą TIR-a.

To był mój pomysł na podróżowanie. Dzisiaj już o tym nie marzę, bo znalazłam inny sposób na jeżdżenie po świecie.

A wielcy faceci podwożą cię wielkimi ciężarówkami?

Zdarza się. Na przykład w Paragwaju faceci jeżdżą w samotności tysiące kilometrów i żeby to jakoś przetrwać, zażywają narkotyki. Takim lepiej nie wchodzić w drogę.

Jesteś idealną singielką?

Jeżeli singiel to osoba, która nie ma kłopotu z tym, że jest sama – to tak.

A czy rozstanie z naczelnym kowbojem RP było spowodowane waszym obopólnym zamiłowaniem do spędzania czasu w samotności?

Nie.

Był ślub, czy nie?

Było pół ślubu, by sumienie jednej ze stron czuło się spokojne. Do dzisiaj w dowodzie jestem panną.

Myślałaś kiedyś, co stałoby się z twoją pasją, gdybyś miała dzieci?

Myślałam. Dlatego ich nie mam. To moja świadoma decyzja. Uważam, że mając dzieci, trzeba je kochać, poświęcać im czas i uwagę, być odpowiedzialnym. Gdybym była mamą, moją pasją prawdopodobnie byłoby wychowywanie dzieci i sprawianie, żeby były szczęśliwe. Podsumowując, nie chcę mieć nieszczęśliwych dzieci.

Masz w ogóle przyjaciół?

Mam wielu znajomych, których lubię i szanuję. Ale przyjaciel to ktoś, komu mogę w stu procentach zaufać i na kogo mogę zawsze liczyć. Takich przyjaciół nie mam.

Czujesz się feministką?

Tak, jeżeli feministka to ktoś, kto uważa, że sam może decydować o swoim życiu, nie bacząc na zdanie innych ludzi.

A co myślisz o corocznych Manifach?

One trochę obnażają słabość kobiet. Jeżeli panie muszą głośno krzyczeć, że są kobietami, to chyba czują się zagrożone. A nie jest to wina mężczyzn. Siłę można pokazać tylko poprzez działanie, a nie krzyczenie.

Śmieszą cię kawały o blondynkach?

Jeżeli są śmieszne. Na przykład ten o odzyskiwaniu dżemu.

W jakim najbardziej egzotycznym miejscu na ziemi widziałaś Playboya?

W dżungli nad Amazonką. Zabrał go z Polski jeden z uczestników mojej wyprawy. Widziałam Playboya w hamaku na werandzie wśród papug, skorpionów i węży. Czyż to nie piękne tło dla piktorialu?

Gdybyś dostała propozycję sesji dla nas, zgodziłabyś się?

Gdybym była przekonana, że mam takie ciało, które chcę pokazać, to tak. A więc nie (śmiech).

Ale na początku pracy w Radiu Zet przysłałaś wszystkim pracownikom swoje „słynne” zdjęcie…

Zdjęcie było zrobione na basenie. Byłam w stroju kąpielowym, opierałam się o brzeg basenu i chyba rzeczywiście wyglądało tak, jakbym tego kostiumu nie miała. Dzisiaj nie wysłałabym żadnego zdjęcia. Jak wracałam do Zetki, wysłałam wszystkim zaproszenie na tort.

I nikt nie przyszedł!

Wszyscy przyszli.

Kogo chciałabyś zobaczyć na naszej rozkładówce?

Obecnego redaktora naczelnego. Interesujący mężczyzna. Niech się rozbierze. (śmiech). Pamiętam jego zdjęcie w wannie z kaczuszką. Nic nie było widać, ale może to lepiej (śmiech)?

A z kobiet?

Może zamiast podawać konkretne nazwisko, zaproponuję sesję grupową. Chciałabym zobaczyć wszystkich polityków świata w seksownej bieliźnie. Podłączonych do wykrywaczy kłamstw. Rety, przecież to naprawdę można zrobić!

Na skróty:

O nas:

Mężczyźni bardzo często są blondynkami.

O nich:

W dżungli ludzie dzielą się na przestraszonych i nie przestraszonych.

O sobie:

Mogłabym być czyimś mężem, bo nie jestem chyba typem żony.